[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez nieostrożność.
Do tego dochodziły jeszcze problemy z Jamiem Mac-
Iverem. Mimo wszystkich wysiłków, które czyniła, by
przyzwyczaić się do jego obecności, nadal miał na nią
przemożny wpływ. Na jego widok nieodmiennie traciła
dech. Tak jak tego ranka, kiedy podchwyciła jego enig
matyczne, zadumane spojrzenie. Gdyby nie incydent z psami,
pewnie podeszłaby do niego i wyznała wszystko, tylko po
to, by oczyścić atmosferę i położyć kres tej maskaradzie.
Ale, oczywiście, nie zrobiła tego. I dobrze! Nie miała
wątpliwości, co ten człowiek - zbyt skryty, według niej -
zrobiłby z informacją o ukrytym skarbie. Przecież jako
właściciel zagrody miał wszelkie prawo zachować dla siebie
wszystko, co znajdowało się na jej terenie, czyż nie? Z punktu
widzenia prawa, ma się rozumieć. Moralność nakazywała
mu oddać skarb jego właścicielce, dziedziczce MacKenziech.
Jednak ktoś, kto nie jest dżentelmenem, z pewnością nie
zdobędzie się na takie zachowanie. I tyle!
Nie, musi ciągnąć to dalej, co wyjaśniła Maire.
- Ale jeśli to cię pocieszy - zwróciła się do Irlandki,
która z koszykiem na ramieniu szykowała się do wyjścia
po zioła i korzonki - dziś zamierzam gwałtowniej zabrać
się do poszukiwań.
- Gwałtowniej? - zagadnęła Maire z łagodnym sarkaz
mem. - Na litość, cóż też zamierzasz, dziecko? - Zerknęła
na wiszącą nad kominkiem starą gwintówkę Angusa. -
Powystrzelać wszystkie sekrety ze ścian?
- Bardzo śmieszne! - warknęła Christmas i natychmiast
125
się zawstydziła. Musi być zawiedziona, skoro odgrywa się
na swojej towarzyszce. - Wybacz - dodała pospiesznie. -
Chciałam tylko powiedzieć, że zamierzam zabrać się do
poszukiwań z łopatą, i miałam nadzieję, że się zgodzisz.
Maire uśmiechnęła się ciepło.
- Nie przepraszaj, dziecko. %7łyjesz w wielkim napięciu,
a ja o tym czasem zapominam.
Pocałowała ją w policzek i ruszyła do wyjścia.
 Tylko oszczędzaj te swoje biedne słabe rączęta. Nie
są zwyczajne tak ciężkiej pracy.
Christmas wyciągnęła zza pasa spódnicy rękawiczki do
konnej jazdy. Włożyła je i z buntowniczo wysuniętą brodą
ruszyła ku szopie.
Po chwili wyszła z niej uzbrojona w łopatę. Za letnim
domkiem znajdowało się podejrzane wzniesienie. Zauważyła
je wczoraj i z początku minęła bez chwili zastanowienia.
Ale w nocy, kiedy jak zwykle leżała bezsennie w łóżku,
uznała, że tak niespodziewany pagórek może w sobie coś
kryć. Właśnie wtedy postanowiła go rozkopać.
Jednak znacznie łatwiej było wpaść na pomysł niż go
zrealizować. Kiedy znalazła się na miejscu, zrozumiała, iż
nie może ot tak, zabrać się do kopania. Jak miałaby to
wytłumaczyć Jamiemu? Po chwili zastanowienia znalazła
na to radę: trzeba ostrożnie unieść na łopacie płaty darni,
by pózniej przykryć nimi poruszoną ziemię. Widziała, jak
robią to ogrodnicy w posiadłościach zaprzyjaznionych rodzin.
Jednak nie spodziewała się, że to takie trudne.
Mimo to nie pozostawało nic innego, jak zabrać się do
wytężonej pracy.
Tak wytężonej, że nie usłyszała nadejścia Jamiego MacIvera.
126
Poprzedniego dnia obaj mężczyzni uznali, iż rano muszą
oddalić się z zagrody w taki sposób, jakby zamierzali
pozostawać poza nią przez cały dzień. Potem Jamie miał
niespodziewanie wrócić, udając, iż coś zapomniał, jeśli
kobiety będą zajęte jakimiś zwykłymi czynnościami. Ale
jeśli zaskoczy je na czymś podejrzanym...
Mimo to ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał, był widok,
który ukazał się jego zdumionym oczom.
- Co, do diabła... - Odgłos kopania zaprowadził go na
miejsce wysiłków dziewczyny. Jamie spojrzał i znierucho
miał, nie wierząc własnym oczom.
Christmas, o twarzy zasłoniętej opadającą grzywą og
nistych włosów, postawiła łopatę na ziemi i skoczyła
na nią obiema nogami! Ciężar jej ciała i siła rozpędu
okazały się niewystarczające, by ostrze wbiło się w grunt.
A zatem odsunęła się o krok i jeszcze raz wykonała
ten idiotyczny skok.
Kąciki ust Jamiego zadrgały; potem przypomniał sobie
o powadze sytuacji i przybrał poważny wyraz twarzy. Co
ona wyprawia z tą łopatą, na litość?
Christmas wyciągnęła łopatę i starannie ustawiła ją pod
właściwym kątem. Była tak pochłonięta zadaniem, że nie
od razu zauważyła wydłużony cień, padający na poruszoną
ziemię.
Podniosła gwałtownie głowę i spojrzała w lodowaty
błękit oczu Jamiego.
- I kto by przypuszczał - odezwał się głosem o wiele
zbyt łagodnym, by oddał grozbę zawartą w jego słowach -
że wynajęta służąca będzie się interesować zakopanymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl