[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zachowałem twój numer telefonu sprzed wielu miesięcy, kiedy zadzwoniłaś do
mnie do klubu. Chciałbym prosić, żebyś przekazała ode mnie wiadomość Holly.
Denise ostatnio jest tak zajęta, że chyba nie miałaby głowy. - Roześmiał się. -
Powiedz, proszę, Holly, że wyjeżdżam na święta do rodziny, do Galway. Nie mogę
jej złapać na komórkę, a domowego numeru nie mam. Biorę ze sobą komórkę,
zawsze może się ze mną skontaktować. - Urwał. - Do zobaczenia na weselu w
przyszłym tygodniu. Dzięki. Cześć.
Druga wiadomość pochodziła od Denise, że szuka jej Daniel. Trzecia
pochodziła od Declana, że szuka jej Daniel. Czwarta pochodziła od samego
Daniela.
- Cześć, Holly. Mówi Daniel Declan podał mi twój numer. Nie mogę
uwierzyć, że nigdy mi go nie dałaś, a jednocześnie odnoszę wrażenie, jakbym go miał
od dawna... - Chwila milczenia. - Bardzo chciałbym z tobą porozmawiać. I to zanim
się spotkamy na weselu. Bardzo cię proszę, odbieraj moje telefony. - Jeszcze raz
westchnął. - Dobra, no to cześć.
Holly znów nacisnęła przycisk, zatopiona w myślach.
Siedziała w salonie, zapatrzona w choinkę, i nagle się rozpłakała. Płakała z
tęsknoty za Gerrym, a także z powodu łysej choinki.
ROZDZIAA CZTERNASTY
Wesołych świąt, kochanie! Frank otworzył drzwi dygoczącej z zimna Holly.
- Wesołych świąt, tato.
Uściskali się oboje. Zapach sosny mieszał się z dolatującym z kuchni
aromatem wina i świątecznych potraw. Poczuła dotkliwą samotność. Zwięta
oznaczały dla niej bliskość z Gerrym. Uciekali wtedy od napięć w pracy,
odpoczywali, odwiedzali przyjaciół i rodzinę, a także cudownie spędzali czas we
dwoje. Tak bardzo za nim tęskniła.
Rano pojechała na cmentarz, żeby złożyć mu życzenia. Była tam po raz
pierwszy od dnia pogrzebu. Gerry chciał, żeby jego ciało spopielono. Stanęła więc
przed ścianą, gdzie wyryto jego nazwisko. Opowiedziała mu, jak jej minął rok i co
planuje tego dnia. Powiedziała, że Sharon i John spodziewają się dziecka i że
dadzą mu na imię Gerry. %7łe poprosili ją na matkę chrzestną i że ma być pierwszą
druhną na ślubie Denise. Opowiedziała o Tomie, którego Gerry nie poznał, i o swej
nowej pracy. Pragnęła poczuć jego obecność, tymczasem czuła jedynie, że
rozmawia z nieczułą szarą ścianą.
Mimo to ranek upłynął jej w dobrym nastroju.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie! - powiedziała Elizabeth, podchodząc
ku niej z otwartymi ramionami. Holly się rozpłakała. Mama miała zarumienioną
twarz od gorąca w kuchni. Swoim ciepłem ogrzała serce córki.
- Przepraszam, nie chciałam. Holly wytarła oczy.
- Ciii - uspokoiła ją Elizabeth i przytuliła jeszcze mocniej.
W poprzednim tygodniu Holly, przerażona, wpadła do niej, żeby
opowiedzieć, co zaszło między nią a Danielem.
- A co do niego czujesz? - spytała Elizabeth.
- Podoba mi się. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek dojrzeję do nowego
związku. Nie może się równać z Gerrym, choć wcale tego nie oczekuję. Nie wiem,
czy kiedykolwiek pokocham kogoś tak bardzo. Trudno mi w to uwierzyć, ale miło
byłoby pomyśleć, że to możliwe.
- Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz - powiedziała krzepiąco Elizabeth.
- Ważne, żeby niczego nie przyspieszać. Przypominam o czymś, co sama wiesz, bo
zależy mi na twoim szczęściu. Z pewnością na nie zasługujesz. Czy to z Danielem,
czy z kimkolwiek innym.
Mama, mimo całej swojej serdeczności, wcale nie ułatwiła Holly podjęcia
decyzji.
Rodzina zebrała się w salonie. Usiedli wokół choinki i wymieniali się
prezentami. Holly płakała cały czas. Nie miała siły udawać. Płakała ze smutku, a
jednocześnie ze szczęścia. Dotkliwej samotności towarzyszyła świadomość, że jest
kochana.
W końcu zasiedli do obiadu. Holly napłynęła ślinka do ust. Wszyscy nie
mogli się nachwalić pysznych potraw.
- Dostałem dziś e - mail od Ciary - oznajmił radośnie Declan. - Przysłała
zdjęcie.
I puścił w obieg zdjęcie wydrukowane z komputera.
Holly uśmiechnęła się na widok siostry leżącej na plaży i zajadającej
świąteczny obiad z rusztu razem z Mathew. Jego blond włosy pięknie
kontrastowały ze świeżą opalenizną. Biło od nich szczęście. Ciara zjezdziła cały
świat, ale w końcu znalazła przystań.
- Podobno ma dziś padać śnieg - powiedziała Holly.
- Wykluczone - stwierdził Richard. - Jest za zimno.
Holly zrobiła zdziwioną minę.
- Jak może być za zimno na śnieg?
Wytarł palce w serwetkę zatkniętą za czarny sweter z wyhaftowaną choinką
z przodu.
- Na to, żeby spadł śnieg, musi się ocieplić.
Holly parsknęła śmiechem.
- Przecież na Antarktydzie jest minus milion stopni, a pada śnieg. I nie czeka
na ocieplenie.
- A jednak tak jest - rzucił od niechcenia.
- Skoro tak twierdzisz... - westchnęła Holly.
- On ma rację - wsparł go Jack. Rodzeństwo przestało żuć gumę, wszyscy
na niego spojrzeli. Nieczęsto zdarzało się, by podzielał czyjeś zdanie. Jack
wyjaśnił, na czym polega zjawisko śniegu, a Richard uzupełnił jego naukowe
wywody. Uśmiechali się do siebie, zadowoleni, że takie z nich mądrale. Abbey i
Holly patrzyły na braci z nieukrywanym zdumieniem.
- %7łyczysz sobie jarzyn do sosu, tato? - spytał bez zmrużenia powiek Declan,
podsuwając ojcu półmisek z brokułami.
Wszyscy spojrzeli na talerz Franka i roześmieli się.
- Cha, cha - powiedział Frank, biorąc półmisek od syna. - Mieszkamy za
blisko morza, żeby go mieć.
- Co? Sos? - spytała Holly i wszyscy się roześmieli.
- Znieg, głuptasie - wyjaśnił i chwycił ją za nos jak wtedy, kiedy była
dzieckiem.
- Założę się o milion funtów, że dziś spadnie śnieg - żartował Declan,
rozglądając się po zebranych.
- No to już zacznij oszczędzać, bo skoro twoi uczeni bracia twierdzą, że nie
spadnie, to nie spadnie! - powiedziała Holly.
- W takim razie płaćcie, chłopaki - oznajmił Declan, wskazując okno.
- O Boże! - zawołała Holly. - Naprawdę pada!
Wszyscy zerwali się od stołu, włożyli coś na siebie i wybiegli na dwór jak
rozdokazywane dzieci. Elizabeth objęła córkę.
- Wygląda na to, że Denise będzie brała ślub w białe święta - rzekła z
uśmiechem.
Na myśl o ślubie Denise Holly zabiło mocniej serce. Za kilka dni będzie
musiała spojrzeć Danielowi w oczy. Mama, jakby czytając w jej myślach, zapytała
cicho:
- Zastanowiłaś się już, co odpowiesz Danielowi?
Holly patrzyła na płatki śniegu migoczące w poświacie księżyca na
czarnym rozgwieżdżonym niebie. I w tej magicznej chwili podjęła ostatecznie
decyzję.
- Tak.
Uśmiechnęła się i odetchnęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl