[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obsypał pannę młodą klejnotami i skłonił nowożeńców, aby zamieszkali z nim w domu przy ulicy
Szacha Rezy. Moi rodzice mieli trzy córki. Aga nie będzie mieć dziedziców.
W naszym domu przy ulicy Szacha Rezy Aga się postarzał, pochorował i zgorzkniał z
powodu nielojalności życia. Przestał wychodzić na dwór - jego zdrowie pogorszyło się tak
gwałtownie, że niemal nigdy nie opuszczał swojej kancelarii na parterze i odwiedzających
przyjmował w domu. Pamiętam mężczyzn i kobiety, którzy w tym okresie przychodzili tłumnie
do naszego domu i czekali na swoją kolej, żeby zobaczyć się z Agą. Pamiętam, że siadywałam
obok niego w dużym pokoju z kamienną posadzką i wielkimi drzwiami na taras i na ogród
różany, przyglądając się wszystkim i słuchając ich opowieści. Wśród odwiedzających był
siwowłosy dżentelmen, wuj szacha - przychodził co roku i rozmawiał z Agą o wspomnieniach z
młodości, której obaj żałowali. Był stary służący, trzęsący się jak galareta nałogowy palacz
opium, który stracił zdolność do pracy i przychodził raz w tygodniu tylko po swoją pensję. Była
kobieta - Aga nazywał ją sarkastycznie Panią Zwiatła - która dwukrotnie wychodziła za mąż i
pochowała jednego i drugiego męża, gdy przypadkowo wypili filiżankę zatrutej herbaty.
Przyglądając się tym obcym ludziom i słuchając ich opowieści, już jako dziecko wiedziałam, że
ich głosy będą mnie prześladować przez całe życie.
Agę męczyli odwiedzający i stopniowo zaczął odmawiać audiencji niemal wszystkim. W
czasach młodości nie uznawał żadnych ograniczeń. Na starość nie chciał się pogodzić z losem.
Siedział w domu, prawie nie chodził i złościł się na Boga, jakby chcąc się z nim wadzić. Moje
siostry i ja, choć byłyśmy dziewczynkami, stałyśmy się dla niego jedynym zródłem szczęścia.
Nalegał, żebyśmy chodziły do najlepszych szkół, żebyśmy otrzymały jak najstaranniejsze
wykształcenie, żeby wysłano nas za granicę - do Europy, gdzie dziewczęta wychowywano na
damy - bo chciał być z nas dumny. Umarł, gdy byłyśmy jeszcze uczennicami, lecz moi rodzice
podzielali jego marzenia. W tych czasach i w tym świecie, gdzie od dziewcząt oczekiwano co
najwyżej dobrego wyjścia za mąż , rodzice mówili moim siostrom i mnie, że musimy pracować.
Im i dziadkowi winna jestem w pierwszym rzędzie podziękowanie.
Wiele zawdzięczam też mojemu mężowi, Hamidowi, który spotkał się ze mną pierwszy raz
na terenie kampusu Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles jesienią roku 1980 i
powiedział mi, że muszę dać nowe życie głosom tamtych mężczyzn i kobiet zabranym z domu
przy ulicy Szacha Rezy. Był młody, przystojny i błyskotliwy. Zobaczyłam Hamida i tak jak moja
matka, która zerkała przez portierę w dniu, gdy poproszono ojej rękę, pomyślałam: on albo nikt.
Tylko dzięki niemu wytrwałam od chwili napisania pierwszego wyrazu do dnia ukończenia
pracy. Miał znaczny wkład w tę książkę, między innymi zaproponował jej tytuł.
Wdzięczna jestem również mojemu nauczycielowi, Johnowi Rechy emu, który najpierw
zobaczył tę książkę w postaci szkicu, a potem pracował ze mną nad każdą linijką. Domagał się
konstrukcji tam, gdzie panował chaos, udoskonalenia tego, co było mierne, cierpliwości, gdy
pojawiała się rozpacz. Z pisaniem jest jak z życiem - mówił - musisz próbować osiągnąć choćby
chwilę wielkości.
Chciałabym też podkreślić nieocenione zasługi nieżyjącego już doktora Habiba Levy ego,
czołowego żydowskiego historyka, którego życiowe dzieło Dzieje %7łydów w Iranie służyło mi
jako zródło większości informacji historycznych zamieszczonych w Pawim krzyku .
Wdzięczna jestem mojej dozgonnej przyjaciółce, Pardis Mirzai Parwaresz, która czytała
cierpliwie i z uwagą każdą linijkę tej książki i której sugestie uchroniły mnie przed popełnieniem
licznych błędów.
A nade wszystko podziękowania należą się tym ludziom, których życie zostało opisane w tej
książce. Zaczynałam od własnych wspomnień, potem zadawałam pytania. Rozmawiałam z
setkami Irańczyków, żydami i muzułmanami, starymi i młodymi. Dzięki wywiadom
przeprowadzanym przez lata i przestudiowanym książkom zapoznałam się z historią - aczkolwiek
niedawną - która została pogrzebana przez ostatnich z pokolenia getta , jakby chcieli zatrzeć
trzy tysiące lat cierpień. Przekonałam się, że Iran to kraj paradoksów i sprzeczności, że jego
mieszkańcy - żydzi, a także muzułmanie - są ofiarami dzikości natury, okrucieństwa bogów i
własnej niewiedzy. A przede wszystkim dowiedziałam się, że dzieci Iranu są dzielne i silne -
wszystkie zdolne do osiągnięcia choćby chwili wielkości . I wierzę, że w tym Iran znajdzie
ocalenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
obsypał pannę młodą klejnotami i skłonił nowożeńców, aby zamieszkali z nim w domu przy ulicy
Szacha Rezy. Moi rodzice mieli trzy córki. Aga nie będzie mieć dziedziców.
W naszym domu przy ulicy Szacha Rezy Aga się postarzał, pochorował i zgorzkniał z
powodu nielojalności życia. Przestał wychodzić na dwór - jego zdrowie pogorszyło się tak
gwałtownie, że niemal nigdy nie opuszczał swojej kancelarii na parterze i odwiedzających
przyjmował w domu. Pamiętam mężczyzn i kobiety, którzy w tym okresie przychodzili tłumnie
do naszego domu i czekali na swoją kolej, żeby zobaczyć się z Agą. Pamiętam, że siadywałam
obok niego w dużym pokoju z kamienną posadzką i wielkimi drzwiami na taras i na ogród
różany, przyglądając się wszystkim i słuchając ich opowieści. Wśród odwiedzających był
siwowłosy dżentelmen, wuj szacha - przychodził co roku i rozmawiał z Agą o wspomnieniach z
młodości, której obaj żałowali. Był stary służący, trzęsący się jak galareta nałogowy palacz
opium, który stracił zdolność do pracy i przychodził raz w tygodniu tylko po swoją pensję. Była
kobieta - Aga nazywał ją sarkastycznie Panią Zwiatła - która dwukrotnie wychodziła za mąż i
pochowała jednego i drugiego męża, gdy przypadkowo wypili filiżankę zatrutej herbaty.
Przyglądając się tym obcym ludziom i słuchając ich opowieści, już jako dziecko wiedziałam, że
ich głosy będą mnie prześladować przez całe życie.
Agę męczyli odwiedzający i stopniowo zaczął odmawiać audiencji niemal wszystkim. W
czasach młodości nie uznawał żadnych ograniczeń. Na starość nie chciał się pogodzić z losem.
Siedział w domu, prawie nie chodził i złościł się na Boga, jakby chcąc się z nim wadzić. Moje
siostry i ja, choć byłyśmy dziewczynkami, stałyśmy się dla niego jedynym zródłem szczęścia.
Nalegał, żebyśmy chodziły do najlepszych szkół, żebyśmy otrzymały jak najstaranniejsze
wykształcenie, żeby wysłano nas za granicę - do Europy, gdzie dziewczęta wychowywano na
damy - bo chciał być z nas dumny. Umarł, gdy byłyśmy jeszcze uczennicami, lecz moi rodzice
podzielali jego marzenia. W tych czasach i w tym świecie, gdzie od dziewcząt oczekiwano co
najwyżej dobrego wyjścia za mąż , rodzice mówili moim siostrom i mnie, że musimy pracować.
Im i dziadkowi winna jestem w pierwszym rzędzie podziękowanie.
Wiele zawdzięczam też mojemu mężowi, Hamidowi, który spotkał się ze mną pierwszy raz
na terenie kampusu Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles jesienią roku 1980 i
powiedział mi, że muszę dać nowe życie głosom tamtych mężczyzn i kobiet zabranym z domu
przy ulicy Szacha Rezy. Był młody, przystojny i błyskotliwy. Zobaczyłam Hamida i tak jak moja
matka, która zerkała przez portierę w dniu, gdy poproszono ojej rękę, pomyślałam: on albo nikt.
Tylko dzięki niemu wytrwałam od chwili napisania pierwszego wyrazu do dnia ukończenia
pracy. Miał znaczny wkład w tę książkę, między innymi zaproponował jej tytuł.
Wdzięczna jestem również mojemu nauczycielowi, Johnowi Rechy emu, który najpierw
zobaczył tę książkę w postaci szkicu, a potem pracował ze mną nad każdą linijką. Domagał się
konstrukcji tam, gdzie panował chaos, udoskonalenia tego, co było mierne, cierpliwości, gdy
pojawiała się rozpacz. Z pisaniem jest jak z życiem - mówił - musisz próbować osiągnąć choćby
chwilę wielkości.
Chciałabym też podkreślić nieocenione zasługi nieżyjącego już doktora Habiba Levy ego,
czołowego żydowskiego historyka, którego życiowe dzieło Dzieje %7łydów w Iranie służyło mi
jako zródło większości informacji historycznych zamieszczonych w Pawim krzyku .
Wdzięczna jestem mojej dozgonnej przyjaciółce, Pardis Mirzai Parwaresz, która czytała
cierpliwie i z uwagą każdą linijkę tej książki i której sugestie uchroniły mnie przed popełnieniem
licznych błędów.
A nade wszystko podziękowania należą się tym ludziom, których życie zostało opisane w tej
książce. Zaczynałam od własnych wspomnień, potem zadawałam pytania. Rozmawiałam z
setkami Irańczyków, żydami i muzułmanami, starymi i młodymi. Dzięki wywiadom
przeprowadzanym przez lata i przestudiowanym książkom zapoznałam się z historią - aczkolwiek
niedawną - która została pogrzebana przez ostatnich z pokolenia getta , jakby chcieli zatrzeć
trzy tysiące lat cierpień. Przekonałam się, że Iran to kraj paradoksów i sprzeczności, że jego
mieszkańcy - żydzi, a także muzułmanie - są ofiarami dzikości natury, okrucieństwa bogów i
własnej niewiedzy. A przede wszystkim dowiedziałam się, że dzieci Iranu są dzielne i silne -
wszystkie zdolne do osiągnięcia choćby chwili wielkości . I wierzę, że w tym Iran znajdzie
ocalenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]