[ Pobierz całość w formacie PDF ]
białej szacie, który tak dzielnie kierował statkiem podczas ucieczki, stał w milczeniu obok masztu,
nie usiłując nawet zorganizowad obrony.
Piraci błyskawicznie dotarli do wioseł sterowych i obrócili je tak, by obydwa statki dryfowały pod
wiatr. %7łagle opadły i zaczęły hałaśliwie łopotad.
Co to takiego? Nocnik dla olbrzymów? Santhindrissa podeszła do płótna, okrywającego
stożkowaty kształt Uniósłszy skraj płachty, uderzyła ukryty pod nim przedmiot płazem kordu. Rozległ
się wibrujący odgłos spiżowego odlewu. To kocioł kucharski czy jakaś piekielna machina
wojenna?
Cokolwiek to jest, to jedyny ładunek oznajmił Ivanos, który natychmiast po wdarciu się na
pokład zanurkował do ładowni na rufie. Trochę zapasów dla załogi i mnóstwo pustych skrzyo i
beczek. Nic dziwnego, że tak łatwo im było uciekad.
Tymczasem piraci przecięli mocujące płachtę sznury i odsłonili ładunek na pokładzie. Lśniąca żółto
kopuła z czystego brązu zaopatrzona była w pierścieo na szczycie. Brak było jakichkolwiek ozdób,
zadowolono się tylko zgrabnym wypolerowaniem odlewu.
To coś jest puste w środku powiedział pirat z warkoczykiem, który położył się na pokładzie i
zajrzał pod spód. Podobne do wielkiego dzwonu, ale brak zaczepu dla serca. Pewnie to jakiś
wymyślny gong.
Stojący z boku Conan nie spuszczał oczu z wysokiej, wyniosłej postaci dowódcy galery. Mężczyzna
w białej szacie miał czarną skórę. Był łysy, chociaż nie wyglądał na starego. Spoglądał na
napastników nieruchomym, ironicznym spojrzeniem.
Czarnoksiężnik, bez dwóch zdao oświadczył Conan swoim ludziom i ruszył w stronę
czarnoskórego mężczyzny. Zatrzymał się w sporej odległości od niego po przeciwnej stronie grot
masztu. Może niektórzy z was spotkali go wcześniej, a inni słyszeli opowieści o jego wyczynach.
Bez wątpienia wielki spiżowy dzwon to magiczne narzędzie, więc się go strzeżcie. Rzuciwszy za
siebie okiem, dał piratom znak, by podeszli Przyprowadzcie mi go! Nie patrzcie mu w oczy, nie
pozwólcie, by was dotykał. Jeżeli zdoła odfrunąd albo zniknąd w kłębach dymu, to trudno, nic na to
nie poradzimy. Ale nie bójcie się zrobił krok do przodu. Największe niebezpieczeostwo z jego
strony grozi pewnie mnie, dlatego ja się nim zajmę uniósł głos. Kapitanie, przejdz na rufę!
Będziemy paktowad!
Dlaczego mamy targowad się z pokonanym dowódcą tej bezwartościowej krypy?
zaprotestował Hrandulf. Gdyby naprawdę był tak niebezpieczny, zmiótłby nas z pokładu swą
mocą&
Nie, przyjacielu przerwał mu Conan. Dzwon jest warty tyle co metal, z którego został
odlany, a więc niewiele. Musimy jednak dowiedzied się, po co go zabrano. Pewnie to pułapka na
coś, co zamierzano znalezd po tej stronie Vilayet. Jeżeli dowiemy się, o co chodzi, możemy mied z
tego niezły zysk, chociaż nie znoszę magii! nachylił się ku Hrandulfowi i powiedział ściszonym
głosem:
Co do czarnoksiężnika, jego pomoc może się nam przydad. Jeżeli nie domyśliłeś się, kto to taki&
Jestem Crotalus, wróż cesarskiego dworu w Aghrapur czarnoskóry mag, który ciągle stał w
sporej odległości, udowodnił, że ma co najmniej nadnaturalnie czuły słuch. Jestem na twoje
usługi, kapitanie Amro, skoro los zrządził, że nasze ścieżki ponownie się przecięły.
Tym razem spotykamy się twarzą w twarz, nie zaś jak statki mijające się we mgle odparł
Conan, zwracając się ku swojemu rozmówcy. Urwał, czekając, aż czarnoksiężnik podejdzie do niego,
jak przystało jeocowi, lecz gdy Crotalus znalazł się dwa kroki od niego, ostrzegawczo uniósł dłoo.
Nie podchodz bliżej. Powiedz, co sprowadza cię tym razem na wody Czerwonego Bractwa?
Wyprawiłeś się szybkim statkiem, bez wątpienia po to, by wymykad się pościgom& spojrzał na
łopoczące w górze trójkątne żagle. Dlaczego próbowałeś pozbawid nas słusznie należącego się
nam udziału w zyskach?
Przypadająca ci częśd, to zawsze częśd Amry. W języku mojego rodzinnego kraju, czyli
Zembabwei, Amra znaczy lew. Lwia częśd to wszystko albo prawie wszystko. Jej ceną jest ból,
cierpienie i nędza uczciwych podróżników, na których żerujesz z ust wypowiadającego te cierpkie
zdania czarnoskórego mężczyzny nie schodził ironiczny uśmieszek, odsłaniający silne żółte zęby.
Mimo to, kapitanie, chociaż nienawidzę piractwa tak samo jak ty czarów, przymierze podczas tej
wyprawy opłaciłoby się nam obu. Spodziewam się tak bogatych łupów, że nawet podział z lwem
będzie uczciwy.
Podobają mi się twoje słowa. Conan uśmiechnął się, oglądając na swoich podwładnych.
Powiedz mi, wróżu, o ile mogę liczyd, że mówisz prawdę, po co zabrałeś ten wielki dzwon i i czego
zamustrowałeś tak tchórzliwą załogę?
Musiałbym długo tłumaczyd, by wasze pirackie mózgi pojęły, czym jest dzwon. Co do załogi, to
rdzenni mieszkaocy Khawarizmu. %7łyją na plażach i trzeba przyznad, że to młode, lękliwe lenie, lecz
nigdzie na całym Vilayet nie znajdzie się lepszych nurków.
Nurków błysk w oku Conana był jaskrawszy niż odblask od wygolonej głowy Crotalusa.
Zatem wypłynąłeś szukad zatopionego skarbu? Jego głos zniżył się do poufałego szeptu.
Nie szukam. Wiem dokładnie, gdzie się znajduje czarnoksiężnik wzruszył ramionami.
Natura tej wyprawy nie stanowi tajemnicy dla mojej załogi.
Conan zmarszczył brew.
Mimo to lepiej będzie, jeżeli o skarbie porozmawiają wyłącznie dowódcy. Masz przejśd ze
swoimi portowymi sierotami na pokład mojego okrętu. Crotalus nie zaprotestował, a
Cymmerianin
odwrócił się do swoich podwładnych. Ivanos, wyznacz ludzi do obsadzenia galery. Bierz, kogo
potrzebujesz, ten statek od tej pory płynie z nami. Ferdinald, ty zajmiesz się Krukiem . Chociaż
będzie nam pod wiatr, musimy oddalid się od tego najeżonego rafami wybrzeża. Wezcie galerę na
hol, jeżeli będzie potrzeba. Kurs na północ!
Póznym popołudniem trzej oficerowie i Philiope zebrali się przy rufowej burcie karaku za sterem,
przy którym stał Ferdinald. Jeniec, Crotalus, dołączył do nich. Nie był związany, ponieważ nie
pokusił
się do tej pory o próbę użycia magii.
Słyszeliście kiedyś o piracie imieniem Kobold? zapytał mag.
Rudym Koboldzie i jego wspaniałym Bazyliszku ?! wykrzyknęła Santhindrissa.
Oczywiście! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
białej szacie, który tak dzielnie kierował statkiem podczas ucieczki, stał w milczeniu obok masztu,
nie usiłując nawet zorganizowad obrony.
Piraci błyskawicznie dotarli do wioseł sterowych i obrócili je tak, by obydwa statki dryfowały pod
wiatr. %7łagle opadły i zaczęły hałaśliwie łopotad.
Co to takiego? Nocnik dla olbrzymów? Santhindrissa podeszła do płótna, okrywającego
stożkowaty kształt Uniósłszy skraj płachty, uderzyła ukryty pod nim przedmiot płazem kordu. Rozległ
się wibrujący odgłos spiżowego odlewu. To kocioł kucharski czy jakaś piekielna machina
wojenna?
Cokolwiek to jest, to jedyny ładunek oznajmił Ivanos, który natychmiast po wdarciu się na
pokład zanurkował do ładowni na rufie. Trochę zapasów dla załogi i mnóstwo pustych skrzyo i
beczek. Nic dziwnego, że tak łatwo im było uciekad.
Tymczasem piraci przecięli mocujące płachtę sznury i odsłonili ładunek na pokładzie. Lśniąca żółto
kopuła z czystego brązu zaopatrzona była w pierścieo na szczycie. Brak było jakichkolwiek ozdób,
zadowolono się tylko zgrabnym wypolerowaniem odlewu.
To coś jest puste w środku powiedział pirat z warkoczykiem, który położył się na pokładzie i
zajrzał pod spód. Podobne do wielkiego dzwonu, ale brak zaczepu dla serca. Pewnie to jakiś
wymyślny gong.
Stojący z boku Conan nie spuszczał oczu z wysokiej, wyniosłej postaci dowódcy galery. Mężczyzna
w białej szacie miał czarną skórę. Był łysy, chociaż nie wyglądał na starego. Spoglądał na
napastników nieruchomym, ironicznym spojrzeniem.
Czarnoksiężnik, bez dwóch zdao oświadczył Conan swoim ludziom i ruszył w stronę
czarnoskórego mężczyzny. Zatrzymał się w sporej odległości od niego po przeciwnej stronie grot
masztu. Może niektórzy z was spotkali go wcześniej, a inni słyszeli opowieści o jego wyczynach.
Bez wątpienia wielki spiżowy dzwon to magiczne narzędzie, więc się go strzeżcie. Rzuciwszy za
siebie okiem, dał piratom znak, by podeszli Przyprowadzcie mi go! Nie patrzcie mu w oczy, nie
pozwólcie, by was dotykał. Jeżeli zdoła odfrunąd albo zniknąd w kłębach dymu, to trudno, nic na to
nie poradzimy. Ale nie bójcie się zrobił krok do przodu. Największe niebezpieczeostwo z jego
strony grozi pewnie mnie, dlatego ja się nim zajmę uniósł głos. Kapitanie, przejdz na rufę!
Będziemy paktowad!
Dlaczego mamy targowad się z pokonanym dowódcą tej bezwartościowej krypy?
zaprotestował Hrandulf. Gdyby naprawdę był tak niebezpieczny, zmiótłby nas z pokładu swą
mocą&
Nie, przyjacielu przerwał mu Conan. Dzwon jest warty tyle co metal, z którego został
odlany, a więc niewiele. Musimy jednak dowiedzied się, po co go zabrano. Pewnie to pułapka na
coś, co zamierzano znalezd po tej stronie Vilayet. Jeżeli dowiemy się, o co chodzi, możemy mied z
tego niezły zysk, chociaż nie znoszę magii! nachylił się ku Hrandulfowi i powiedział ściszonym
głosem:
Co do czarnoksiężnika, jego pomoc może się nam przydad. Jeżeli nie domyśliłeś się, kto to taki&
Jestem Crotalus, wróż cesarskiego dworu w Aghrapur czarnoskóry mag, który ciągle stał w
sporej odległości, udowodnił, że ma co najmniej nadnaturalnie czuły słuch. Jestem na twoje
usługi, kapitanie Amro, skoro los zrządził, że nasze ścieżki ponownie się przecięły.
Tym razem spotykamy się twarzą w twarz, nie zaś jak statki mijające się we mgle odparł
Conan, zwracając się ku swojemu rozmówcy. Urwał, czekając, aż czarnoksiężnik podejdzie do niego,
jak przystało jeocowi, lecz gdy Crotalus znalazł się dwa kroki od niego, ostrzegawczo uniósł dłoo.
Nie podchodz bliżej. Powiedz, co sprowadza cię tym razem na wody Czerwonego Bractwa?
Wyprawiłeś się szybkim statkiem, bez wątpienia po to, by wymykad się pościgom& spojrzał na
łopoczące w górze trójkątne żagle. Dlaczego próbowałeś pozbawid nas słusznie należącego się
nam udziału w zyskach?
Przypadająca ci częśd, to zawsze częśd Amry. W języku mojego rodzinnego kraju, czyli
Zembabwei, Amra znaczy lew. Lwia częśd to wszystko albo prawie wszystko. Jej ceną jest ból,
cierpienie i nędza uczciwych podróżników, na których żerujesz z ust wypowiadającego te cierpkie
zdania czarnoskórego mężczyzny nie schodził ironiczny uśmieszek, odsłaniający silne żółte zęby.
Mimo to, kapitanie, chociaż nienawidzę piractwa tak samo jak ty czarów, przymierze podczas tej
wyprawy opłaciłoby się nam obu. Spodziewam się tak bogatych łupów, że nawet podział z lwem
będzie uczciwy.
Podobają mi się twoje słowa. Conan uśmiechnął się, oglądając na swoich podwładnych.
Powiedz mi, wróżu, o ile mogę liczyd, że mówisz prawdę, po co zabrałeś ten wielki dzwon i i czego
zamustrowałeś tak tchórzliwą załogę?
Musiałbym długo tłumaczyd, by wasze pirackie mózgi pojęły, czym jest dzwon. Co do załogi, to
rdzenni mieszkaocy Khawarizmu. %7łyją na plażach i trzeba przyznad, że to młode, lękliwe lenie, lecz
nigdzie na całym Vilayet nie znajdzie się lepszych nurków.
Nurków błysk w oku Conana był jaskrawszy niż odblask od wygolonej głowy Crotalusa.
Zatem wypłynąłeś szukad zatopionego skarbu? Jego głos zniżył się do poufałego szeptu.
Nie szukam. Wiem dokładnie, gdzie się znajduje czarnoksiężnik wzruszył ramionami.
Natura tej wyprawy nie stanowi tajemnicy dla mojej załogi.
Conan zmarszczył brew.
Mimo to lepiej będzie, jeżeli o skarbie porozmawiają wyłącznie dowódcy. Masz przejśd ze
swoimi portowymi sierotami na pokład mojego okrętu. Crotalus nie zaprotestował, a
Cymmerianin
odwrócił się do swoich podwładnych. Ivanos, wyznacz ludzi do obsadzenia galery. Bierz, kogo
potrzebujesz, ten statek od tej pory płynie z nami. Ferdinald, ty zajmiesz się Krukiem . Chociaż
będzie nam pod wiatr, musimy oddalid się od tego najeżonego rafami wybrzeża. Wezcie galerę na
hol, jeżeli będzie potrzeba. Kurs na północ!
Póznym popołudniem trzej oficerowie i Philiope zebrali się przy rufowej burcie karaku za sterem,
przy którym stał Ferdinald. Jeniec, Crotalus, dołączył do nich. Nie był związany, ponieważ nie
pokusił
się do tej pory o próbę użycia magii.
Słyszeliście kiedyś o piracie imieniem Kobold? zapytał mag.
Rudym Koboldzie i jego wspaniałym Bazyliszku ?! wykrzyknęła Santhindrissa.
Oczywiście! [ Pobierz całość w formacie PDF ]