[ Pobierz całość w formacie PDF ]
amerykańskim lordem, prawda? - Podszedł do Matta i trącił
go łokciem. - Czy ktoś kiedyś panu powiedział, \e w tym
kraju nie uznajemy arystokratycznych tytułów?
Matt uśmiechnął się pobła\liwie, ale jego krew zawrzała.
Na szczęście Abby przerwała im:
- Matt właśnie wychodził. Musieliśmy coś omówić, ale
ju\ skończyliśmy.
- Zwietnie. - Richard wyciągnął rękę. - Miło było cię
poznać, Matt. Nie zrzucaj na moją Abby zbyt du\o pracy,
dobrze?
Abby była oburzona. Jego Abby. Co za tupet. Jednak nie
będzie go poprawiać w obecności Matta. Je\eli jego nieznośne
poczucie własności sprawi, \e Matt szybko stąd wyjdzie, tym
lepiej dla wszystkich.
Matt spojrzał na wyciągniętą rękę Richarda, ale jej nie
uścisnął.
- Jesteś pewna tego, co robisz, Abby?
- Niczego nie robię. Po prostu chcę porozmawiać z
Richardem, to wszystko.
- Przykro mi, \e nie mogę dać ci wszystkiego, czego
chcesz. Ale wiem na pewno, \e on te\ ci tego nie da. -
Odwróciwszy się na pięcie, Matt wyszedł.
Abby patrzyła za nim, póki nie poczuła dotknięcia na
ramieniu.
- Aączy was coś więcej ni\ praca, prawda? Odwróciła się
do Richarda. Kiedyś wydawało jej się, \e go kocha, a teraz
czuła na jego widok jedynie smutek.
- Bardzo mi na nim zale\y.
Jego oczy zalśniły zimnym blaskiem.
- Wydaje ci się tak tylko z powodu jego pieniędzy.
- Wcale nie! - zaprotestowała.
- O co się zało\ymy? Ja jestem zwykłym facetem, a on
milionerem. Zale\y ci na tym, co mo\esz od niego dostać.
- Nieprawda!
- Wykorzystujesz go, Abby. Przyznaj się!
Cały gniew i frustracja kłębiące się w niej od tygodnia
wreszcie znalazły upust. Chciała wykrzyczeć, \e nie interesuje
jej majątek lorda Smythe, \e kocha go za to, \e jest
wspaniałym człowiekiem, ale nagłe opadły ją wątpliwości.
- Mo\e rzeczywiście go wykorzystałam - szepnęła - w
pewien sposób.
Usłyszała na korytarzu ciche kroki. Pewnie ktoś schodzi
po schodach.
- Nic ju\ nie wiem. Chciał mi pomóc, a ja się zgodziłam.
Mówiła o pracy, ale właściwie tyczyło się to równie\ ich
osobistej relacji. Wprowadził ją w świat seksu w
najpiękniejszy sposób.
Spojrzała na Richarda. Był purpurowy z wściekłości.
- Spałaś z nim! Miałaś zostać moją \oną, ale nie chciałaś
kochać się ze mną! A teraz przespałaś się ze swoim szefem!
- Nie będziemy o tym dyskutować. Rzuciłeś mnie krótko
przed ślubem i uznałam to za twoją ostateczną decyzję.
Richard cię\ko dyszał i rozglądał się po pokoju, jak gdyby
chciał znalezć jakąś fizyczną przyczynę jej zachowania... a
mo\e coś, czym mógłby w nią rzucić.
- Nie byłem bogaty! - wykrzyknął. - Więc zachowałaś
dziewictwo dla kogoś, kto miał więcej forsy. Jesteś... jesteś
zwykłą...
- Wynoś się stąd natychmiast! - Podeszła do niego, jej
oczy płonęły.
Bez słowa Richard wypadł z mieszkania, trzaskając
drzwiami. Abby upadła na kanapę, ukryła twarz w dłoniach i
zaniosła się płaczem. Wszystko poszło nie tak. Richard
dzwonił do niej niemal co wieczór i chciała spokojnie mu
wyjaśnić, \e ich związek jest ju\ dawno zakończony. Jej \ycie
się zmieniło. Marzy teraz o innych rzeczach. Chciała mu
powiedzieć, \e jest mu wdzięczna, i\ ją zostawił, bo i tak nie
byliby szczęśliwi.
Jednak kiedy pojawił się Matt, straciła kontrolę nad
sytuacją. Wiedziała, \e po tym wieczorze nic ju\ nie będzie
takie jak przedtem.
Matt całą noc spacerował, tak jak zdarzyło mu się to na
Bermudach. Rankiem nie mógł sobie nawet przypomnieć, jaką
drogę przebył. Pamiętał, \e wstąpił do kilku barów, ale nie pił
du\o.
W końcu stanął przed wystawą jakiegoś butiku. Wróciły
czarne myśli, które prześladowały go po odejściu matki wiele
lat temu.
Teraz stracił te\ Abby.
Utracił ją, choć tak naprawdę nigdy nie była jego. Myślał,
\e była w nim zakochana, ale okazało się inaczej. Nie będąc w
stanie zostawić jej samej z Richardem, czekał pod drzwiami.
Nie miał zamiaru podsłuchiwać. Chciał być pewien, \e nie
dzieje się nic złego. A potem usłyszał z jej własnych ust, \e go
wykorzystała. Pociągały ją jego pieniądze i to, jak mogły
wpłynąć na spełnienie jej marzeń. To go pogrą\yło. Myślał, \e
ona kocha go bezinteresownie, ale się pomylił.
Zamiast do mieszkania, poszedł prosto do biura. Paula
powitała go uśmiechem, który natychmiast znikł, gdy mu się
przyjrzała. Zapomniał, \e prosił, by przyszła do pracy w
sobotę.
- Co się stało? Wszystko w porządku?
- Tak - wymamrotał. - Potrzebuję kawy. I jakichś
owoców, je\eli sklep na dole jest czynny.
Zaniknął się w gabinecie, szybko umył się w prywatnej
łazience i przebrał. Kilka minut pózniej usiadł przy biurku, by
przemyśleć swoją przyszłość bez Abby.
W firmie działo się wiele ciekawych rzeczy. Udało mu się
utrzymać przy sobie dwóch wahających się klientów i miał
okazję podkupić kontrahenta konkurencji. Pół roku temu
znaczyłoby to dla niego bardzo wiele. Teraz nie obchodziło go
w najmniejszym stopniu.
Do gabinetu weszła Paula.
- Mo\e mi pan opowie, co zaszło wczorajszego wieczoru?
Wygląda pan, jakby nie spał całą noc - powiedziała, stawiając
przed nim tacę z kawą i sałatką owocową.
- Rozczarowałem się - powiedział, nie chcąc pokazać, jak
bardzo cierpi, chocia\ miał nadzieję, \e Paula zapyta o
szczegóły. Chciał, by ktoś mu potwierdził, \e \ycie jest
okropne.
- Chodzi o Abby?
Spojrzał na nią oczyma zaczerwienionymi od dymu
tytoniowego i braku snu.
- Jesteś w tym dobra.
- Wiem. Kłopoty sercowe moich synów to niezły trening.
Więc co pan zrobił?
- Co ja zrobiłem? - powtórzył zdumiony. - Myślałem, \e
Abby jest... była... - Pokręcił głową, nie będąc w stanie się
wysłowić.
- Zakochana w panu?
- No, właściwie tak. Myślałem, \e była we mnie
zakochana. Takie sprawiała wra\enie na Bermudach, a po
powrocie chciała, \ebym się do czegoś wobec niej
zobowiązał. Zrobiłem, co mogłem.
- Naprawdę? - Paula spojrzała na niego z
powątpiewaniem. - Co to znaczy?
- Do cholery, powiedziałem jej, \e nie będę w stanie z nią
pracować, je\eli będziemy kochankami, więc zaoferowałem
jej własny sklep i luksusowe mieszkanie.
Paula przechyliła głowę, jak gdyby rozmyślała md jego
ofertą.
- Niesamowite. I odrzuciła taką propozycję?
- Wraca do swojego byłego chłopaka.
- Czy\by?
Rozklejał się. Czuł, \e musi to wreszcie z siebie wyrzucić,
więc opowiedział Pauli wszystko. Po kilku chwilach
powiedziała:
- Abby dzwoniła do mnie dziś rano.
- Naprawdę?
- Zaprosiła do siebie tego młodego człowieka, by mu
powiedzieć, \e ich związek jest zakończony raz na zawsze.
- Powiedziała ci to? - Ciekawe, z jak wielu rzeczy Abby
zwierza się jego asystentce. - I co jeszcze?
- Abby mi zaufała. Nie mam prawa panu o tym mówić.
To szczególna dziewczyna i bardzo ją lubię. Nie chcę patrzeć,
jak cierpi, tak samo jak nie chcę patrzeć na pański ból.
- A co powiesz o wykorzystaniu mnie dla pieniędzy?
Przecie\ sama się do tego przyznała.
Paula roześmiała się cicho.
- Je\eli pan uwa\a, \e kiedykolwiek pana oszukała lub [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
amerykańskim lordem, prawda? - Podszedł do Matta i trącił
go łokciem. - Czy ktoś kiedyś panu powiedział, \e w tym
kraju nie uznajemy arystokratycznych tytułów?
Matt uśmiechnął się pobła\liwie, ale jego krew zawrzała.
Na szczęście Abby przerwała im:
- Matt właśnie wychodził. Musieliśmy coś omówić, ale
ju\ skończyliśmy.
- Zwietnie. - Richard wyciągnął rękę. - Miło było cię
poznać, Matt. Nie zrzucaj na moją Abby zbyt du\o pracy,
dobrze?
Abby była oburzona. Jego Abby. Co za tupet. Jednak nie
będzie go poprawiać w obecności Matta. Je\eli jego nieznośne
poczucie własności sprawi, \e Matt szybko stąd wyjdzie, tym
lepiej dla wszystkich.
Matt spojrzał na wyciągniętą rękę Richarda, ale jej nie
uścisnął.
- Jesteś pewna tego, co robisz, Abby?
- Niczego nie robię. Po prostu chcę porozmawiać z
Richardem, to wszystko.
- Przykro mi, \e nie mogę dać ci wszystkiego, czego
chcesz. Ale wiem na pewno, \e on te\ ci tego nie da. -
Odwróciwszy się na pięcie, Matt wyszedł.
Abby patrzyła za nim, póki nie poczuła dotknięcia na
ramieniu.
- Aączy was coś więcej ni\ praca, prawda? Odwróciła się
do Richarda. Kiedyś wydawało jej się, \e go kocha, a teraz
czuła na jego widok jedynie smutek.
- Bardzo mi na nim zale\y.
Jego oczy zalśniły zimnym blaskiem.
- Wydaje ci się tak tylko z powodu jego pieniędzy.
- Wcale nie! - zaprotestowała.
- O co się zało\ymy? Ja jestem zwykłym facetem, a on
milionerem. Zale\y ci na tym, co mo\esz od niego dostać.
- Nieprawda!
- Wykorzystujesz go, Abby. Przyznaj się!
Cały gniew i frustracja kłębiące się w niej od tygodnia
wreszcie znalazły upust. Chciała wykrzyczeć, \e nie interesuje
jej majątek lorda Smythe, \e kocha go za to, \e jest
wspaniałym człowiekiem, ale nagłe opadły ją wątpliwości.
- Mo\e rzeczywiście go wykorzystałam - szepnęła - w
pewien sposób.
Usłyszała na korytarzu ciche kroki. Pewnie ktoś schodzi
po schodach.
- Nic ju\ nie wiem. Chciał mi pomóc, a ja się zgodziłam.
Mówiła o pracy, ale właściwie tyczyło się to równie\ ich
osobistej relacji. Wprowadził ją w świat seksu w
najpiękniejszy sposób.
Spojrzała na Richarda. Był purpurowy z wściekłości.
- Spałaś z nim! Miałaś zostać moją \oną, ale nie chciałaś
kochać się ze mną! A teraz przespałaś się ze swoim szefem!
- Nie będziemy o tym dyskutować. Rzuciłeś mnie krótko
przed ślubem i uznałam to za twoją ostateczną decyzję.
Richard cię\ko dyszał i rozglądał się po pokoju, jak gdyby
chciał znalezć jakąś fizyczną przyczynę jej zachowania... a
mo\e coś, czym mógłby w nią rzucić.
- Nie byłem bogaty! - wykrzyknął. - Więc zachowałaś
dziewictwo dla kogoś, kto miał więcej forsy. Jesteś... jesteś
zwykłą...
- Wynoś się stąd natychmiast! - Podeszła do niego, jej
oczy płonęły.
Bez słowa Richard wypadł z mieszkania, trzaskając
drzwiami. Abby upadła na kanapę, ukryła twarz w dłoniach i
zaniosła się płaczem. Wszystko poszło nie tak. Richard
dzwonił do niej niemal co wieczór i chciała spokojnie mu
wyjaśnić, \e ich związek jest ju\ dawno zakończony. Jej \ycie
się zmieniło. Marzy teraz o innych rzeczach. Chciała mu
powiedzieć, \e jest mu wdzięczna, i\ ją zostawił, bo i tak nie
byliby szczęśliwi.
Jednak kiedy pojawił się Matt, straciła kontrolę nad
sytuacją. Wiedziała, \e po tym wieczorze nic ju\ nie będzie
takie jak przedtem.
Matt całą noc spacerował, tak jak zdarzyło mu się to na
Bermudach. Rankiem nie mógł sobie nawet przypomnieć, jaką
drogę przebył. Pamiętał, \e wstąpił do kilku barów, ale nie pił
du\o.
W końcu stanął przed wystawą jakiegoś butiku. Wróciły
czarne myśli, które prześladowały go po odejściu matki wiele
lat temu.
Teraz stracił te\ Abby.
Utracił ją, choć tak naprawdę nigdy nie była jego. Myślał,
\e była w nim zakochana, ale okazało się inaczej. Nie będąc w
stanie zostawić jej samej z Richardem, czekał pod drzwiami.
Nie miał zamiaru podsłuchiwać. Chciał być pewien, \e nie
dzieje się nic złego. A potem usłyszał z jej własnych ust, \e go
wykorzystała. Pociągały ją jego pieniądze i to, jak mogły
wpłynąć na spełnienie jej marzeń. To go pogrą\yło. Myślał, \e
ona kocha go bezinteresownie, ale się pomylił.
Zamiast do mieszkania, poszedł prosto do biura. Paula
powitała go uśmiechem, który natychmiast znikł, gdy mu się
przyjrzała. Zapomniał, \e prosił, by przyszła do pracy w
sobotę.
- Co się stało? Wszystko w porządku?
- Tak - wymamrotał. - Potrzebuję kawy. I jakichś
owoców, je\eli sklep na dole jest czynny.
Zaniknął się w gabinecie, szybko umył się w prywatnej
łazience i przebrał. Kilka minut pózniej usiadł przy biurku, by
przemyśleć swoją przyszłość bez Abby.
W firmie działo się wiele ciekawych rzeczy. Udało mu się
utrzymać przy sobie dwóch wahających się klientów i miał
okazję podkupić kontrahenta konkurencji. Pół roku temu
znaczyłoby to dla niego bardzo wiele. Teraz nie obchodziło go
w najmniejszym stopniu.
Do gabinetu weszła Paula.
- Mo\e mi pan opowie, co zaszło wczorajszego wieczoru?
Wygląda pan, jakby nie spał całą noc - powiedziała, stawiając
przed nim tacę z kawą i sałatką owocową.
- Rozczarowałem się - powiedział, nie chcąc pokazać, jak
bardzo cierpi, chocia\ miał nadzieję, \e Paula zapyta o
szczegóły. Chciał, by ktoś mu potwierdził, \e \ycie jest
okropne.
- Chodzi o Abby?
Spojrzał na nią oczyma zaczerwienionymi od dymu
tytoniowego i braku snu.
- Jesteś w tym dobra.
- Wiem. Kłopoty sercowe moich synów to niezły trening.
Więc co pan zrobił?
- Co ja zrobiłem? - powtórzył zdumiony. - Myślałem, \e
Abby jest... była... - Pokręcił głową, nie będąc w stanie się
wysłowić.
- Zakochana w panu?
- No, właściwie tak. Myślałem, \e była we mnie
zakochana. Takie sprawiała wra\enie na Bermudach, a po
powrocie chciała, \ebym się do czegoś wobec niej
zobowiązał. Zrobiłem, co mogłem.
- Naprawdę? - Paula spojrzała na niego z
powątpiewaniem. - Co to znaczy?
- Do cholery, powiedziałem jej, \e nie będę w stanie z nią
pracować, je\eli będziemy kochankami, więc zaoferowałem
jej własny sklep i luksusowe mieszkanie.
Paula przechyliła głowę, jak gdyby rozmyślała md jego
ofertą.
- Niesamowite. I odrzuciła taką propozycję?
- Wraca do swojego byłego chłopaka.
- Czy\by?
Rozklejał się. Czuł, \e musi to wreszcie z siebie wyrzucić,
więc opowiedział Pauli wszystko. Po kilku chwilach
powiedziała:
- Abby dzwoniła do mnie dziś rano.
- Naprawdę?
- Zaprosiła do siebie tego młodego człowieka, by mu
powiedzieć, \e ich związek jest zakończony raz na zawsze.
- Powiedziała ci to? - Ciekawe, z jak wielu rzeczy Abby
zwierza się jego asystentce. - I co jeszcze?
- Abby mi zaufała. Nie mam prawa panu o tym mówić.
To szczególna dziewczyna i bardzo ją lubię. Nie chcę patrzeć,
jak cierpi, tak samo jak nie chcę patrzeć na pański ból.
- A co powiesz o wykorzystaniu mnie dla pieniędzy?
Przecie\ sama się do tego przyznała.
Paula roześmiała się cicho.
- Je\eli pan uwa\a, \e kiedykolwiek pana oszukała lub [ Pobierz całość w formacie PDF ]