[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak goryl!
Mała małpeczka" otarła nos o ramię Jenny i głośno
czknęła. Jenna pocałowała ją w policzek i ruszyła
98
S
R
w stronę drzwi. Kiedy przystanęła, by dać szansę Pau-
lowi pożegnać się z córką, dostrzegła na jego twarzy
dość dziwny wyraz. Paul wstał i pochylił się nad nimi.
- Przyjdę do was, dobrze? - mruknął cicho, nie
chcąc, żeby ktoś go usłyszał. - Pomogę ci położyć małą
spać.
Jenna zadrżała z niepokoju.
Wiedziała, że musiałoby to wywołać agresywną re-
akcję Louise. Potem zauważyła, że Paul mruga do niej
porozumiewawczo.
- Nie zwracaj na nią uwagi - szepnął, a potem poca-
łował delikatnie Ellę w oba policzki, zmierzwił jej wło-
sy i głośno dodał: -Buona notte, cara. Apresto
domani.
Jenna wyszła przez drzwi, które Paul jej otworzył, a
Maria podążyła za nią.
- Muszę sprawdzić, co dzieje się z moim kolacyj-
nym daniem - powiedziała przepraszającym tonem.
Jenna zaczekała, aż drzwi zamkną się za nimi.
- Czy ty dobrze się czujesz, Mario? Czy sprawdziłaś
poziom cukru?
- Wszystko jest w porządku.
- Na pewno? Wydajesz się trochę blada.
- Jestem arrabbiata. Zła! Znów się zaczyna!
Jenna kołysała Ellę, która zasypiała w jej ramionach.
Powinna zanieść ją na górę i położyć, ale w głosie Marii
wyczuła coś, co ją zaniepokoiło.
- Co się zaczyna, Maria?
- Ona w ten sposób prowokuje kłopoty - mruknęła z
wściekłością. - Powiedziała, że Susan ukradła jej pier-
ścionek. Paolo zaofiarował się, że jej odkupi, ale ta
99
S
R
propozycja nie była dla niej wystarczająco dobra. Za-
mierzała pójść na policję, jeśli Susan go nie zwróci. A
biedna Susan nie mogła go oddać, bo go nie wzięła. Nie
chciała dostać złych... jak to się mówi? Rekomendacji?
- Referencji?
- Tak. - Maria kiwnęła potakująco głową. - Więc
odeszła. Louise postawiła na swoim. A teraz znów się
zaczyna - wyszeptała ze łzami w oczach. - Nie zwracaj
na to uwagi, Jenna. Perfavore. Nie chcę cię stracić.
- Nie martw się, Mario. Nie zamierzam poddawać
się fałszywym oskarżeniom.
- Nie rozumiem, dlaczego robi to teraz - ciągnęła
Maria posępnie. - Przecież ty i Paolo nie... - Urwała, ob-
rzuciła ją badawczym spojrzeniem i wymamrotała: -
Och... Dio mio!
Potem uszczypnęła Jennę w policzek.
- Zanieś Ellę do jej pokoju i połóż ją do łóżka -
poradziła spokojnym tonem. - A ja zajmę się kolacją.
Odwróciła się pospiesznie, ale Jenna zdążyła do-
strzec na jej twarzy uśmiech zadowolenia.
Nie ujdzie jej to na sucho.
Nie tym razem.
W żaden sposób nie pozwolę, żeby Louise wygnała
Jennę z mojego domu. Z mojego życia.
Nic dziwnego, że Louise podejrzewa, iż coś wisi w
powietrzu. Nigdy w życiu nie czułem takiego fizycznego
pożądania w stosunku do żadnej kobiety... tylko do Jen-
ny, a Louise wcale nie jest głupia. Kipi we mnie oso-
bliwa mieszanina podniecenia i ostrożności. Nie
100
S
R
jest więc zaskakujące, że Louise dostrzegła we mnie coś
dziwnego. Coś, co ją zaniepokoiło.
Tak, nagle rozwarły się przede mną drzwi, których
nigdy nie zamierzałem otwierać. Zapałałem miłością...
Do dziecka.
Do Elli.
Chcę mieć rodzinę, która składałaby się z mojej
matki, Elli, Jenny i mnie. Strata Jenny zepsułaby całą
radość. Ona jest dla mnie tak ważna jak moja kariera
zawodowa. Zasługuje na ochronę, jaką jestem w stanie
jej zapewnić. Dobrze wiem, co stanowi największe za-
grożenie dla tej komórki rodzinnej.
Z trudem uśmiechnął się do Louise.
- Czy nalać ci jeszcze chianti? - zaproponował.
- Nie.
- Och, daj spokój, Lulu! - Gerald opróżnił swój kie-
liszek i wyciągnął go w stronę butelki, którą Paul trzy-
mał w ręce. - To dobrze ci zrobi. Musisz się wyluzo-
wać, koteczku.
Jenna podążyła za Marią z kuchni do jadalni. Opuś-
ciła ją poprzednio, by wynieść puste półmiski i brudne
sztućce.
- Ossobuco - oznajmiła Maria, kiedy Jenna ostrożnie
stawiała na stole duży fajansowy półmisek z pokrywą. -
To jedna z moich specjalności.
- Wspaniale pachnie! - zawołał z zachwytem Ge-
rald. - Steki, co?
- Cielęce pręgi duszone na wolnym ogniu - wyjaś-
niła Maria.
- Są jak steki - mruknął Paul. - Będą panu sma-
kować.
101
S
R
- Bez makaronu. - Louise zerknęła na miskę paru-
jącego makaronu, wciągając nosem mocny aromat sera.
- Tylko sałata.
- Niedługo znikniesz - zauważył Gerald. -I co ja
wtedy zrobię, ślicznotko? - Posłał jej całusa, a potem
uśmiechnął się do Marii. - Ta kobieta jest miłością mo-
jego życia - oświadczył stanowczym tonem.- Jest miło-
ścią mojego życia - powtórzył, pochylając się w stronę
Louise i ściskając jej kolano.
- Gerald! Nie przy stole!
Paul starał się nie okazywać współczucia. Jeśli Ge-
rald naprawdę tak bardzo kocha Louise, to czeka go
zawód miłosny. Jaka matka, taka córka.
Choć zaczynał się zastanawiać, czy tak naprawdę
był zakochany w Gwendolyn.
Te rozważania pochłonęły go na tyle, że reszta tego
kłopotliwego posiłku minęła bez nadmiernego stresu.
Wszyscy troje odetchnęli z ulgą, kiedy drzwi fron-
towe zamknęły się za Louise i Geraldem. Nie uspra-
wiedliwiało to jednak niezwykłego spokoju, jaki oka-
zywała Maria.
Jenna uważnie przyglądała się starszej kobiecie.
Gdzie podział się niepokój, który znikał jedynie wtedy,
gdy Jenna nadzorowała wieczorne badania poziomu cu-
kru i dodawała jej otuchy?
- Pójdę na górę i sprawdzę, czy Ella śpi - powie-
działa. - A potem pomogę ci zmywać naczynia.
- Nie, nie! - zawołała Maria, machając rękami. -
Sama dopilnuję Elli.
- Na pewno?
102
S
R
- Si. - Maria uśmiechnęła się promiennie. - Jeśli bę-
dę potrzebowała pomocy, zawołam cię.
- Wobec tego posprzątam. Kolacja była wspaniała,
Mario.
- Molte grazie, cara. - Maria stanęła na palcach i
pocałowała Paula. - Pomożesz Jennie, prawda?
- Oczywiście.
Dopiero przy trzecim kursie z jadalni do kuchni Jen-
na uświadomiła sobie, jakie były intencje Marii. Nie by-
ło to nagłe postanowienie, że sama da sobie radę z ba-
daniem i przyjmowaniem leków. Zrobiła ten odważny
krok, ponieważ uznała, że istnieje coś ważniejszego niż
jej niepokój. Chciała zachęcić syna i Jennę do tego, co
jej zdaniem się między nimi narodziło.
Zmusiła ich do wspólnego spędzenia czasu.
Tylko we dwoje.
Szybko znieśli naczynia, które Paul włożył do zmy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
jak goryl!
Mała małpeczka" otarła nos o ramię Jenny i głośno
czknęła. Jenna pocałowała ją w policzek i ruszyła
98
S
R
w stronę drzwi. Kiedy przystanęła, by dać szansę Pau-
lowi pożegnać się z córką, dostrzegła na jego twarzy
dość dziwny wyraz. Paul wstał i pochylił się nad nimi.
- Przyjdę do was, dobrze? - mruknął cicho, nie
chcąc, żeby ktoś go usłyszał. - Pomogę ci położyć małą
spać.
Jenna zadrżała z niepokoju.
Wiedziała, że musiałoby to wywołać agresywną re-
akcję Louise. Potem zauważyła, że Paul mruga do niej
porozumiewawczo.
- Nie zwracaj na nią uwagi - szepnął, a potem poca-
łował delikatnie Ellę w oba policzki, zmierzwił jej wło-
sy i głośno dodał: -Buona notte, cara. Apresto
domani.
Jenna wyszła przez drzwi, które Paul jej otworzył, a
Maria podążyła za nią.
- Muszę sprawdzić, co dzieje się z moim kolacyj-
nym daniem - powiedziała przepraszającym tonem.
Jenna zaczekała, aż drzwi zamkną się za nimi.
- Czy ty dobrze się czujesz, Mario? Czy sprawdziłaś
poziom cukru?
- Wszystko jest w porządku.
- Na pewno? Wydajesz się trochę blada.
- Jestem arrabbiata. Zła! Znów się zaczyna!
Jenna kołysała Ellę, która zasypiała w jej ramionach.
Powinna zanieść ją na górę i położyć, ale w głosie Marii
wyczuła coś, co ją zaniepokoiło.
- Co się zaczyna, Maria?
- Ona w ten sposób prowokuje kłopoty - mruknęła z
wściekłością. - Powiedziała, że Susan ukradła jej pier-
ścionek. Paolo zaofiarował się, że jej odkupi, ale ta
99
S
R
propozycja nie była dla niej wystarczająco dobra. Za-
mierzała pójść na policję, jeśli Susan go nie zwróci. A
biedna Susan nie mogła go oddać, bo go nie wzięła. Nie
chciała dostać złych... jak to się mówi? Rekomendacji?
- Referencji?
- Tak. - Maria kiwnęła potakująco głową. - Więc
odeszła. Louise postawiła na swoim. A teraz znów się
zaczyna - wyszeptała ze łzami w oczach. - Nie zwracaj
na to uwagi, Jenna. Perfavore. Nie chcę cię stracić.
- Nie martw się, Mario. Nie zamierzam poddawać
się fałszywym oskarżeniom.
- Nie rozumiem, dlaczego robi to teraz - ciągnęła
Maria posępnie. - Przecież ty i Paolo nie... - Urwała, ob-
rzuciła ją badawczym spojrzeniem i wymamrotała: -
Och... Dio mio!
Potem uszczypnęła Jennę w policzek.
- Zanieś Ellę do jej pokoju i połóż ją do łóżka -
poradziła spokojnym tonem. - A ja zajmę się kolacją.
Odwróciła się pospiesznie, ale Jenna zdążyła do-
strzec na jej twarzy uśmiech zadowolenia.
Nie ujdzie jej to na sucho.
Nie tym razem.
W żaden sposób nie pozwolę, żeby Louise wygnała
Jennę z mojego domu. Z mojego życia.
Nic dziwnego, że Louise podejrzewa, iż coś wisi w
powietrzu. Nigdy w życiu nie czułem takiego fizycznego
pożądania w stosunku do żadnej kobiety... tylko do Jen-
ny, a Louise wcale nie jest głupia. Kipi we mnie oso-
bliwa mieszanina podniecenia i ostrożności. Nie
100
S
R
jest więc zaskakujące, że Louise dostrzegła we mnie coś
dziwnego. Coś, co ją zaniepokoiło.
Tak, nagle rozwarły się przede mną drzwi, których
nigdy nie zamierzałem otwierać. Zapałałem miłością...
Do dziecka.
Do Elli.
Chcę mieć rodzinę, która składałaby się z mojej
matki, Elli, Jenny i mnie. Strata Jenny zepsułaby całą
radość. Ona jest dla mnie tak ważna jak moja kariera
zawodowa. Zasługuje na ochronę, jaką jestem w stanie
jej zapewnić. Dobrze wiem, co stanowi największe za-
grożenie dla tej komórki rodzinnej.
Z trudem uśmiechnął się do Louise.
- Czy nalać ci jeszcze chianti? - zaproponował.
- Nie.
- Och, daj spokój, Lulu! - Gerald opróżnił swój kie-
liszek i wyciągnął go w stronę butelki, którą Paul trzy-
mał w ręce. - To dobrze ci zrobi. Musisz się wyluzo-
wać, koteczku.
Jenna podążyła za Marią z kuchni do jadalni. Opuś-
ciła ją poprzednio, by wynieść puste półmiski i brudne
sztućce.
- Ossobuco - oznajmiła Maria, kiedy Jenna ostrożnie
stawiała na stole duży fajansowy półmisek z pokrywą. -
To jedna z moich specjalności.
- Wspaniale pachnie! - zawołał z zachwytem Ge-
rald. - Steki, co?
- Cielęce pręgi duszone na wolnym ogniu - wyjaś-
niła Maria.
- Są jak steki - mruknął Paul. - Będą panu sma-
kować.
101
S
R
- Bez makaronu. - Louise zerknęła na miskę paru-
jącego makaronu, wciągając nosem mocny aromat sera.
- Tylko sałata.
- Niedługo znikniesz - zauważył Gerald. -I co ja
wtedy zrobię, ślicznotko? - Posłał jej całusa, a potem
uśmiechnął się do Marii. - Ta kobieta jest miłością mo-
jego życia - oświadczył stanowczym tonem.- Jest miło-
ścią mojego życia - powtórzył, pochylając się w stronę
Louise i ściskając jej kolano.
- Gerald! Nie przy stole!
Paul starał się nie okazywać współczucia. Jeśli Ge-
rald naprawdę tak bardzo kocha Louise, to czeka go
zawód miłosny. Jaka matka, taka córka.
Choć zaczynał się zastanawiać, czy tak naprawdę
był zakochany w Gwendolyn.
Te rozważania pochłonęły go na tyle, że reszta tego
kłopotliwego posiłku minęła bez nadmiernego stresu.
Wszyscy troje odetchnęli z ulgą, kiedy drzwi fron-
towe zamknęły się za Louise i Geraldem. Nie uspra-
wiedliwiało to jednak niezwykłego spokoju, jaki oka-
zywała Maria.
Jenna uważnie przyglądała się starszej kobiecie.
Gdzie podział się niepokój, który znikał jedynie wtedy,
gdy Jenna nadzorowała wieczorne badania poziomu cu-
kru i dodawała jej otuchy?
- Pójdę na górę i sprawdzę, czy Ella śpi - powie-
działa. - A potem pomogę ci zmywać naczynia.
- Nie, nie! - zawołała Maria, machając rękami. -
Sama dopilnuję Elli.
- Na pewno?
102
S
R
- Si. - Maria uśmiechnęła się promiennie. - Jeśli bę-
dę potrzebowała pomocy, zawołam cię.
- Wobec tego posprzątam. Kolacja była wspaniała,
Mario.
- Molte grazie, cara. - Maria stanęła na palcach i
pocałowała Paula. - Pomożesz Jennie, prawda?
- Oczywiście.
Dopiero przy trzecim kursie z jadalni do kuchni Jen-
na uświadomiła sobie, jakie były intencje Marii. Nie by-
ło to nagłe postanowienie, że sama da sobie radę z ba-
daniem i przyjmowaniem leków. Zrobiła ten odważny
krok, ponieważ uznała, że istnieje coś ważniejszego niż
jej niepokój. Chciała zachęcić syna i Jennę do tego, co
jej zdaniem się między nimi narodziło.
Zmusiła ich do wspólnego spędzenia czasu.
Tylko we dwoje.
Szybko znieśli naczynia, które Paul włożył do zmy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]