[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Może... - zgodziła się Alicja, a mnie zimny dreszcz przeleciał po krzyżu. - A
może miesiąc temu?
- Możliwe - odparła Alicja równie zgodnie,
- A może rok - w głosie prokuratora zabrzmiał jakiś podejrzanie uprzejmy ton. -
Też możliwe. Nie wiem, nie rozróżniam. Ja nie mam poczucia czasu. - Alicja skup
się, na miłosierdzie pańskie! - jęknęłam ze swojego kąta, ogarniana coraz
większym niepokojem. - Proszę się nie odzywać! - krzyknął ostro kapitan. Alicja
spojrzała na mnie. - Ach, zależy ci na tym?...
- Niech pani spróbuje sobie koniecznie przypomnieć. To bardzo ważne - powiedział
równocześnie prokurator, całkowicie ignorując moje istnienie. Alicja utkwiła
wzrok w ścianie i zaczęła wytężać pamięć. - Już wiem! - zawołała nagle. - To mi
się kojarzy... Ona tego chyba używała w większej masie. Kapitan popatrzył na nią
okropnym wzrokiem, ale prokurator nie stracił cierpliwości. - Co to znaczy w
większej masie? Cała była tym wymalowana? - Nie, cała była ubrana w taki kolor.
Tak, z pewnością. Z każdą inną odzieżą to by się fatalnie gryzło, a nie
zauważyłam, żeby się na niej kiedykolwiek kolory gryzły. Przeniknęła mnie
głęboka wdzięczność dla Alicji zarówno za potwierdzenie prawdziwości moich słów,
jak i za ten komplement. - No to niech pani sobie jeszcze przypomni, kiedy to
mogło być. - Myślę, że-jakoś dawno temu. Chyba to było coś zimowego. -
Dziękujemy pani...
Następna była Anka, która się kategorycznie wyparła jakichkolwiek związków z
moją szminką na dowód pokazując swoją, istotnie jaśniejszą. Monika sprawdziła
efekt na dłoni z najwyższym wstrętem. Wszystkie kobiety pracowni, kolejno
pytane, wykazały całkowity brak pamięci w sprawie mojego maquillageu.
Wypuściwszy ostatnią, panowie przesłuchujący odpoczywali jakiś czas w milczeniu.
Potem prokurator nagłym ruchem wyjął z szuflady chustkę i rozwinął ją w całej
okazałości.
- Wobec tego może nam pani powie, skąd się na tej chustce wzięło to! W ciągu
ułamka sekundy przestało mi się chcieć spać i przestałam być głupio i niewinnie
zaciekawiona. Na biało-niebieskiej kratce wyraznie odcinały się ślady mojej
własnej, cynobrowej szminki! Siedziałam jak słup soli, wpatrzona w przeklętą
chustkę, i czułam, jak mi się robi równocześnie zimno i gorąco, bo nagle
odzyskałam pamięć. Wiedziałam, skąd się tam wzięły te ślady i, co najgorsze,
wiedziałam także, kto jest mordercą!... Mogłam to oczywiście powiedzieć. Mogłam
się też wyprzeć i nadal twierdzić, że nic nie pamiętam, mogłam zrobić móstwo
rzeczy! Ale zgłupiałam do tego stopnia, że nie przyszło mi do głowy nic innego,
jak tylko to, że raczej się udławię, niż powiem prawdę! Milczałam tak długo, aż
stało się wyraznie widoczne, że pozostawiona samej sobie będę milczeć do
skończenia świata. Prokurator zimnym, oficjalnym tonem powtórzył pytanie: - Skąd
się na tej chustce wzięły ślady pani szminki?
- Nie powiem - odparłam nieoczekiwanie dla samej siebie.
- Co takiego?!
- Nie powiem - powtórzyłam z uporem.
- Jak to pani nie powie? Już pani sobie przypomina?!...
- Przypominam sobie. I oświadczam panom, że więcej nie powiem.
- Dlaczego?!
- Bo nie! Odmawiam zeznań! Na twarzach przedstawicieli prawa odmalowała się
konsternacja i wyrazne zaskoczenie. Spojrzeli na mnie i na siebie.
- Czy pani zdaje sobie sprawę z tego, że stawia się pani w dziwnym świetle? To
jest pani szminka, pani jest podejrzana! - Niech sobie będę! Wszystko mi jedno,
nie powiem!
- Pani zostanie zatrzymana.
- Możecie mnie nawet zakuć w kajdany. Nie powiem wcześniej niż stojąc przed
sądem, oskarżona o morderstwo! Kapitan i prokurator wyglądali tak, jakby miał
ich za chwilę szlag trafić. Porucznik patrzył na mnie wytrzeszczonymi oczami.
Prawdę mówiąc nie byłam tym zbytnio zdziwiona. Chyba ostatnią rzeczą, jakiej się
mogli spodziewać, było to, że ja, nieskalanie niewinna, posiadająca żelazne
alibi, deklarująca im swoją pomoc, okażę się nagle tak dokładnie wmieszana w to
zabójstwo. I to jeszcze po tych dwóch wieczorach z prokuratorem!... Siedziałam
zacięta, zrozpaczona, wściekła, usiłując wymyślić jakieś wyjście. Gdybyż mnie
chociaż na chwilę wypuścili z tej cholernej sali! Wiedziałam, kto jest mordercą,
i okropnie mi się to nie podobało, ponieważ to była właśnie ta sama osoba, którą
sobie na początku idiotycznie wyobraziłam! To niemożliwe, żeby się do tego
stopnia wszystko zgodziło, to złośliwość, to świństwo!... Co oni teraz zrobią?
Władze śledcze odzyskały panowanie nad sobą. Powoli, ostrożnie, dyplomatycznie
zaczęli mnie namawiać do zwierzeń. Tłumaczyli, prosili, ostrzegali, prokurator
patrzył na mnie z wyrzutem i rozgoryczeniem - wszystko na nic! Zaparłam się.
Miałam swoje powody... Wreszcie machnęli na mnie ręką i zaczęli znowu wzywać
personel płci żeńskiej. Personel płci męskiej był tu po pierwsze niekompetentny,
a po drugie zdekompletowany, bowiem Witek, Zbyszek, Ryszard, Stefan, Kacper i
Włodek już wcześniej pojechali na KOPI. Znów na pierwszy ogień poszła Alicja.
Alicja wiedziała. Siedziałam w swoim kącie w okropnym napięciu i wpatrywałam się
w nią dzikim wzrokiem, nie odzywając się ani jednym słowem. Alicja obejrzała
chustkę ze szminką. Oglądała ją długo, wytrwale i w milczeniu, co było dla mnie
dobitnym znakiem, że sobie doskonale przypomniała pochodzenie śladów. Potem
podniosła głowę i popatrzyła na mnie. Nie wiem, co ujrzała w moim obliczu, ale
myślę, że wymiana spojrzeń wystarczyła nam obu. Nic mnie nie obchodziło, co
sobie pomyślą o tym władze śledcze. - Nie wiem - powiedziała stanowczo po
długiej chwili milczenia. - Nie mam pojęcia. Oczywiście, wcale jej nie
uwierzyli, ale niewątpliwie utwierdziło ich to w przekonaniu o mojej winie. - A
czy nie sądzi pani - powiedział uprzejmie kapitan - że to właścicielka szminki
wycierała się tą chustką? - Nie wiem. Równie dobrze mogę przypuszczać, że pisała
szminką wiersze na szybach, a potem je ścierała. Nie wiem. Tu jest podobno
śledztwo i ważne są fakty, a nie przypuszczenia. Anka i Monika były niegrozne.
Nie wiedziały, nie było ich wtedy. Potem do sali konferencyjnej weszła Wiesia.
Słabo mi się zrobiło na jej widok, bo nie miałam żadnych wątpliwości, że Wiesia
powie, powie z największą radością i satysfakcją, jeżeli tylko sobie przypomni.
Nie daj Boże, żeby sobie przypomniała!...
- No jak to - powiedziała Wiesia godnie i jadowicie.
- Przecież to Jadwiga...
Panowie przesłuchujący rzucili się na nią jak sępy na padlinę. Wiesia obrażonym
tonem udzielała wyczerpujących wyjaśnień, a ja nie mogłam udusić jej wzrokiem.
To było w przeddzień śmierci Tadeusza. Jadwiga przyszła do mnie i zażądała
pożyczenia jej wszystkich szminek, jakie miałam, bo chciała sprawdzić, w jakim
kolorze najbardziej jej do twarzy. Poza jedną, której efekt był jej już znany,
miałam tylko to cynobrowe, francuskie świństwo. Jadwiga wymalowała się na grubo
i oglądała się w lustrze.
Były przy tym jeszcze Alicja i Wiesia. Wiesia przyjrzała się Jadwidze z
nienawiścią w oczach.
- Zetrzyjże to, bo wyglądasz jak maszkara - powiedziała, pełna obrzydzenia.
Istotnie, kolorek Jadwidze urody nie dodawał. Wyciągnęła z torebki wielką,
biało-niebieską chustkę i starannie wytarła grube pokłady kosmetyku.
A teraz ta chustka leżała tu, na stole, i służyła jako dowód popełnienia
przestępstwa. Wiesia okazywała olśniewającą pamięć. Chyba nic już nie mogło
uratować Jadwigi, która miała potężny motyw, pełnię możliwości, twardy charakter
i która na wszystkie świętości błagała mnie o pomoc, przysięgając, że jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl