[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cyprysów, tylko oliwki, sÅ‚yszaÅ‚em w odpowiedzi. Ale teraz znaÅ‚em prawdê.
Wioska La Verge le¿y na poÅ‚udniowym krañcu dÅ‚ugiej doliny otoczonej od
wschodu i zachodu wysokimi skaÅ‚ami. Wynaj¹Å‚em samochód. Przycisn¹Å‚em
210
pedaÅ‚ gazu i zostawiaj¹c za sob¹ chmurê pyÅ‚u ruszyÅ‚em na północ. Wzgórza
rosły w oczach. Drzewa, które widziałem z wioski, rzeczywiScie były oliwka-
mi. Lecz skaÅ‚y o barwie oÅ‚owiu wygl¹daÅ‚y dokÅ‚adnie tak samo jak na obrazach
Van Dorna. PrzyspieszyÅ‚em drog¹ wij¹c¹ siê wSród wzgórz. Na szczycie jed-
nego z nich znalazÅ‚em odrobinê miejsca na zaparkowanie wozu i czym prêdzej
wysiadÅ‚em. W któr¹ stronê siê udaæ? Pod wpÅ‚ywem impulsu ruszyÅ‚em w lewo.
OkazaÅ‚o siê, ¿e moja decyzja nie byÅ‚a caÅ‚kiem przypadkowa. Zbocza
wzgórz miaÅ‚y w sobie niesamowit¹, dramatyczn¹ estetykê. RzucaÅ‚a siê w oczy
jakaS dzikoSæ krajobrazu, poczucie gÅ‚êbi, substancjalnoSci. Tak jak w dzie-
Å‚ach Van Dorna.
CoS pchaÅ‚o mnie przed siebie. DotarÅ‚em do wzgórz kwadrans po pi¹tej.
Czas jakby dziwnie siê zagêSciÅ‚. Zegarek pokazywaÅ‚ dziesiêæ po siódmej.
SÅ‚oñce pÅ‚onêÅ‚o karmazynowo, zni¿aj¹c siê nad szczytami wzgórz. Pozwoli-
Å‚em krajobrazowi prowadziæ siê w moich poszukiwaniach. Grzbiety i paro-
wy ukÅ‚adaÅ‚y siê w labirynt, za ka¿dym zaÅ‚omem skaÅ‚y ukazywaÅ‚a siê prze-
szkoda lub niewielka przeÅ‚êcz, wskazuj¹c mi drogê. MiaÅ‚em poczucie, ¿e
jestem& Tak, to wÅ‚aSciwe sÅ‚owo: sterowany. Okr¹¿yÅ‚em wystêp skalny i zbie-
gÅ‚em po stoku; nie zwracaÅ‚em uwagi na ciernie rozdzieraj¹ce mi spodnie
i krew na dÅ‚oniach. ZnalazÅ‚em siê na krawêdzi skalnego w¹wozu, na którego
dnie wSród ostrych głazów rosły cyprysy.
Zbocze byÅ‚o strome. ZeSlizgiwaÅ‚em siê po ostach, nie dbaj¹c o ich ostre
ukÅ‚ucia. GÅ‚azy prowadziÅ‚y mnie w dół. Wbrew zÅ‚ym przeczuciom za wszelk¹
cenê pragn¹Å‚em dostaæ siê na dno parowu.
Ten skalny kocioł pełen głazów i cyprysów, ten cierniowy komin widzia-
Å‚em nie tylko na obrazie Van Dorna, lecz tak¿e na nieudolnych płótnach
Myersa. Dlaczego to miejsce wywarÅ‚o na nich tak przemo¿ny wpÅ‚yw?
Odpowiedx przyszÅ‚a prêdzej ni¿ siê spodziewaÅ‚em. UsÅ‚yszaÅ‚em j¹, zanim
zobaczyÅ‚em, choæ sÅ‚owo to nie oddaje tego, co poczuÅ‚em. Dxwiêk byÅ‚ tak nikÅ‚y
i tak wysoki, ¿e niemal poza granic¹ sÅ‚yszalnoSci. W pierwszej chwili pomy-
SlaÅ‚em, ¿e stan¹Å‚em w pobli¿u gniazda szerszeni. W nieruchomym powietrzu
wypeÅ‚niaj¹cym parów wyczuÅ‚em delikatn¹ wibracjê. To byÅ‚o jak swêdzenie
skóry tu¿ koÅ‚o bêbenków usznych. OdgÅ‚os skÅ‚adaÅ‚ siê z wielu identycznych
dxwiêków, które zlewaÅ‚y siê jak bzyczenie owadów. Jednak ton tego dxwiêku
byÅ‚ o wiele wy¿szy. PrzypominaÅ‚ chór zawodz¹cych rozpaczliwie gÅ‚osów.
Marszcz¹c brwi, zrobiÅ‚em kolejny krok w stronê cyprysów. Swêdzenie
skóry wewn¹trz ucha staÅ‚o siê tak nieznoSne, ¿e siêgn¹Å‚em rêkami do skroni.
Zbli¿yÅ‚em siê do drzew. Nagle zobaczyÅ‚em to wyraxnie. ZdjêÅ‚o mnie przera-
¿enie. Cofn¹Å‚em siê, ale byÅ‚o ju¿ za póxno. SpoSród drzew jak bÅ‚yskawica
strzeliÅ‚o ku mnie coS; byÅ‚o tak maÅ‚e, ¿e ledwie dostrzegalne.
Trafiło mnie w prawe oko. Ból był tak straszliwy, jak gdyby ktoS przebił
rozgrzan¹ igÅ‚¹ moj¹ siatkówkê i siêgn¹Å‚ ni¹ a¿ do mózgu. ZakryÅ‚em oko pra-
w¹ dÅ‚oni¹ i zawyÅ‚em przeraxliwie.
211
CofaÅ‚em siê dalej, a ból narastaÅ‚, jakby lada chwila miaÅ‚ rozsadziæ mi
czaszkê. Kolana ugiêÅ‚y siê pode mn¹. Osun¹Å‚em siê na zbocze i straciÅ‚em
przytomnoSæ.
ByÅ‚o po północy, gdy dojechaÅ‚em do wioski. Oko ju¿ mnie nie bolaÅ‚o, ale
moje przera¿enie wzrosÅ‚o. Jeszcze nie caÅ‚kiem przytomny po omdleniu w w¹-
wozie, wszedłem do kliniki i spytałem, gdzie mieszka Clarisse. Skłamałem,
¿e mnie do siebie zaprosiÅ‚a. Nieco rozespana salowa zmarszczyÅ‚a brwi, ale
podała adres. Wsiadłem w samochód i pojechałem do wioski.
W mieszkaniu Clarisse paliÅ‚o siê SwiatÅ‚o. ZapukaÅ‚em do drzwi, ale nikt
nie otworzyÅ‚. ZapukaÅ‚em mocniej. W oknie poruszyÅ‚ siê cieñ. ZatoczyÅ‚em siê
do Srodka, gdy tylko otwarÅ‚y siê drzwi. Clarisse staÅ‚a przede mn¹ w samym
szlafroku; kobieta siedz¹ca na łó¿ku w sypialni zasÅ‚oniÅ‚a piersi przeSciera-
dÅ‚em i zerwaÅ‚a siê, ¿eby zamkn¹æ drzwi.
 Co to ma znaczyæ?  zawoÅ‚aÅ‚a Clarisse.  Nie zapraszaÅ‚am ciê!& Jak
Smiesz&
 Nie mam czasu wyjaSniaæ  wykrztusiÅ‚em.  Bojê siê. Potrzebujê two-
jej pomocy.
Clarisse zacisnêÅ‚a szlafrok.
 CoS mnie uk¹siÅ‚o, chyba zostaÅ‚em zara¿ony jak¹S chorob¹. Pomó¿ mi.
Daj mi jakieS antybiotyki, jak¹S szczepionkê. Cokolwiek. Mo¿e to jakiS wi-
rus albo grzyb. Mo¿e dziaÅ‚a jak bakteria.
 Co siê staÅ‚o?
 Nie mamy czasu. MogÅ‚em poprosiæ o pomoc w szpitalu, ale oni by nie
zrozumieli. Potraktowaliby mnie tak samo jak Myersa, uznaliby, ¿e majaczê.
Ty musisz mnie tam zaprowadziæ. Musisz przekonaæ lekarzy, ¿eby wstrzyk-
nêli mi ka¿dy lek, który mo¿e zabiæ to, co mnie zainfekowaÅ‚o.
Panika w moim gÅ‚osie przekonaÅ‚a j¹.
 Tylko siê ubiorê.
W drodze do szpitala opowiedziaÅ‚em Clarisse, co siê staÅ‚o. Natychmiast
zadzwoniła do lekarza. W oczekiwaniu na niego zdezynfekowała mi oko i dała
jakiS Srodek przeciw bólowi gÅ‚owy, który drêczyÅ‚ mnie coraz bardziej. Za-
spany lekarz ockn¹Å‚ siê na widok mojego wyrazu twarzy. Zgodnie z przewi-
dywaniami zareagowaÅ‚ tak, jakby miaÅ‚ do czynienia z pacjentem w gÅ‚êbokiej
depresji. Krzykn¹Å‚em, ¿eby przestaÅ‚ siê wygÅ‚upiaæ i nafaszerowaÅ‚ mnie anty-
biotykami. Clarisse sprawdziÅ‚a, czy nie daje mi Srodka uspokajaj¹cego.
Wstrzykn¹Å‚ mi wszelkie mo¿liwe kombinacje leków. PoÅ‚kn¹Å‚bym choæby
strychninê, gdybym miaÅ‚ pewnoSæ, ¿e pozbêdê siê tego, co tkwi w mojej gÅ‚o-
wie.
212
W cyprysowym zagajniku ujrzaÅ‚em maleñkie twarze z szeroko rozwarty-
mi ustami i wij¹ce siê drobne ciaÅ‚a, takie same jak na obrazach Van Dorna.
Teraz ju¿ wiem, ¿e Van Dorn nie przesycaÅ‚ obrazu rzeczywistoSci swoimi
szalonymi wizjami. OkazaÅ‚o siê, ¿e jednak nie byÅ‚ impresjonist¹. W ka¿dym
razie nie byÅ‚ nim, kiedy malowaÅ‚  Cyprysy w skalnym w¹wozie . Jestem pe-
wien, ¿e  Cyprysy byÅ‚y pierwszym obrazem namalowanym po tym, jak jego
mózg uległ infekcji. On malował dokładnie to, co zobaczył podczas jednego
ze swoich spacerów. Póxniej, gdy infekcja siê rozszerzyÅ‚a, widziaÅ‚ maleñkie
twarze i ciaÅ‚a wszêdzie, niczym obraz naÅ‚o¿ony na wszystko, co go otaczaÅ‚o.
W tym sensie tak¿e nie byÅ‚ impresjonist¹. Otwarte usta i skrêcone z bólu cia-
Å‚a byÅ‚y we wszystkim, na co spojrzaÅ‚. Van Dorn malowaÅ‚ wiêc swoj¹ rzeczy-
wistoSæ. Mo¿na powiedzieæ, ¿e jego malarstwo byÅ‚o realistyczne.
Wiem o tym jak nikt inny, wierzcie mi. Lekarstwa nie pomogły. Mój umysł
jest tak samo zainfekowany jak Van Dorna& czy Myersa. Zastanawiałem
siê, dlaczego Van Dorn nie przeraziÅ‚ siê, kiedy zostaÅ‚ uk¹szony, dlaczego nie
popêdziÅ‚ do szpitala i nie zwróciÅ‚ siê do lekarza. DoszedÅ‚em do wniosku, ¿e
tak rozpaczliwie pragn¹Å‚ wizji, która o¿ywiÅ‚aby jego obrazy, ¿e z radoSci¹
przyj¹Å‚ cierpienie. A Myers tak bardzo chciaÅ‚ zrozumieæ Van Dorna, ¿e gdy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl