[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chce coś zmieniać. I bał się jej powiedzieć, że ją kocha.
- Wiesz, to był tylko taki mój pomysł. - Pochyliła się nad
barem i zarzuciła mu ręce na szyję. - Przecież to nieważne,
gdzie mieszkamy, bylebyśmy tylko byli razem.
ROZDZIAA DZIEWITY
Dzwięki muzyki i gwar głosów z miejsc, w których odby
wały się imprezy, dochodził przez uchylone drzwi do tymcza
sowego biura Leighanny, odwracając jej uwagę od długiej ko
lumny cyfr, którą kolejny raz sprawdzała.
Odłożyła na chwilę ołówek i zapatrzyła się w to, co widziała
za oknem. Ciemność wspaniale rozświetlona neonami i róż
nokolorowymi żaróweczkami wyglądała bajecznie. Chociaż by
ła już prawie jedenasta w nocy i festiwal się kończył, zadziwia
jąco dużo ludzi kręciło się po deptaku, jedząc słodycze i lody.
Widać było, że szkoda im stąd odchodzić.
Ja to zorganizowałam, pomyślała bardzo z siebie zadowolo
na. Festiwal okazał się ogromnym sukcesem. I, na co miała
nadzieję, jej życie wróci teraz do normy i będzie mogła spędzać
więcej czasu z Hankiem.
- Leighanno?
Zesztywniała na dzwięk tak dobrze jej znanego głosu. Nie
możliwe, żeby się tu zjawił. Powoli odwróciła się i, ku swej
rozpaczy, zobaczyła go stojącego w otwartych drzwiach. Za
mknęła szybko oczy, mając nadzieję, że to zły sen, ale wtedy
poczuła znowu ten zapach. Zapach jego wody po goleniu.
- Co ty tutaj robisz, Roger?
- Przyjechałem, żeby się z tobą zobaczyć - powiedział,
uśmiechając się do niej uwodzicielsko.
136 UCIECZKA
- No to mnie zobaczyłeś. A teraz się wynoś.
- Leighanno, dziecino, ty chyba nie mówisz poważnie - wy
szeptał, zbliżając się do niej.
- Jak najpoważniej, Roger. Jeśli natychmiast się stąd nie
wyniesiesz, wezwę szeryfa, żeby cię pogonił.
Roger położył ręce na jej ramionach i popatrzył prosto
w oczy.
- Ależ, dziecino, przecież wcale tego nie chcesz.
- Nie zbliżaj się do mnie, Roger - zawołała, zrywając się
z krzesła i odpychając go od siebie.
- No dobrze, już dobrze.
Ale zamiast pójść sobie, na co liczyła, rozsiadł się na krześle,
przyglądając się temu, co leżało na jej biurku.
Leighanna natychmiast chwyciła stos banknotów, które
wcześniej liczyła, i włożyła je do specjalnej torby, otrzymanej
z banku.
- Cieszę się, że tak świetnie sobie radzisz. Masz tu kupę
szmalu.
- To nie sÄ… moje pieniÄ…dze. Ja tu po prostu pracujÄ™. -
Kurczowo zacisnęła ręce na torbie, wiedząc dobrze, o co mu
chodzi.
- No, ale kto będzie wiedział, jeśli odłożysz sobie parę ban
knotów? Kto cię sprawdzi?
- Ja będę wiedziała - odpowiedziała mu ze złością.
Roześmiał się, patrząc na nią z politowaniem.
- Ta sama niemÄ…dra Leighanna. Nad wyraz uczciwa. Nic siÄ™
nie zmieniłaś.
- Ty również. Jak zwykle szukasz łatwych pieniędzy.
- Posłuchaj, Leighanno. Dobrze wiesz, że mnie kochasz.
- Mylisz siÄ™, Roger. Nie tylko ciÄ™ nie kocham, ale nawet nie
UCIECZKA 137
jestem pewna, czy kiedykolwiek istniało między nami jakieś
uczucie.
- Ależ kochanie. Było nam tak dobrze razem. I znowu może
tak być. Potrzebujemy tylko trochę gotówki, żeby kupić dom,
o którym zawsze marzyłaś.
Kiedyś może Roger działał na nią, ale teraz czuła tylko
niesmak. Zaczęła się zastanawiać, jak mogła zakochać się w ta
kim mężczyznie. Hank był zupełnie inny; dobry, uczciwy i da
jący z siebie jak najwięcej. Jak mogła go kiedykolwiek porów
nywać do tego krętacza?
- Chyba w twoich marzeniach - powiedziała krótko.
Roger uniósł brwi. Nie poznawał swojej byłej żony. Była
w niej jakaś nowa siła.
- Leighanno?
- Hank - odpowiedziała, z przerażeniem myśląc, co teraz
będzie.
- Masz jakiś problem? - zapytał, patrząc na nieznajomego,
który siedział w jej biurze.
- Nie. Wszystko jest w porządku. Roger właśnie miał za
miar wyjść.
Leighanna wiedziała, że miły uśmiech na twarzy Rogera to
tylko pozór. Tak naprawdę był na nią wściekły. Skinął jej głową.
- Miło cię było znowu zobaczyć. Może się jeszcze spotka
my, zanim wyjadÄ™ z tego miasta na dobre.
Hank przepuścił nieznajomego i długo patrzył jego śladem.
Potem odwrócił się do Leighanny.
- Czy mogłabyś mi powiedzieć, o co tu chodzi?
- O nic ważnego - odpowiedziała krótko i żeby odwrócić
jego uwagę od Rogera, zapytała, która jest godzina. - Muszę
jeszcze trochę popracować.
UCIECZKA
138
- Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? - zapytał zno
wu Hank.
- Oczywiście. - Zarzuciła mu ręce na szyję. - Idziesz już
do domu?
- Tak. Tylko jeszcze pomogÄ™ Cody'emu.
Stanęła na palcach i pocałowała go w usta.
- Nie czekaj na mnie. Pewnie wrócę pózno.
Kiedy Hank wyszedł, szybko zamknęła się na klucz. Po co
Roger tu przyjechał, zastanawiała się przerażona. Pewnie znowu
jest bez pieniędzy i chce je w łatwy sposób zdobyć. Wiedziała,
że widział gotówkę, zanim schowała ją do torby. Dla niego
będzie to wielka pokusa.
Hank zamierzał czekać na Leighannę, żeby odpowiedziała
mu na kilka pytań, czego nie chciała zrobić wcześniej, ale
w końcu zasnął. Kiedy się obudził, telewizor ciągle grał. Miej
sce koło niego było puste. Słońce wpadało przez okno do po
koju.
Nie rozumiał, co się mogło stać. Rzucił się do okna i zoba
czył, że samochodu Leighanny nie ma na parkingu.
Był przekonany, że wszystkiemu winien jest ten stary grat,
którym jezdzi Leighanna. Pewnie się gdzieś po drodze zepsuł
i biedaczka nie ma jak dotrzeć do domu. Zaczął się błyskawi
cznie ubierać. Kiedy zatrzymał się przy stole kuchennym, żeby
wziąć kluczyki do samochodu, zobaczył jej list.
Ręce zaczęły mu się trząść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
chce coś zmieniać. I bał się jej powiedzieć, że ją kocha.
- Wiesz, to był tylko taki mój pomysł. - Pochyliła się nad
barem i zarzuciła mu ręce na szyję. - Przecież to nieważne,
gdzie mieszkamy, bylebyśmy tylko byli razem.
ROZDZIAA DZIEWITY
Dzwięki muzyki i gwar głosów z miejsc, w których odby
wały się imprezy, dochodził przez uchylone drzwi do tymcza
sowego biura Leighanny, odwracając jej uwagę od długiej ko
lumny cyfr, którą kolejny raz sprawdzała.
Odłożyła na chwilę ołówek i zapatrzyła się w to, co widziała
za oknem. Ciemność wspaniale rozświetlona neonami i róż
nokolorowymi żaróweczkami wyglądała bajecznie. Chociaż by
ła już prawie jedenasta w nocy i festiwal się kończył, zadziwia
jąco dużo ludzi kręciło się po deptaku, jedząc słodycze i lody.
Widać było, że szkoda im stąd odchodzić.
Ja to zorganizowałam, pomyślała bardzo z siebie zadowolo
na. Festiwal okazał się ogromnym sukcesem. I, na co miała
nadzieję, jej życie wróci teraz do normy i będzie mogła spędzać
więcej czasu z Hankiem.
- Leighanno?
Zesztywniała na dzwięk tak dobrze jej znanego głosu. Nie
możliwe, żeby się tu zjawił. Powoli odwróciła się i, ku swej
rozpaczy, zobaczyła go stojącego w otwartych drzwiach. Za
mknęła szybko oczy, mając nadzieję, że to zły sen, ale wtedy
poczuła znowu ten zapach. Zapach jego wody po goleniu.
- Co ty tutaj robisz, Roger?
- Przyjechałem, żeby się z tobą zobaczyć - powiedział,
uśmiechając się do niej uwodzicielsko.
136 UCIECZKA
- No to mnie zobaczyłeś. A teraz się wynoś.
- Leighanno, dziecino, ty chyba nie mówisz poważnie - wy
szeptał, zbliżając się do niej.
- Jak najpoważniej, Roger. Jeśli natychmiast się stąd nie
wyniesiesz, wezwę szeryfa, żeby cię pogonił.
Roger położył ręce na jej ramionach i popatrzył prosto
w oczy.
- Ależ, dziecino, przecież wcale tego nie chcesz.
- Nie zbliżaj się do mnie, Roger - zawołała, zrywając się
z krzesła i odpychając go od siebie.
- No dobrze, już dobrze.
Ale zamiast pójść sobie, na co liczyła, rozsiadł się na krześle,
przyglądając się temu, co leżało na jej biurku.
Leighanna natychmiast chwyciła stos banknotów, które
wcześniej liczyła, i włożyła je do specjalnej torby, otrzymanej
z banku.
- Cieszę się, że tak świetnie sobie radzisz. Masz tu kupę
szmalu.
- To nie sÄ… moje pieniÄ…dze. Ja tu po prostu pracujÄ™. -
Kurczowo zacisnęła ręce na torbie, wiedząc dobrze, o co mu
chodzi.
- No, ale kto będzie wiedział, jeśli odłożysz sobie parę ban
knotów? Kto cię sprawdzi?
- Ja będę wiedziała - odpowiedziała mu ze złością.
Roześmiał się, patrząc na nią z politowaniem.
- Ta sama niemÄ…dra Leighanna. Nad wyraz uczciwa. Nic siÄ™
nie zmieniłaś.
- Ty również. Jak zwykle szukasz łatwych pieniędzy.
- Posłuchaj, Leighanno. Dobrze wiesz, że mnie kochasz.
- Mylisz siÄ™, Roger. Nie tylko ciÄ™ nie kocham, ale nawet nie
UCIECZKA 137
jestem pewna, czy kiedykolwiek istniało między nami jakieś
uczucie.
- Ależ kochanie. Było nam tak dobrze razem. I znowu może
tak być. Potrzebujemy tylko trochę gotówki, żeby kupić dom,
o którym zawsze marzyłaś.
Kiedyś może Roger działał na nią, ale teraz czuła tylko
niesmak. Zaczęła się zastanawiać, jak mogła zakochać się w ta
kim mężczyznie. Hank był zupełnie inny; dobry, uczciwy i da
jący z siebie jak najwięcej. Jak mogła go kiedykolwiek porów
nywać do tego krętacza?
- Chyba w twoich marzeniach - powiedziała krótko.
Roger uniósł brwi. Nie poznawał swojej byłej żony. Była
w niej jakaś nowa siła.
- Leighanno?
- Hank - odpowiedziała, z przerażeniem myśląc, co teraz
będzie.
- Masz jakiś problem? - zapytał, patrząc na nieznajomego,
który siedział w jej biurze.
- Nie. Wszystko jest w porządku. Roger właśnie miał za
miar wyjść.
Leighanna wiedziała, że miły uśmiech na twarzy Rogera to
tylko pozór. Tak naprawdę był na nią wściekły. Skinął jej głową.
- Miło cię było znowu zobaczyć. Może się jeszcze spotka
my, zanim wyjadÄ™ z tego miasta na dobre.
Hank przepuścił nieznajomego i długo patrzył jego śladem.
Potem odwrócił się do Leighanny.
- Czy mogłabyś mi powiedzieć, o co tu chodzi?
- O nic ważnego - odpowiedziała krótko i żeby odwrócić
jego uwagę od Rogera, zapytała, która jest godzina. - Muszę
jeszcze trochę popracować.
UCIECZKA
138
- Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? - zapytał zno
wu Hank.
- Oczywiście. - Zarzuciła mu ręce na szyję. - Idziesz już
do domu?
- Tak. Tylko jeszcze pomogÄ™ Cody'emu.
Stanęła na palcach i pocałowała go w usta.
- Nie czekaj na mnie. Pewnie wrócę pózno.
Kiedy Hank wyszedł, szybko zamknęła się na klucz. Po co
Roger tu przyjechał, zastanawiała się przerażona. Pewnie znowu
jest bez pieniędzy i chce je w łatwy sposób zdobyć. Wiedziała,
że widział gotówkę, zanim schowała ją do torby. Dla niego
będzie to wielka pokusa.
Hank zamierzał czekać na Leighannę, żeby odpowiedziała
mu na kilka pytań, czego nie chciała zrobić wcześniej, ale
w końcu zasnął. Kiedy się obudził, telewizor ciągle grał. Miej
sce koło niego było puste. Słońce wpadało przez okno do po
koju.
Nie rozumiał, co się mogło stać. Rzucił się do okna i zoba
czył, że samochodu Leighanny nie ma na parkingu.
Był przekonany, że wszystkiemu winien jest ten stary grat,
którym jezdzi Leighanna. Pewnie się gdzieś po drodze zepsuł
i biedaczka nie ma jak dotrzeć do domu. Zaczął się błyskawi
cznie ubierać. Kiedy zatrzymał się przy stole kuchennym, żeby
wziąć kluczyki do samochodu, zobaczył jej list.
Ręce zaczęły mu się trząść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]