[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakoś wmieszać w obce otoczenie, a czy jest bardziej amerykański
samochód od kabrioleta cadillaca?
Mężczyzna poprawił sobie na głowie czerwoną chustę i zaczął bujać tyłem
samochodu, najwyrazniej zawiedziony stanem resorów.
Fade wytrzymał wzrok Isidra.
- Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu kupować cacka, biorąc pod
uwagę robotę, jaką macie tu do wykonania.
Ten wzruszył tylko ramionami. Fade ruszył za nim wokół samochodu.
- Przestań, kurna, fikać z tym kufrem, bo się rozpadnie, chłopie.
Stojąc obok tego mężczyzny, Fade siłą rzeczy poczuł się jak ktoś obyty z
gwiazdami filmowymi. Choć Isidro i jego chłopcy przypominali bandę
zwyrodnialców ze wschodniego Los Angeles, to w swoim fachu byli
prawdopodobnie najlepsi na świecie. Prawdę mówiąc, byli tak precyzyjni,
że, jak mówiono, znak firmowy Isidra: Gorące kółka z Doliny Zmierci",
nosi nawet parę części wahadłowców kosmicznych.
Isidro znowu ruszył, a Fade znowu poszedł za nim, tym razem w kierunku
lodówki wymalowanej artystycznie aero-grafem, w której nie znajdowało
się nic poza piwem.
109
- Więc o co chodzi, chłopie? - zapytał Isidro, zdejmując z butelki kapsel i
podając ją Fade'owi.
- Cieszę się, że pytasz. Z przodu dwa karabiny maszynowe, po jednym nad
każdym z reflektorów. Z tyłu jeden karabin maszynowy na środku, rażący
z bagażnika. Chciałbym też, aby tylne siedzenie się unosiło i mieściło
schowek na karabin i parę innych drobiazgów w tapicer-ce. W
podłokietniku między przednimi siedzeniami musi się znajdować pistolet,
także wpuszczony w piankę. Cóż jeszcze, skaner policyjny... Aha, i
katapulta pod przednim siedzeniem. To absolutnie konieczne.
- Siedzenie z przodu jest jednoczęściowe - zauważył mężczyzna siedzący
na bagażniku.
- Możemy je przeciąć - zaproponował ktoś inny. - Ale stracisz regulację
przesuwu w przód i w tył.
- Nie szkodzi - odpowiedział Fade.
- Co myślisz? - To pytanie Isidro skierował do jedynego białego w
warsztacie.
Facet miał olbrzymi biały tyłek, który był widoczny niemal w całej krasie,
kiedy mężczyzna się pochylił, stanął na czworakach i zajrzał pod
siedzenie.
- Czy to ma rzeczywiście działać? Fade wzruszył ramionami.
- To znaczy, pytasz, czy faktycznie ma wyrzucać gościa w powietrze? E...
nie. Wiesz, chodzi tylko o to, żeby było bajerancko.
- Same sprężyny nie wystarczą. Trudno byłoby kontrolować system
zapadkowy...
- Trudno byłoby też cofnąć siedzenie do pozycji wyjściowej - dodał Isidro
i odwrócił się do Fade'a. - Jeszcze coś?
- Już tylko drobiazg. Potrzebny mi silnik z dobrym kopytem i jako takie
zawieszenie, żebyśmy mogli wykorzystać wóz do scen z pościgami. I
naprawdę elegancki lakier, myślałem o czarnym. I oczywiście świetne
stereo z doskonałym nagłośnieniem. Pierce Brosnan będzie musiał spędzić
w tym autku mnóstwo czasu, a jest wielkim miłośnikiem muzyki
klasycznej...
Isidro skinął wolno głową i na kilka sekund przygryzł dolną wargę.
110
- Tanio nie będzie.
- Wiem.
- Na kiedy?
- Nie chcę wam tego robić, ale, niestety, potrzebuję to migiem.
Powiedzmy... środek przyszłego tygodnia?
Wywołało to chóralny wybuch śmiechu i hiszpańskich przekleństw, które
poniosły się echem po wysokich ścianach warsztatu.
- Wiem, wiem - powiedział Fade, rozkładając bezradnie ręce. - Zrzucili mi
to nagle na głowę. Pierce przyjeżdża do Stanów już niedługo i w Los
Angeles chcą zrobić wielki show. Bond ma podjechać tym cackiem i
zaparkować je na trawniku, to będzie gwózdz programu. Trwają jeszcze
rozmowy z telewizją, która ma nakręcić dokument o powstawaniu filmu,
oczywiście, również byście w nim wystąpili. Wiem, że to upierdliwe, ale
mielibyście niesamowitą reklamę.
Isidro pociągnął długi łyk piwa z butelki i raz jeszcze obszedł samochód.
- Kurna, blachę do lakierowania i chromowania trzeba będzie zdjąć
jeszcze dzisiaj. Mówiłem już, że nie będzie tanio?
Fade wyszczerzył w uśmiechu zęby, zdjął z ramienia mały plecak i rzucił
go mężczyznie.
- Tu jest pięćdziesiąt kawałków. Na początek.
Tym razem nie podniósł się rwetes; reakcja była diabelsko bardziej
pozytywna.
- A te spluwy - odezwał się znowu Isidro. - Co to ma właściwie być?
Fade znowu się uśmiechnął i bez słowa otworzył bagażnik.
- Maldición\ Prawdziwe?
- Prawdę mówiąc, prawdziwe. O wiele taniej uzyskać pozwolenie na
prawdziwe i strzelać ślepakami, niż próbować coś budować od podstaw.
Mogą być?
Isidro chwycił jeden z karabinów maszynowych, przyjął odpowiednią
postawę i pokiwał głową z aprobatą.
- Niezłe sztuki, chłopie.
- Więc są w porządku?
111
Przyłożył broń do oka, wycelował w wiśniowo-czerwone go harleya, który
stał w drugim końcu budynku.
- Pewnie będziemy musieli je trochę pociachać, żeby pasowały.
- Róbcie, co trzeba. Macie carte blanche.
Isidro wrócił na przód samochodu i rzucił broń na maskę, zupełnie się nie
przejmując wgnieceniem, które zrobił.
- Jesteś klientem w moim typie, chłopie.
Rozdział osiemnasty
Matt Egan stanął pod ścianą z tyłu sali konferencyjnej i oparł się o nią
plecami, nie mając jakoś ochoty usiąść przy stole, przed którym stał teraz
Strand.
Biuro Planowania Strategicznego i Naboru miało jedynie ośmioro stałych
pracowników - chodziło o to, że im będzie mniejsze, tym łatwiej będzie je
utrzymać w tajemnicy. Z tych ośmiu osób tylko cztery wiedziały o Fadzie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
jakoś wmieszać w obce otoczenie, a czy jest bardziej amerykański
samochód od kabrioleta cadillaca?
Mężczyzna poprawił sobie na głowie czerwoną chustę i zaczął bujać tyłem
samochodu, najwyrazniej zawiedziony stanem resorów.
Fade wytrzymał wzrok Isidra.
- Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu kupować cacka, biorąc pod
uwagę robotę, jaką macie tu do wykonania.
Ten wzruszył tylko ramionami. Fade ruszył za nim wokół samochodu.
- Przestań, kurna, fikać z tym kufrem, bo się rozpadnie, chłopie.
Stojąc obok tego mężczyzny, Fade siłą rzeczy poczuł się jak ktoś obyty z
gwiazdami filmowymi. Choć Isidro i jego chłopcy przypominali bandę
zwyrodnialców ze wschodniego Los Angeles, to w swoim fachu byli
prawdopodobnie najlepsi na świecie. Prawdę mówiąc, byli tak precyzyjni,
że, jak mówiono, znak firmowy Isidra: Gorące kółka z Doliny Zmierci",
nosi nawet parę części wahadłowców kosmicznych.
Isidro znowu ruszył, a Fade znowu poszedł za nim, tym razem w kierunku
lodówki wymalowanej artystycznie aero-grafem, w której nie znajdowało
się nic poza piwem.
109
- Więc o co chodzi, chłopie? - zapytał Isidro, zdejmując z butelki kapsel i
podając ją Fade'owi.
- Cieszę się, że pytasz. Z przodu dwa karabiny maszynowe, po jednym nad
każdym z reflektorów. Z tyłu jeden karabin maszynowy na środku, rażący
z bagażnika. Chciałbym też, aby tylne siedzenie się unosiło i mieściło
schowek na karabin i parę innych drobiazgów w tapicer-ce. W
podłokietniku między przednimi siedzeniami musi się znajdować pistolet,
także wpuszczony w piankę. Cóż jeszcze, skaner policyjny... Aha, i
katapulta pod przednim siedzeniem. To absolutnie konieczne.
- Siedzenie z przodu jest jednoczęściowe - zauważył mężczyzna siedzący
na bagażniku.
- Możemy je przeciąć - zaproponował ktoś inny. - Ale stracisz regulację
przesuwu w przód i w tył.
- Nie szkodzi - odpowiedział Fade.
- Co myślisz? - To pytanie Isidro skierował do jedynego białego w
warsztacie.
Facet miał olbrzymi biały tyłek, który był widoczny niemal w całej krasie,
kiedy mężczyzna się pochylił, stanął na czworakach i zajrzał pod
siedzenie.
- Czy to ma rzeczywiście działać? Fade wzruszył ramionami.
- To znaczy, pytasz, czy faktycznie ma wyrzucać gościa w powietrze? E...
nie. Wiesz, chodzi tylko o to, żeby było bajerancko.
- Same sprężyny nie wystarczą. Trudno byłoby kontrolować system
zapadkowy...
- Trudno byłoby też cofnąć siedzenie do pozycji wyjściowej - dodał Isidro
i odwrócił się do Fade'a. - Jeszcze coś?
- Już tylko drobiazg. Potrzebny mi silnik z dobrym kopytem i jako takie
zawieszenie, żebyśmy mogli wykorzystać wóz do scen z pościgami. I
naprawdę elegancki lakier, myślałem o czarnym. I oczywiście świetne
stereo z doskonałym nagłośnieniem. Pierce Brosnan będzie musiał spędzić
w tym autku mnóstwo czasu, a jest wielkim miłośnikiem muzyki
klasycznej...
Isidro skinął wolno głową i na kilka sekund przygryzł dolną wargę.
110
- Tanio nie będzie.
- Wiem.
- Na kiedy?
- Nie chcę wam tego robić, ale, niestety, potrzebuję to migiem.
Powiedzmy... środek przyszłego tygodnia?
Wywołało to chóralny wybuch śmiechu i hiszpańskich przekleństw, które
poniosły się echem po wysokich ścianach warsztatu.
- Wiem, wiem - powiedział Fade, rozkładając bezradnie ręce. - Zrzucili mi
to nagle na głowę. Pierce przyjeżdża do Stanów już niedługo i w Los
Angeles chcą zrobić wielki show. Bond ma podjechać tym cackiem i
zaparkować je na trawniku, to będzie gwózdz programu. Trwają jeszcze
rozmowy z telewizją, która ma nakręcić dokument o powstawaniu filmu,
oczywiście, również byście w nim wystąpili. Wiem, że to upierdliwe, ale
mielibyście niesamowitą reklamę.
Isidro pociągnął długi łyk piwa z butelki i raz jeszcze obszedł samochód.
- Kurna, blachę do lakierowania i chromowania trzeba będzie zdjąć
jeszcze dzisiaj. Mówiłem już, że nie będzie tanio?
Fade wyszczerzył w uśmiechu zęby, zdjął z ramienia mały plecak i rzucił
go mężczyznie.
- Tu jest pięćdziesiąt kawałków. Na początek.
Tym razem nie podniósł się rwetes; reakcja była diabelsko bardziej
pozytywna.
- A te spluwy - odezwał się znowu Isidro. - Co to ma właściwie być?
Fade znowu się uśmiechnął i bez słowa otworzył bagażnik.
- Maldición\ Prawdziwe?
- Prawdę mówiąc, prawdziwe. O wiele taniej uzyskać pozwolenie na
prawdziwe i strzelać ślepakami, niż próbować coś budować od podstaw.
Mogą być?
Isidro chwycił jeden z karabinów maszynowych, przyjął odpowiednią
postawę i pokiwał głową z aprobatą.
- Niezłe sztuki, chłopie.
- Więc są w porządku?
111
Przyłożył broń do oka, wycelował w wiśniowo-czerwone go harleya, który
stał w drugim końcu budynku.
- Pewnie będziemy musieli je trochę pociachać, żeby pasowały.
- Róbcie, co trzeba. Macie carte blanche.
Isidro wrócił na przód samochodu i rzucił broń na maskę, zupełnie się nie
przejmując wgnieceniem, które zrobił.
- Jesteś klientem w moim typie, chłopie.
Rozdział osiemnasty
Matt Egan stanął pod ścianą z tyłu sali konferencyjnej i oparł się o nią
plecami, nie mając jakoś ochoty usiąść przy stole, przed którym stał teraz
Strand.
Biuro Planowania Strategicznego i Naboru miało jedynie ośmioro stałych
pracowników - chodziło o to, że im będzie mniejsze, tym łatwiej będzie je
utrzymać w tajemnicy. Z tych ośmiu osób tylko cztery wiedziały o Fadzie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]