[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wykrzywiła twarz w grymasie niechęci.
 To brzydko z pana strony, że pan kpi
sobie ze mnie. .
 Daleki jestem od tego...
 Zapewniam pana, że tak właśnie jest.
Straciłam trzy tysiące franków.
Wszystko, co miałam. Ale gdybym
79
mogła kontynuować grę, to czuję, że w
ciągu półgodziny szczęście zaczęłoby mi
sprzyjać. Nie zechce mi pan dopomóc w
szybkiej odmianie losu? Nachyliłem się
ku niej.
 Zechce pani posłuchać 
mruknąłem.  Mam pani do
powiedzenia dwie rzeczy. Pierwsza:
jeżeli pani nadal
będzie grać, tb chyba zdaje sobie pani
sprawę, że znów się spłuka.
 Dlaczego usiłuje pan przynieść mi
pecha?
 I druga: mam ukochaną, która pilnuje
mnie siedząc przy sąsiednim stoliku. I
wie pani, ona jest dosyć zazdrosna.
Gdybym pani odpalił chociaż jeden
żeton, wywaliłaby mnie za drzwi.
 %7łigolak? zapytała..
 Yes, dar ling.
 Przepraszam. Mój stary trzyma mnie
teraz krótko. Zawsze tak bywa, kiedy
tylko łapie go atak rwy kulszowej.
 To chyba bolesne, co? Nie chodzi mi
tu o rwę, ale o to, że tak krótko panią
trzyma.
 Cóż począć. Wie pan? Jest pan
całkiem milutki.
 Mówiono mi to już nieraz.
 Przypuszczam, że były to same
znawczynie.  I znawcy również.
 Biseks?
 Raczej nie, ale jak co do czego...  -
Czy można do pana zadzwonić?
 Spróbować zawsze można. Jeżeli nie
jestem sam, mówię, że to pomyłka.
 Gdzie?
Podałem jej sześć ostatnich cyfr numeru
przy ulicy Berlioza. Mieszkańcy Alp
Nadmorskich wiedzą doskonale, że
dwie pierwsze cyfry to 9 i 3.
Odwróciła się i odeszła nie patrząc już
na mnie. Wziąłem nowy stos żetonów i
przyniosłem go Rosalie.
 To jakaś przyjaciółka? zapytała.
 Niech pani sobie wyobrazi, że
dogorywająca łania.
80
Chciała, abym jej pożyczył czterysta lub
pięćset franków. Przy słowie  pożyczył"
winienem użyć cudzysłowu.
Przypuszczam, że snuje się tutaj i
obskakuje wszystkich co lepiej
prezentujących się mężczyzn.
 Czy właśnie tak jak w pańskim
przypadku?
 A pani nie jest co do tego
przekonana?
 Owszem, jestem.
 I jak sobie tu pani poczyna?
 Już od pewnego czasu obstawiam
trzynastkę.
 Z matematycznego punktu widzenia to
bardzo interesujące. Trzynaście,
czternaście, piętnaście. To daje raz
trzynaście, dwa razy siedem i trzy razy
pięć, a więc pięć pierwszych cyfr  z
wyjątkiem jedynki, która tak naprawdę
nie liczy się jako pierwsza.
Rosalie zmierzyła mnie badawczym
spojrzeniem.
 Cóż pan mi tutaj plecie, przyjacielu?
 Nic. Ja po prostu marzę. Zresztą nic
nie przemawia za tym, aby ruletka
sprzyjała pierwszym liczbom
nieparzystym. Czy mogę na chwilę
zostawić panią samą? Chciałbym zagrać
jedną partyjkę w  trzydzieści i
czterdzieści".
 To idiotyczna gra.
 Podzielam pani opinię. Ale lubię
oglądać gęby idiotów, którzy w to grają.
 Do rychłego zobaczenia.
 Jeżeli będzie mnie pani potrzebować,
wystarczy gwizdnąć jia palcach. Od razu
się przyczołgam.
 Postaram się nie potrzebować pana.
 Chciałbym, móc powiedzieć to samo.
Po tej wymianie dwuznacznych
uprzejmości udałem się do jednej z
sąsiednich sal.
To prawda, że  trzydzieści i
czterdzieści" zawsze wydawało mi się
dziwną grą. Stosuje się w niej dość
skomplikowane zasady, po to, ażeby w
końcu i tak zaproponować graczom, by
obstawiali na los szczęścia. Lepiej już
byłoby im kazać, by od początku grali na
78
chybił trafił, bo dzięki temu reguły
byłyby o wiele bardziej klarowne, a i
sama gra toczyłaby się szybciej.
Zastałem tam dziesięć osób, samych
mężczyzn układających żetony na
czterech kwadratach stolika. Czerwony i
czarny wygrywały tu wyżej niż kolor i
 odwrotność": te dwa ostatnie warianty
musiały się chyba wydawać niezwykle
zawiłe dla nieszczęśników, którzy
ryzykowali przy stole swoje
cotygodniowe cztery sous.
Obserwowałem ich przez dziesięć
minut, podziwiając zarazem niebywałą
zręczność krupierów, poczynających tu
sobie z jubilerską wręcz precyzją.
Potem wolnym krokiem zawróciłem w
stronę sali ruletki. Ale nie
przekroczyłern jej progu: od drzwi
zauważyłem Rosalie pochłoniętą żywą
konwersacją z jakimś facetem, ani
chybił niebieskim ptakiem, o śniadej
skórze i kruczoczarnych włosach,
posiadaczem niewielkich wąsików,
które tak bardzo lubią  sami
zgadnijcie dlaczego  panowie z CRS.
Dureń ów pochylał się na nią
skwapliwie, zapewne opowiadając
jakieś wesołe historie.
Zawróciłem na pięcie i udałem się
znowu do sali  trzydzieści i
czterdzieści".
Krupier zabierał się właśnie do
rozłożenia kart.
 Panowie, faites vos jeux - rzucił
po raz ostatni. Pochyliłem się nad
stolikiem i tłumiąc wściekłość
postawiłem pięćset franków na
"odwrotność".
 Rien ne va plus  oświadczył
krupier.
 Plus rien  usłyszałem niczym echo.
Krupier błyskawicznie rozłożył talię. .
Pierwszy rząd (czarny): as trefl, 2
karo, 9 kier, 6 trefl,
8 kier, 10 pik. A więc trzydzieści sześć.
Drugi rząd (czerwony): 7 pik, 5 karo,
król kier, walet pik. A więc trzydzieści
dwa.
Czerwony kolor wygrał. I wygrała
 odwrotność". A ja wraz z nią.
Zawróciłem, aby móc rzucić okiem na
sąsiednią salę. Ten typas był tam w
dalszym ciągu. A nawet gorzej:
widziałem, jak zgarnął wygraną Rosalie
i ułożył ją przed nią.
82
Przy  trzydzieści i czterdzieści" znów
zaczęły wychodzić czerwony i
 odwrotność". Znów postawiłem pięćset
ffanków, ale tym razem na kolor.
Rząd czarny: 2 trefl, 8 karo, król pik, 5
kier, 3 karo, 6 pik, czyli trzydzieści
cztery. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl