[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla którego ukrywał swą tożsamość? Od razu zrozumiał, jak
wielki popełnił błąd, lecz nie miał jak się z niego wycofać.
199
Widział, jak Sophie zamyka się w sobie. Czy mógł się temu
dziwić?
Sugerując, że bogactwo i tytuł mogłyby taką kobietę jak
ona skusić do przyjęcia oświadczyn, dopuścił się ciężkiej
zniewagi. Cóż, dobrze mu tak. Chciał być wobec niej uczciwy,
lecz zamiast tego zachował się jak głupiec, któremu duma nie
pozwala niczego zataić, i odepchnął od siebie Sophie.
Zaiste, głupcem okazał się wielkim. Oczywiście na
samym początku ich znajomości zatajanie tożsamości ze
względów bezpieczeństwa miało sens, lecz kiedy wyznali sobie
miłość i postanowili się pobrać, wzajemne zaufanie, a co za
tym idzie brak tajemnic, powinno znalezć się na pierwszym
miejscu.
Kochała mnie tak bardzo, że zgodziła się zostać moją
żoną, choć prawie nic o mnie nie wiedziała, pomyślał w
udręce. Kiedy przyjęła oświadczyny, powinien był wyjawić jej
ten ostatni sekret, jednak dowiedziała się prawdy od kogoś
innego.
Pozostały mu tylko rozpacz i ból.
Do pokoju wszedł Matthew.
- Znalazłeś Nancy? - spytał Hatton.
- Nie, panie. Przeszukaliśmy budynki gospodarcze i
las, ale nic to nie dało.
- A co z gospodą?
- Może być wszędzie. To dziwny dom, pełen
tajemnych zakamarków.
Hatton wiedział, w czym rzecz. Gospoda od lat była znana
przemytnikom. Nawet on nie wiedział o wszystkich
przeróbkach, których tu dokonano. Gotów był się założyć, że
gdyby pomierzono pokoje i wynik porównano z wymiarami
ścian zewnętrznych, wystąpiłyby znaczne rozbieżności.
Wtajemniczona osoba mogła nagle zniknąć, naciskając
odpowiednie miejsce na boazerii i kryjąc się w schowku.
200
- Nancy mogła znalezć jedną z tych kryjówek -
powiedział.
- Nie może jednak bez końca w niej tkwić, dlatego
musicie czuwać bez przerwy. Koniecznie musimy ją znalezć.
- A jak już ją znajdziemy, co wtedy?
- Musicie być bardzo ostrożni, bo Nancy ma broń, a w
obecnym stanie nie odpowiada za swoje czyny. Gdyby doszło
do tragedii, nasze plany skończyłyby się klęską.
- Co więc powinniśmy robić, panie?
- Znajdzcie ją, a potem nie spuszczajcie jej z oka. Nie
może znów zniknąć. Muszę wyjechać, ale wrócę najszybciej,
jak będę mógł.
Sophie obserwowała jego odjazd z okna sypialni. Miała
wrażenie, że pęka jej serce. Czy widzi go po raz ostatni? Bez
niego jej przyszłość malowała się w czarnych barwach, ale
podjęła już decyzję. Nie zmieni zdania. Zwalczywszy
przemożne pragnienie otwarcia okna i przywołania Hattona,
odwróciła się.
Schodząc na dół, uświadomiła sobie, że atmosfera w
gospodzie uległa zmianie. W powietrzu wyczuwało się
napięcie.
Poszła do kuchni, gdzie jej obawy się potwierdziły. Bess i
Abby były blade, wyglądały jak po nieprzespanej nocy, a w ich
oczach widniał strach.
Sophie opadła na fotel.
- Bess, chciałabym napić się czekolady, jeśli łaska.
Proszę też o bułeczkę.
Bess wyraznie zaskoczył ten powrót do normalności, ale
wstała i wykonała polecenie. A potem zarzuciła fartuch na
głowę i zaczęła zawodzić. Abby była gotowa pójść w ślady
matki.
- Natychmiast przestań! - rozkazała Sophie. - Co ci z
tego przyjdzie? Myślałam, że jesteś mądrzejsza.
201
Zawodzenie Bess przeszło w urywany szloch.
- Myśleliśmy, że panią zamordowała! Kiedy pan
Hatton nie mógł pani obudzić, pomyśleliśmy, że panią otruła.
- Co za bzdura! Skąd Nancy miałaby mieć truciznę?
Nie wychodziła z gospody.
- Są takie rośliny...
- Nie można ich znalezć w zimie, zwłaszcza pod
śniegiem. No, Bess, bądz rozsądna. Nancy dała mi środek
nasenny, który zresztą był przeznaczony dla niej, to wszystko.
- Co za podłe stworzenie! %7łe też zdobyła się na taką
śmiałość.
- Nie mów tak, przecież wiesz, że Nancy jest chora na
umyśle. Teraz powiedz mi dokładnie, co wydarzyło się
wczoraj. Nic nie pamiętam. O której mnie znalezliście?
- Było bardzo pózno, proszę pani. Nikt nie zmrużył
oka. Kazała pani zamknąć okiennice, mężczyzni byli w
pogotowiu i wszyscy bardzo się baliśmy. O świcie pan Hatton
zaczął pani szukać. Był przerażony...
Sophie zmierzyła służącą chłodnym wzrokiem. Hatton na
pewno nie bał się o nią, tylko o swój plan. O tej porze
powinien być w drodze do Londynu, podążać za Harwardem.
- Co się stało potem?
- Zachowywał się, jakby był bliski obłędu. Omal nie
pozabijał nas wszystkich za to, że zostawiliśmy panią samą z
Nancy, zwłaszcza kiedy dowiedział się o pistolecie.
- Chyba powiedzieliście mu, że to była moja decyzja.
- Nie chciał słuchać! - Abby zaczęła szlochać. -
Myślałam, że mnie uderzy. Powiedział... powiedział...
- Nieważne, co powiedział! - przerwała Sophie
energicznie. - Nic mi się nie stało. A teraz zastanówcie się,
gdzie możemy znalezć Nancy.
Obie kobiety pokręciły głowami.
- Wątpię, czy opuściła gospodę - myślała Sophie
głośno. -Przy takiej pogodzie zamarzłaby na śmierć.
202
- Och, pani Firle! - krzyknęła Abby. - Niech pani nie
mówi, że ona wciąż tu jest! - Odwróciła się do matki. - Nie
zostanę tu! Wracam do wioski. Zatrzymam się u ciotki.
- Głupia jesteś, Abby! - Sophie nawet nie próbowała
ukryć gniewu. - Nic ci nie grozi. Czy Nancy kiedykolwiek
próbowała zrobić ci krzywdę?
Abby, mimo przerażenia malującego się w jej oczach,
pokręciła przecząco głową.
- Miała wystarczająco dużo okazji - ciągnęła Sophie
spokojnie. - Mogła strzelić do ciebie czy uderzyć pistoletem w
głowę, a jednak nie zrobiła tego.
- Tak, ale moja córka nawet nie próbowała się jej
sprzeciwiać. Gdyby zachowała się inaczej... - Bess nie
dokończyła, przerażona straszną wizją.
- Na litość boską, nie proszę was o to, byście stawiły
czoło Nancy. Po prostu dajcie mi znać, jeśli ją zauważycie.
Nieco uspokojona Bess skinęła głową na znak zgody.
- Pan Hatton powiedział to samo, mężczyznom też.
Mimo wszystko, proszę pani, nie możemy tu zostać. To samo
powiedziałam Matthew. Chcemy stąd wyjechać tak szybko, jak
tylko będzie to pani odpowiadało.
- Nigdy nie będzie mi odpowiadało! - wybuchnęła
zdesperowana Sophie. - Och, Bess, tak na was liczyłam! Ty i
Matthew wspieraliście mnie w najtrudniejszych chwilach.
Zostawicie mnie teraz?
- Przykro mi, proszę pani. Wiem, obiecała nam pani
część zysków ze sprzedaży gospody, ale nasze życie jest
cenniejsze od pieniędzy.
- Nic wam nie grozi - zapewniła Sophie. - Pan Hatton
na pewno wam powiedział...
- Nie wierzymy mu, proszę pani. Dzieją się tu rzeczy,
których nie rozumiemy. Może ten pan ma władzę, ale zbyt
małą, by zmierzyć się z tymi, którzy są przeciwko niemu.
203
Sophie nie mogła oponować dłużej. Przez ostatnie
tygodnie sama oszukiwała tych dobrych ludzi. Skoro gospoda
nie należała do niej, nie mogła jej sprzedać, więc jak miała
podzielić się zyskiem, co przecież obiecała?
Ufała, że Hatton nie zostawi ich bez środków do życia,
skoro jednak z nim zerwała, nie mogła go prosić o szczególne
względy dla swojej służby.
Opuściła ramiona.
- Zrobicie to, co uważacie za najlepsze powiedziała
w końcu. - Tymczasem powinniśmy pomyśleć o zaopatrzeniu,
nie sądzisz, Bess?
- Mamy wszystkiego aż nadto, proszę pani. Trzeba
gotować jedzenie dla naszych ludzi, ale wątpię, czy dziś zjawią
się jacyś podróżni.
Myliła się. W południe drzwi gospody otworzyły się na
oścież i do środka wpadła hałaśliwa kompania. Byli to
łyżwiarze, wśród nich kuzyni Hattona.
Zmusiła się do uśmiechu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
dla którego ukrywał swą tożsamość? Od razu zrozumiał, jak
wielki popełnił błąd, lecz nie miał jak się z niego wycofać.
199
Widział, jak Sophie zamyka się w sobie. Czy mógł się temu
dziwić?
Sugerując, że bogactwo i tytuł mogłyby taką kobietę jak
ona skusić do przyjęcia oświadczyn, dopuścił się ciężkiej
zniewagi. Cóż, dobrze mu tak. Chciał być wobec niej uczciwy,
lecz zamiast tego zachował się jak głupiec, któremu duma nie
pozwala niczego zataić, i odepchnął od siebie Sophie.
Zaiste, głupcem okazał się wielkim. Oczywiście na
samym początku ich znajomości zatajanie tożsamości ze
względów bezpieczeństwa miało sens, lecz kiedy wyznali sobie
miłość i postanowili się pobrać, wzajemne zaufanie, a co za
tym idzie brak tajemnic, powinno znalezć się na pierwszym
miejscu.
Kochała mnie tak bardzo, że zgodziła się zostać moją
żoną, choć prawie nic o mnie nie wiedziała, pomyślał w
udręce. Kiedy przyjęła oświadczyny, powinien był wyjawić jej
ten ostatni sekret, jednak dowiedziała się prawdy od kogoś
innego.
Pozostały mu tylko rozpacz i ból.
Do pokoju wszedł Matthew.
- Znalazłeś Nancy? - spytał Hatton.
- Nie, panie. Przeszukaliśmy budynki gospodarcze i
las, ale nic to nie dało.
- A co z gospodą?
- Może być wszędzie. To dziwny dom, pełen
tajemnych zakamarków.
Hatton wiedział, w czym rzecz. Gospoda od lat była znana
przemytnikom. Nawet on nie wiedział o wszystkich
przeróbkach, których tu dokonano. Gotów był się założyć, że
gdyby pomierzono pokoje i wynik porównano z wymiarami
ścian zewnętrznych, wystąpiłyby znaczne rozbieżności.
Wtajemniczona osoba mogła nagle zniknąć, naciskając
odpowiednie miejsce na boazerii i kryjąc się w schowku.
200
- Nancy mogła znalezć jedną z tych kryjówek -
powiedział.
- Nie może jednak bez końca w niej tkwić, dlatego
musicie czuwać bez przerwy. Koniecznie musimy ją znalezć.
- A jak już ją znajdziemy, co wtedy?
- Musicie być bardzo ostrożni, bo Nancy ma broń, a w
obecnym stanie nie odpowiada za swoje czyny. Gdyby doszło
do tragedii, nasze plany skończyłyby się klęską.
- Co więc powinniśmy robić, panie?
- Znajdzcie ją, a potem nie spuszczajcie jej z oka. Nie
może znów zniknąć. Muszę wyjechać, ale wrócę najszybciej,
jak będę mógł.
Sophie obserwowała jego odjazd z okna sypialni. Miała
wrażenie, że pęka jej serce. Czy widzi go po raz ostatni? Bez
niego jej przyszłość malowała się w czarnych barwach, ale
podjęła już decyzję. Nie zmieni zdania. Zwalczywszy
przemożne pragnienie otwarcia okna i przywołania Hattona,
odwróciła się.
Schodząc na dół, uświadomiła sobie, że atmosfera w
gospodzie uległa zmianie. W powietrzu wyczuwało się
napięcie.
Poszła do kuchni, gdzie jej obawy się potwierdziły. Bess i
Abby były blade, wyglądały jak po nieprzespanej nocy, a w ich
oczach widniał strach.
Sophie opadła na fotel.
- Bess, chciałabym napić się czekolady, jeśli łaska.
Proszę też o bułeczkę.
Bess wyraznie zaskoczył ten powrót do normalności, ale
wstała i wykonała polecenie. A potem zarzuciła fartuch na
głowę i zaczęła zawodzić. Abby była gotowa pójść w ślady
matki.
- Natychmiast przestań! - rozkazała Sophie. - Co ci z
tego przyjdzie? Myślałam, że jesteś mądrzejsza.
201
Zawodzenie Bess przeszło w urywany szloch.
- Myśleliśmy, że panią zamordowała! Kiedy pan
Hatton nie mógł pani obudzić, pomyśleliśmy, że panią otruła.
- Co za bzdura! Skąd Nancy miałaby mieć truciznę?
Nie wychodziła z gospody.
- Są takie rośliny...
- Nie można ich znalezć w zimie, zwłaszcza pod
śniegiem. No, Bess, bądz rozsądna. Nancy dała mi środek
nasenny, który zresztą był przeznaczony dla niej, to wszystko.
- Co za podłe stworzenie! %7łe też zdobyła się na taką
śmiałość.
- Nie mów tak, przecież wiesz, że Nancy jest chora na
umyśle. Teraz powiedz mi dokładnie, co wydarzyło się
wczoraj. Nic nie pamiętam. O której mnie znalezliście?
- Było bardzo pózno, proszę pani. Nikt nie zmrużył
oka. Kazała pani zamknąć okiennice, mężczyzni byli w
pogotowiu i wszyscy bardzo się baliśmy. O świcie pan Hatton
zaczął pani szukać. Był przerażony...
Sophie zmierzyła służącą chłodnym wzrokiem. Hatton na
pewno nie bał się o nią, tylko o swój plan. O tej porze
powinien być w drodze do Londynu, podążać za Harwardem.
- Co się stało potem?
- Zachowywał się, jakby był bliski obłędu. Omal nie
pozabijał nas wszystkich za to, że zostawiliśmy panią samą z
Nancy, zwłaszcza kiedy dowiedział się o pistolecie.
- Chyba powiedzieliście mu, że to była moja decyzja.
- Nie chciał słuchać! - Abby zaczęła szlochać. -
Myślałam, że mnie uderzy. Powiedział... powiedział...
- Nieważne, co powiedział! - przerwała Sophie
energicznie. - Nic mi się nie stało. A teraz zastanówcie się,
gdzie możemy znalezć Nancy.
Obie kobiety pokręciły głowami.
- Wątpię, czy opuściła gospodę - myślała Sophie
głośno. -Przy takiej pogodzie zamarzłaby na śmierć.
202
- Och, pani Firle! - krzyknęła Abby. - Niech pani nie
mówi, że ona wciąż tu jest! - Odwróciła się do matki. - Nie
zostanę tu! Wracam do wioski. Zatrzymam się u ciotki.
- Głupia jesteś, Abby! - Sophie nawet nie próbowała
ukryć gniewu. - Nic ci nie grozi. Czy Nancy kiedykolwiek
próbowała zrobić ci krzywdę?
Abby, mimo przerażenia malującego się w jej oczach,
pokręciła przecząco głową.
- Miała wystarczająco dużo okazji - ciągnęła Sophie
spokojnie. - Mogła strzelić do ciebie czy uderzyć pistoletem w
głowę, a jednak nie zrobiła tego.
- Tak, ale moja córka nawet nie próbowała się jej
sprzeciwiać. Gdyby zachowała się inaczej... - Bess nie
dokończyła, przerażona straszną wizją.
- Na litość boską, nie proszę was o to, byście stawiły
czoło Nancy. Po prostu dajcie mi znać, jeśli ją zauważycie.
Nieco uspokojona Bess skinęła głową na znak zgody.
- Pan Hatton powiedział to samo, mężczyznom też.
Mimo wszystko, proszę pani, nie możemy tu zostać. To samo
powiedziałam Matthew. Chcemy stąd wyjechać tak szybko, jak
tylko będzie to pani odpowiadało.
- Nigdy nie będzie mi odpowiadało! - wybuchnęła
zdesperowana Sophie. - Och, Bess, tak na was liczyłam! Ty i
Matthew wspieraliście mnie w najtrudniejszych chwilach.
Zostawicie mnie teraz?
- Przykro mi, proszę pani. Wiem, obiecała nam pani
część zysków ze sprzedaży gospody, ale nasze życie jest
cenniejsze od pieniędzy.
- Nic wam nie grozi - zapewniła Sophie. - Pan Hatton
na pewno wam powiedział...
- Nie wierzymy mu, proszę pani. Dzieją się tu rzeczy,
których nie rozumiemy. Może ten pan ma władzę, ale zbyt
małą, by zmierzyć się z tymi, którzy są przeciwko niemu.
203
Sophie nie mogła oponować dłużej. Przez ostatnie
tygodnie sama oszukiwała tych dobrych ludzi. Skoro gospoda
nie należała do niej, nie mogła jej sprzedać, więc jak miała
podzielić się zyskiem, co przecież obiecała?
Ufała, że Hatton nie zostawi ich bez środków do życia,
skoro jednak z nim zerwała, nie mogła go prosić o szczególne
względy dla swojej służby.
Opuściła ramiona.
- Zrobicie to, co uważacie za najlepsze powiedziała
w końcu. - Tymczasem powinniśmy pomyśleć o zaopatrzeniu,
nie sądzisz, Bess?
- Mamy wszystkiego aż nadto, proszę pani. Trzeba
gotować jedzenie dla naszych ludzi, ale wątpię, czy dziś zjawią
się jacyś podróżni.
Myliła się. W południe drzwi gospody otworzyły się na
oścież i do środka wpadła hałaśliwa kompania. Byli to
łyżwiarze, wśród nich kuzyni Hattona.
Zmusiła się do uśmiechu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]