[ Pobierz całość w formacie PDF ]
już mokrej twarzy. Nie tracił jednak czasu; poleciwszy óieciom, by wyszły na słońce
i suszyły się w jego promieniach, sam wskoczył do swej łódeczki i popłynął w pogoń
za łoóią, która kołysała się na powierzchni wody, sprowaóił ją na wyspę, przewrócił,
wylał wodę, wsaóił óieci i ruszono do domu. Olek i Nik pomagali mu żwawo. Płynąc,
wszyscy uśmiechali się pełni radości i jechali gotowi przyjąć z pokorą największą bodaj
karę za popełnione nieposłuszeństwo, bo cóż znaczyła kara wobec tego, że Ali był z nimi
zdrów i cały.
Gdy po powrocie óieci podobne do oskubanego stadka gęsi stanęły przed roóicami
i niepewnymi głosami opowieóiały, co zaszło powstał zamęt! Ciocia Halszka zemdlała,
matka pobladła jak płótno i pochwyciła Alego w ramiona, a Lucette zaczęła
krzyczeć i wylewać potoki łez, pan Martin oglądał każde z óieci po kolei, a ojciec baróo
Skarby 14
chciał się gniewać, ale właściwie nie mógł. Zanadto się bowiem przestraszył i zanadto był
Bogu wóięczny za cudowne Alego ocalenie.
Wicek z początku został obdarowany pięknym ubraniem samego pana i suto nakar-
miony Êîykasami, które klucznica obficie, aczkolwiek niechÄ™tnie zastawiÅ‚a w kredensie.
Potem któregoś dnia przyjechali roóice Alego i oznajmili roóinie Wicka, iż ofiarują
kawał ziemi z ładną zagrodą na przyszłe gospodarstwo dla zbawcy ich syna.
Do końca życia Wicek opowiadał szczegółowo o tym zdarzeniu, kończąc zawsze tymi
słowy:
Dostałem od jaśnie pana ubranie w kratkę, całkiem nowe i zielony krawat.
%7łyczliwym pokazywał niekiedy ów krawat.
.
Ania dostała na imieniny mnóstwo ciekawych i pięknych rzeczy. Więc przede wszystkim
niebywałych rozmiarów pudło łakoci, którymi obdarowała wspaniałomyślnie swe bliższe
otoczenie. Następnie cały stos starych żurnali, z których wycinała lalki, tworząc całe ro-
óiny, klany, narody papierowe. Potem kilka ogromnych ilustrowanych ksiąg, roczników
pism, których ryciny kolorowała Ania z mniejszym powoóeniem niż zapałem. Poza tym
szpica Pusia z różową kokardą i piłkę.
W końcu dostała trzy lalki; pierrota, kolombinę i Julcię.
Pierrot i kolombina zyskali ogólne uznanie. Nawet Olek, obracając w rękach śliczną,
zgrabną lalkę o olbrzymich oczach i giętkich członkach, raczył zauważyć, że: ten pierrot
to wcale ładny , a Nik roztkliwiał się nad białą, lekką jak puch kolombiną. Ale Julcia
spotkała się z niechęcią i ostrą krytyką.
Hapka jakaś czy Pryśka rzucił pogardliwie Olek, wychoóąc z óiecinnego
pokoju.
Nawet trochę podobna do Jewdochy dodał Nik, idąc w ślad za bratem.
Tom poddał Julcię ściślejszemu badaniu.
Dlaczego nazwałaś ją Julcią? Takie imię jak gdyby się masło roztopiło na słońcu!
Fe! Obrzydliwość.
Niania mi poraóiła rzekła sroóe stroskana niepowoóeniem córki Ania.
Z czegóż ona jest zrobiona?
Właśnie ożywiła się Ania naóieją poprawienia reputacji swego óiecięcia
właśnie! Niania powieóiała, nigdy się nie , bo ciało ma wypchane r a ,
a głowę b a a !
Ech! rzekł powątpiewająco Tom.
Na pewno krzyknęła z mocą Ania zapytaj niani.
Gdyby koń na nią nadeptał, stłukłaby się zawyrokował Tom, pukając palcem
w rumiany policzek Julci, która zdawała się z tego zadowoloną i szczerzyła białe malowane
zÄ…bki.
Ania zadumała się, szukając w myśli sposobu uchronienia zagrożonej córy przed tak
straszną ewentualnością. Tom zaś, skonstatowawszy, iż pod różową, atłasową sukienką
znajdują się kremowe, twardo wypchane członki, rzucił nietłukącą się Julcię na dywan
i poszedł w ślady starszych braci.
Ania pozostała sama w swoim królestwie, ze swymi poddanymi. Pierwszym jej po-
rywem był wybuch czułości ku Julci. Schwyciła wzgaróoną córkę w ramiona, utuliła
ją serdecznie, pocieszając i pieszcząc. Potem zastanowiła się, czy rzeczywiście koń by ją
rozdeptał. Ażeby się przekonać, położyła Julcię na dywanie i siadła na niej Julcia wy-
szła z tej próby cało! Wówczas Ania jedną nogą stanęła jej na nosie, przy tej sposobności
przewróciła się na podłogę, ale Julcia i to zniosła mężnie.
Ba! pomyślała Ania. I koń by jej nie rozdeptał! i postanowiła poddać Julcię
ostatecznej próbie.
Cicho, by nie zwrócić uwagi szyjącej pod oknem niani, wysunęła się z óiecinnego
pokoju na korytarz, przebiegła go pędem i wpadła do sali jadalnej, góie w owej po-
obiedniej porze cicho byÅ‚o i pusto. Tu krokiem pewnym podeszÅ‚a do gdaÅ„skiej szaÍî,
bez wahania wzięła Julcię za nogi i z całych sił głową nieszczęsnej ofiary uderzyła w kant
bufetu.
Skarby 15
Nic nie pękło, ani trzasnęło. Ania z dumą spojrzała w twarz swego óiecięcia i&
zdrętwiała.
Pośrodku różowej, stale uśmiechniętej twarzyczki zamiast zadartego nosa ujrzała& [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
już mokrej twarzy. Nie tracił jednak czasu; poleciwszy óieciom, by wyszły na słońce
i suszyły się w jego promieniach, sam wskoczył do swej łódeczki i popłynął w pogoń
za łoóią, która kołysała się na powierzchni wody, sprowaóił ją na wyspę, przewrócił,
wylał wodę, wsaóił óieci i ruszono do domu. Olek i Nik pomagali mu żwawo. Płynąc,
wszyscy uśmiechali się pełni radości i jechali gotowi przyjąć z pokorą największą bodaj
karę za popełnione nieposłuszeństwo, bo cóż znaczyła kara wobec tego, że Ali był z nimi
zdrów i cały.
Gdy po powrocie óieci podobne do oskubanego stadka gęsi stanęły przed roóicami
i niepewnymi głosami opowieóiały, co zaszło powstał zamęt! Ciocia Halszka zemdlała,
matka pobladła jak płótno i pochwyciła Alego w ramiona, a Lucette zaczęła
krzyczeć i wylewać potoki łez, pan Martin oglądał każde z óieci po kolei, a ojciec baróo
Skarby 14
chciał się gniewać, ale właściwie nie mógł. Zanadto się bowiem przestraszył i zanadto był
Bogu wóięczny za cudowne Alego ocalenie.
Wicek z początku został obdarowany pięknym ubraniem samego pana i suto nakar-
miony Êîykasami, które klucznica obficie, aczkolwiek niechÄ™tnie zastawiÅ‚a w kredensie.
Potem któregoś dnia przyjechali roóice Alego i oznajmili roóinie Wicka, iż ofiarują
kawał ziemi z ładną zagrodą na przyszłe gospodarstwo dla zbawcy ich syna.
Do końca życia Wicek opowiadał szczegółowo o tym zdarzeniu, kończąc zawsze tymi
słowy:
Dostałem od jaśnie pana ubranie w kratkę, całkiem nowe i zielony krawat.
%7łyczliwym pokazywał niekiedy ów krawat.
.
Ania dostała na imieniny mnóstwo ciekawych i pięknych rzeczy. Więc przede wszystkim
niebywałych rozmiarów pudło łakoci, którymi obdarowała wspaniałomyślnie swe bliższe
otoczenie. Następnie cały stos starych żurnali, z których wycinała lalki, tworząc całe ro-
óiny, klany, narody papierowe. Potem kilka ogromnych ilustrowanych ksiąg, roczników
pism, których ryciny kolorowała Ania z mniejszym powoóeniem niż zapałem. Poza tym
szpica Pusia z różową kokardą i piłkę.
W końcu dostała trzy lalki; pierrota, kolombinę i Julcię.
Pierrot i kolombina zyskali ogólne uznanie. Nawet Olek, obracając w rękach śliczną,
zgrabną lalkę o olbrzymich oczach i giętkich członkach, raczył zauważyć, że: ten pierrot
to wcale ładny , a Nik roztkliwiał się nad białą, lekką jak puch kolombiną. Ale Julcia
spotkała się z niechęcią i ostrą krytyką.
Hapka jakaś czy Pryśka rzucił pogardliwie Olek, wychoóąc z óiecinnego
pokoju.
Nawet trochę podobna do Jewdochy dodał Nik, idąc w ślad za bratem.
Tom poddał Julcię ściślejszemu badaniu.
Dlaczego nazwałaś ją Julcią? Takie imię jak gdyby się masło roztopiło na słońcu!
Fe! Obrzydliwość.
Niania mi poraóiła rzekła sroóe stroskana niepowoóeniem córki Ania.
Z czegóż ona jest zrobiona?
Właśnie ożywiła się Ania naóieją poprawienia reputacji swego óiecięcia
właśnie! Niania powieóiała, nigdy się nie , bo ciało ma wypchane r a ,
a głowę b a a !
Ech! rzekł powątpiewająco Tom.
Na pewno krzyknęła z mocą Ania zapytaj niani.
Gdyby koń na nią nadeptał, stłukłaby się zawyrokował Tom, pukając palcem
w rumiany policzek Julci, która zdawała się z tego zadowoloną i szczerzyła białe malowane
zÄ…bki.
Ania zadumała się, szukając w myśli sposobu uchronienia zagrożonej córy przed tak
straszną ewentualnością. Tom zaś, skonstatowawszy, iż pod różową, atłasową sukienką
znajdują się kremowe, twardo wypchane członki, rzucił nietłukącą się Julcię na dywan
i poszedł w ślady starszych braci.
Ania pozostała sama w swoim królestwie, ze swymi poddanymi. Pierwszym jej po-
rywem był wybuch czułości ku Julci. Schwyciła wzgaróoną córkę w ramiona, utuliła
ją serdecznie, pocieszając i pieszcząc. Potem zastanowiła się, czy rzeczywiście koń by ją
rozdeptał. Ażeby się przekonać, położyła Julcię na dywanie i siadła na niej Julcia wy-
szła z tej próby cało! Wówczas Ania jedną nogą stanęła jej na nosie, przy tej sposobności
przewróciła się na podłogę, ale Julcia i to zniosła mężnie.
Ba! pomyślała Ania. I koń by jej nie rozdeptał! i postanowiła poddać Julcię
ostatecznej próbie.
Cicho, by nie zwrócić uwagi szyjącej pod oknem niani, wysunęła się z óiecinnego
pokoju na korytarz, przebiegła go pędem i wpadła do sali jadalnej, góie w owej po-
obiedniej porze cicho byÅ‚o i pusto. Tu krokiem pewnym podeszÅ‚a do gdaÅ„skiej szaÍî,
bez wahania wzięła Julcię za nogi i z całych sił głową nieszczęsnej ofiary uderzyła w kant
bufetu.
Skarby 15
Nic nie pękło, ani trzasnęło. Ania z dumą spojrzała w twarz swego óiecięcia i&
zdrętwiała.
Pośrodku różowej, stale uśmiechniętej twarzyczki zamiast zadartego nosa ujrzała& [ Pobierz całość w formacie PDF ]