[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zaproponował jej pan przeprowadzkę?
- Tak. Bungalowy były jednak zajęte, więc zaproponowałem jej apartament w hotelu,
ale odmówiła. Stwierdziła, że skoro w bungalowie są takie hałasy, to co dopiero w budynku.
- Znał pan również jej męża? - zapytał Monk. - Rozmawiał pan z nim kiedyś?
- Wymieniliśmy zwykłe grzeczności, kiedy przyjmowałem go z żoną w hotelu, a
potem odwiozłem ich do bungalowu i wręczyłem im butelkę naszego najlepszego szampana.
Nigdy potem nie rozmawialiśmy, ^e odniosłem wrażenie, że są w sobie bardzo zakochani.
- Wspomniał pan, że pracował w San Francisco - Powiedziałam. - Znał tam pan
Dylana Swifta?
- Nieraz prowadził w hotelu Belmont swoje seminaria. Kiedy przyjechałem na Kauai,
aby nadzorować przebudowę hotelu dla nowego właściciela, i kiedy się dowiedziałem, że
mają dobudować studio produkcyjne, zrobiłem wszystko, aby nakłonić Dylana do nagrywania
części swojego programu właśnie tutaj.
- Po co? - zapytał Monk z ewidentną dezaprobatą w głosie.
- %7łeby wnieść coś żywego do naszego nowego studia, które zwykle jest
wykorzystywane do produkcji programów promocyjnych i reklam naszego kompleksu
hotelowego - odpowiedział Kamakele. - Nie tylko czerpiemy korzyść z oczywistego rozgłosu,
ale blisko jedna trzecia gości przyjeżdża do nas wyłącznie po to, by wziąć udział w sesji
nagraniowej lub uczestniczyć w jednym z seminariów Swifta. Natomiast Dylan ma
zapewnioną wymarzoną scenerię do programu. Pozostałą część nagrywa już w San Francisco.
Właśnie w poniedziałek tam odlatuje.
- Wierzy pan, że Swift rozmawia ze zmarłymi? - zapytałam.
- Pięć lat temu zmarł mój ojciec. Dzięki Dylanowi wciąż mogę z nim co tydzień
porozmawiać.
Monk i drugie spotkanie z medium
Nie rozumiem ludzi patrzących niechętnym okiem na nocleg w pokoju, w którym ktoś
zmarł, lub na kupno domu, w którym popełniono morderstwo. Każdy dom ma swoją historię -
w jego ścianach życie się rodziło, upływało i przemijało. W końcu, hm... takie jest życie.
Najbardziej dziwi mnie fakt, że ci sami ludzie, którzy nigdy nie postawili nogi w
domu, gdzie ktoś umarł, bez większego zastanowienia potrafią zamieszkać na klifie w strefie
osuwających się zboczy. Albo w lesie podatnym na pożary. Albo w wieżowcu zbudowanym
na uskoku sejsmicznym. Albo na osiedlu jednorodzinnych domków, położonym na równinie
narażonej na częste powodzie. Albo w sąsiedztwie toksycznego wysypiska śmieci.
Bagatelizują zagrożenia dla pięknego krajobrazu, ustronnego miejsca, dobrego stylu,
szybkiego dojazdu do miasta albo dobrej ceny.
Ale nie ja. Ja nie miałam żadnych problemów z tym, zeby się cieszyć dekadenckimi
luksusami prywatnego bungalowu nad oceanem, w cenie pięciu tysięcy dolarów za dobę, w
którym zginęła Helen Gruber.
Trzeba oddać Monkowi, że on również ich nie miał.
Oczywiście, ktoś powie, że ciało pani Gruber znaleziono w jacuzzi z dala od domu.
Ale nie będę też miała oporów, żeby pójść się popluskać do jacuzzi, choć tak w nim usiądę,
by mieć na oku palmę. Tak, wiem, że kokos nie spadł na Helen Gruber przypadkowo z
drzewa - została nim uderzona przez zabójcę (którym, założę się, był jej mąż, bez względu na
swoje żelazne alibi) w kuchni - ale strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Monk wprowadził się do jednego z pokojów gościnnych bungalowu, więc ja zajęłam
główny apartament z osobną marmurową łazienką, w której znajdowało się drugie jacuzzi.
Przebrałam się w bikini i już zamierzałam się zanurzyć w basenie należącym do bungalowu,
kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
Miałam nadzieję, że to obsługa hotelowa. Może postanowiono nas również powitać
butelką markowego szampana, choć nie płaciliśmy za bungalow oficjalnej ceny?
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Dylana Swifta. Tym razem wcale się do mnie nie
uśmiechał.
- Witaj, Natalie. Czy jest pan Monk?
To by było na tyle z prywatnością w bungalowie, pomyślałam.
- Skąd pan wie, że tu mieszkamy?
- Zajmuję sąsiedni bungalow i widziałem, jak się wprowadzacie. Naprawdę muszę
porozmawiać z panem Monkiem. Duchy nie dadzą mi minuty spokoju, dopóki nie przekażę
mu ich wiadomości.
- Już mu je przekazałam.
- Mam ich dużo więcej. Helen Gruber dzień i noc przesyła mi doznania i obrazy. W
próbach dotarcia do pana Mońka jest nieugięta.
- Traci pan czas. I tak panu nie uwierzy, a ja również nie, tego może pan być pewien.
Wiem, jak wyciągnął pan ze mnie informacje o Mitchu, i zapowiadam panu, że drugi raz taka
sztuczka się nie uda.
W tej chwili z pokoju wyszedł Monk ubrany jak co dzień.
- To ten człowiek, który rozmawia ze zmarłymi ludzmi?
- Właśnie ten.
Swift potraktował moje słowa jako zaanonsowanie jego osoby i wkroczył do środka
pewnym krokiem, jakby wychodził na scenę przed publiczność. Wyciągnął do Mońka rękę.
Monk jednak jej nie uścisnął.
- Nie podaję często ręki na powitanie. Zwłaszcza łgarzom i hochsztaplerom.
- Jestem łgarzem czy hochsztaplerem?
- Jednym i drugim.
- Wcale się nie dziwię, że nie wierzy pan w moje zdolności, panie Monk. Przeciwnie,
pański sceptycyzm nawet mnie cieszy.
- Czyżby?
- Jest pan detektywem, pańska praca opiera się na faktach. Ma pan analityczny umysł.
Nie obchodzi mnie, czy uwierzy pan w to, co powiem, czy nie. Rozważy pan tylko
informacje, które wydadzą się panu użyteczne, to wszystko, o co proszę.
- Ma pan słuszność - powiedział Monk. - Rozważając kłamstwa, często docieram do
prawdy.
Monk spojrzał na mnie, zauważył, że jestem w bi - kini, i natychmiast odwrócił
wzrok. Wróciłam do apartamentu po szlafrok, ale wciąż słyszałam ich rozmowę.
- Czy przydało się panu coś z tego, co wczoraj powiedziałem Natalie?
- Nie - odpowiedział Monk.
- Może tym razem się poprawię.
Swift minął Mońka i wyszedł do ogrodu za bungalowem. Wydawało się, że jacuzzi
przyciąga go jak magnes. Włożyłam szlafrok i wyszłam za nimi na zewnątrz.
- Doświadczenie nauczyło mnie, że szybciej udaje się nawiązać kontakt z duchem,
jeśli ludzie przynoszą rzeczy osobiste zmarłej osoby. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl