[ Pobierz całość w formacie PDF ]
księcia na kawałki. Buckingham znieważył jego uko
chaną, co zresztą potwierdzał wyraz odrazy na jej twa
rzy. Lecz ten sam wyraz odrazy powstrzymał go przed
gwałtowną reakcją. Celia brzydziła się umizgami księ
cia, nie chciała go i Kit był jej za to wdzięczny.
Do tego, że w końcu się opanował, przyczynił się
również kawaler de Grammont. Spojrzał na Celię swo
im jasnym wzrokiem i zapytał spokojnie:
- George, zechciej mnie objaśnić, czy zebraliśmy się
tutaj dla uprawiania muzyki czy też miłości? Myślałem
dotychczas, że zależy nam na graniu. Jeżeli tak, to
wróćmy do tego, od czego zaczęliśmy.
- Z wielką ochotą - odparł książę, wtrącając do
sprośnej ballady jedną melancholijną frazę z poprze-
dniego utworu. - Ale pod jednym warunkiem. Panna
Celia musi wymienić moje imię. Powiedz George",
miła towarzyszko, powiedz George" - powtarzał
śpiewnie przy akompaniamencie skrzypiec niczym sło
wa ballady.
Celia spojrzała błagalnie na Kita, następnie zaś na
swego dręczyciela. Wstała i skłoniła się.
- Jeśli taka twoja wola, książę, będę nazywała cię
George. Nigdy jednak w obecności króla, błagam uni
żenie.
Buckingham wybuchnął śmiechem.
- Zgadzam siÄ™. Celia i George, nigdy jednak w obe
cności króla. Będzie to nasza słodka tajemnica. A swoją
drogÄ…, ta twoja pani, Kit, to dowcipny ptaszek. Pode
jrzewam, że wznosi się ku niebu, gdy śpiewa dla ciebie.
Ty dla niej jesteÅ› Kitem, ja dla niej jestem George'em,
ona dla nas jest Celią - podsumował, nucąc.
Och, kiedy to się skończy, pomyślała Celia. Jak dłu
go jeszcze będzie się nad nią znęcał? A przecież ostat
nio był dla niej bardzo miły. Wcale nie przypominał
tamtego księcia Buckingham, który odwiedzał ją w do
mu jej ojca. Dlaczego nagle stał się tak okrutny? W jego
oczach tliła się wrogość, ona zaś nie umiała jej sobie
wytłumaczyć.
Jednakże Kit domyślał się przyczyny tej nagłej zmia
ny w postępowaniu księcia. Buckingham zaczął pode
jrzewać, iż zakład właściwie został już rozstrzygnięty,
jako że on, Kit, zdołał rozkochać w sobie córkę astro-
loga. Gorsza od zarysowujÄ…cej siÄ™ perspektywy utraty
wiejskiej posiadłości była myśl, że Celia, ta nieosiągal
na Diana, oddała swe serce komuś innemu, nie zaś jemu,
najświetniejszemu z panów królestwa. Stąd próba onie
śmielenia jej oraz skomplikowania wzajemnych sto
sunków.
Kita gnębiło jeszcze co innego. Bał się, żeby George
nie zdradził przed Celią tajemnicy zakładu, co mógł
zrobić tyleż dla czystej zabawy, co w zamiarze utrud
nienia rywalowi odniesienia zwycięstwa. Nieobliczalny
i porywczy książę zdolny był do wszystkiego, nawet do
zerwania umowy.
Grammont oddał Kitowi jego gitarę i chwycił leżące
na stole dodatkowe skrzypce. Zaczęli grać. Niepokój
Kita utonął w cudownej melodii. Płynęły minuty i kwa
dranse. Zatracili się w muzyce, a struny głosowe Kita
wibrowały tak czystymi dzwiękami, jak bodaj nigdy
dotÄ…d. W pewnym momencie Grammont jÄ…Å‚ przekony
wać Celię, by zaśpiewała do ich akompaniamentu. Wy
raziła zgodę i pokój napełnił się jej słodkim, uwodzi
cielskim głosem. Nie był to silny głos, nie nadawał się
do dużych sal, tutaj jednak brzmiał wyraziście i pięknie.
- Czyż nie ma końca twym talentom, pani? - zapy
tał Kit, gdy zaśpiewała ostatnie słowa pieśni.
- Bynajmniej nie mam ich w nadmiarze - odpar
ła, uśmiechając się. Odkąd Buckingham przestał ją nę
kać, poczuła się swobodna. - Mój głos nie jest głosem
słowika.
- Ale jest głosem skowronka - wtrącił Buckingham,
który pilnie śledził bieg rozmowy. - Ty będziesz skow
ronkiem, Celio, a Kit będzie orłem. Co orły robią skow
ronkom, Kit? - Było jasne, że dzisiaj tam, gdzie koń
czyła się muzyka, zaczynały się kłopoty.
Grammont nie chciał kłopotów. Odłożył skrzypce,
wziął pod ramię księcia i rzekł:
- Chodzmy, przyjacielu. W zamian za muzykowa
nie z tobą obiecałeś mi partię tenisa. Oczekuję teraz wy
pełnienia obietnicy.
- I mamy zostawić te śpiewające ptaszki samym so
bie? - spytał książę, który z jednej strony pragnął wy
sondować, jak daleko może się posunąć w żartach na
temat Kita i Celii, z drugiej zaś rzeczywiście niechętnie
zostawiał tę parę bez świadków. Obawiał się, że zakład
jest już prawie wygrany przez Kita. Nie wierzył w coś
takiego jak czystość i dziewictwo. Uważał, że tak na
prawdę wszystkie kobiety są w głębi serca dziwkami.
W ich naturze leży uległość i bierność, zwykł powta
rzać przy każdej okazji. Wprawdzie założył się, że
z Celią Kit nic nie wskóra, lecz zrobił to niejako wbrew
własnemu przeświadczeniu.
- Ptaszki kwilą najładniej, gdy nikt im nie przeszka
dza - rzekł Grammont, uśmiechając się znacząco, po
czym on i książę opuścili pokój.
Na progu Francuz zdążył jeszcze puścić do Kita per
skie oko.
Celia nie zauważyła mrugnięcia, ale i tak poderwała
się, by odejść. Przerażała ją myśl o pozostaniu sam na
sam z Kitem. Jednak rozłąka z nim nie była wcale ni
czym lepszym.
Zastąpił jej drogę.
- Czy chcesz, bym go zabił? - zapytał, Celia zaś nie
miała najmniejszych wątpliwości, kogo ma na myśli.
Uniosła rękę do ust.
- Ależ nie. Nie chcę, byś został powieszony.
- Nie zamierzam dać zarabiać katu. Zginie zgodnie
z prawem. Wyzwanie i pojedynek, sprawa honoru. Wy
starczy jedno twoje słowo. Jestem od niego lepszy za
równo w strzelaniu, jak i w fechtunku na rapiery.
- Nie, nie - odparła, głęboko poruszona. - Nie chcę,
byś żył z wypalonym na czole piętnem mordercy. Skoro
tak łatwo możesz go pokonać, byłoby to morderstwo,
bez względu na to, co mówią na ten temat honorowe
kodeksy. Nie czuję się obrażona. Są słowa, które mogą
zabić, ale jego słowa nawet mnie nie zraniły. Broniąc
mego honoru, splamisz swój własny.
- Mój honor - rzekł z na poły smutnym, na poły iro
nicznym uśmiechem Kit. - Dobrze, jeśli taka jest twoja
wola, podporzÄ…dkujÄ™ siÄ™ jej.
- Taka jest moja wola, Kit. Wierz mi.
- Wierzę w każde twoje słowo, zawsze ci zresztą
wierzyłem. A teraz dość o księciu. Proponuję, byśmy
przed rozstaniem zaśpiewali coś jeszcze. Królowa
wkrótce opuszcza Whitehall, a król niebawem podąży
za nią. Tam gdzie król, tam i ja. Znaczy to, że na jakiś
czas zawieszamy nasze wspólne muzykowanie. Skorzy
stajmy więc z okazji, jaką zesłał nam los, bo nie mamy
żadnej pewności, że kiedyś się powtórzy.
Z podobnym wezwaniem do korzystania z umykają [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
księcia na kawałki. Buckingham znieważył jego uko
chaną, co zresztą potwierdzał wyraz odrazy na jej twa
rzy. Lecz ten sam wyraz odrazy powstrzymał go przed
gwałtowną reakcją. Celia brzydziła się umizgami księ
cia, nie chciała go i Kit był jej za to wdzięczny.
Do tego, że w końcu się opanował, przyczynił się
również kawaler de Grammont. Spojrzał na Celię swo
im jasnym wzrokiem i zapytał spokojnie:
- George, zechciej mnie objaśnić, czy zebraliśmy się
tutaj dla uprawiania muzyki czy też miłości? Myślałem
dotychczas, że zależy nam na graniu. Jeżeli tak, to
wróćmy do tego, od czego zaczęliśmy.
- Z wielką ochotą - odparł książę, wtrącając do
sprośnej ballady jedną melancholijną frazę z poprze-
dniego utworu. - Ale pod jednym warunkiem. Panna
Celia musi wymienić moje imię. Powiedz George",
miła towarzyszko, powiedz George" - powtarzał
śpiewnie przy akompaniamencie skrzypiec niczym sło
wa ballady.
Celia spojrzała błagalnie na Kita, następnie zaś na
swego dręczyciela. Wstała i skłoniła się.
- Jeśli taka twoja wola, książę, będę nazywała cię
George. Nigdy jednak w obecności króla, błagam uni
żenie.
Buckingham wybuchnął śmiechem.
- Zgadzam siÄ™. Celia i George, nigdy jednak w obe
cności króla. Będzie to nasza słodka tajemnica. A swoją
drogÄ…, ta twoja pani, Kit, to dowcipny ptaszek. Pode
jrzewam, że wznosi się ku niebu, gdy śpiewa dla ciebie.
Ty dla niej jesteÅ› Kitem, ja dla niej jestem George'em,
ona dla nas jest Celią - podsumował, nucąc.
Och, kiedy to się skończy, pomyślała Celia. Jak dłu
go jeszcze będzie się nad nią znęcał? A przecież ostat
nio był dla niej bardzo miły. Wcale nie przypominał
tamtego księcia Buckingham, który odwiedzał ją w do
mu jej ojca. Dlaczego nagle stał się tak okrutny? W jego
oczach tliła się wrogość, ona zaś nie umiała jej sobie
wytłumaczyć.
Jednakże Kit domyślał się przyczyny tej nagłej zmia
ny w postępowaniu księcia. Buckingham zaczął pode
jrzewać, iż zakład właściwie został już rozstrzygnięty,
jako że on, Kit, zdołał rozkochać w sobie córkę astro-
loga. Gorsza od zarysowujÄ…cej siÄ™ perspektywy utraty
wiejskiej posiadłości była myśl, że Celia, ta nieosiągal
na Diana, oddała swe serce komuś innemu, nie zaś jemu,
najświetniejszemu z panów królestwa. Stąd próba onie
śmielenia jej oraz skomplikowania wzajemnych sto
sunków.
Kita gnębiło jeszcze co innego. Bał się, żeby George
nie zdradził przed Celią tajemnicy zakładu, co mógł
zrobić tyleż dla czystej zabawy, co w zamiarze utrud
nienia rywalowi odniesienia zwycięstwa. Nieobliczalny
i porywczy książę zdolny był do wszystkiego, nawet do
zerwania umowy.
Grammont oddał Kitowi jego gitarę i chwycił leżące
na stole dodatkowe skrzypce. Zaczęli grać. Niepokój
Kita utonął w cudownej melodii. Płynęły minuty i kwa
dranse. Zatracili się w muzyce, a struny głosowe Kita
wibrowały tak czystymi dzwiękami, jak bodaj nigdy
dotÄ…d. W pewnym momencie Grammont jÄ…Å‚ przekony
wać Celię, by zaśpiewała do ich akompaniamentu. Wy
raziła zgodę i pokój napełnił się jej słodkim, uwodzi
cielskim głosem. Nie był to silny głos, nie nadawał się
do dużych sal, tutaj jednak brzmiał wyraziście i pięknie.
- Czyż nie ma końca twym talentom, pani? - zapy
tał Kit, gdy zaśpiewała ostatnie słowa pieśni.
- Bynajmniej nie mam ich w nadmiarze - odpar
ła, uśmiechając się. Odkąd Buckingham przestał ją nę
kać, poczuła się swobodna. - Mój głos nie jest głosem
słowika.
- Ale jest głosem skowronka - wtrącił Buckingham,
który pilnie śledził bieg rozmowy. - Ty będziesz skow
ronkiem, Celio, a Kit będzie orłem. Co orły robią skow
ronkom, Kit? - Było jasne, że dzisiaj tam, gdzie koń
czyła się muzyka, zaczynały się kłopoty.
Grammont nie chciał kłopotów. Odłożył skrzypce,
wziął pod ramię księcia i rzekł:
- Chodzmy, przyjacielu. W zamian za muzykowa
nie z tobą obiecałeś mi partię tenisa. Oczekuję teraz wy
pełnienia obietnicy.
- I mamy zostawić te śpiewające ptaszki samym so
bie? - spytał książę, który z jednej strony pragnął wy
sondować, jak daleko może się posunąć w żartach na
temat Kita i Celii, z drugiej zaś rzeczywiście niechętnie
zostawiał tę parę bez świadków. Obawiał się, że zakład
jest już prawie wygrany przez Kita. Nie wierzył w coś
takiego jak czystość i dziewictwo. Uważał, że tak na
prawdę wszystkie kobiety są w głębi serca dziwkami.
W ich naturze leży uległość i bierność, zwykł powta
rzać przy każdej okazji. Wprawdzie założył się, że
z Celią Kit nic nie wskóra, lecz zrobił to niejako wbrew
własnemu przeświadczeniu.
- Ptaszki kwilą najładniej, gdy nikt im nie przeszka
dza - rzekł Grammont, uśmiechając się znacząco, po
czym on i książę opuścili pokój.
Na progu Francuz zdążył jeszcze puścić do Kita per
skie oko.
Celia nie zauważyła mrugnięcia, ale i tak poderwała
się, by odejść. Przerażała ją myśl o pozostaniu sam na
sam z Kitem. Jednak rozłąka z nim nie była wcale ni
czym lepszym.
Zastąpił jej drogę.
- Czy chcesz, bym go zabił? - zapytał, Celia zaś nie
miała najmniejszych wątpliwości, kogo ma na myśli.
Uniosła rękę do ust.
- Ależ nie. Nie chcę, byś został powieszony.
- Nie zamierzam dać zarabiać katu. Zginie zgodnie
z prawem. Wyzwanie i pojedynek, sprawa honoru. Wy
starczy jedno twoje słowo. Jestem od niego lepszy za
równo w strzelaniu, jak i w fechtunku na rapiery.
- Nie, nie - odparła, głęboko poruszona. - Nie chcę,
byś żył z wypalonym na czole piętnem mordercy. Skoro
tak łatwo możesz go pokonać, byłoby to morderstwo,
bez względu na to, co mówią na ten temat honorowe
kodeksy. Nie czuję się obrażona. Są słowa, które mogą
zabić, ale jego słowa nawet mnie nie zraniły. Broniąc
mego honoru, splamisz swój własny.
- Mój honor - rzekł z na poły smutnym, na poły iro
nicznym uśmiechem Kit. - Dobrze, jeśli taka jest twoja
wola, podporzÄ…dkujÄ™ siÄ™ jej.
- Taka jest moja wola, Kit. Wierz mi.
- Wierzę w każde twoje słowo, zawsze ci zresztą
wierzyłem. A teraz dość o księciu. Proponuję, byśmy
przed rozstaniem zaśpiewali coś jeszcze. Królowa
wkrótce opuszcza Whitehall, a król niebawem podąży
za nią. Tam gdzie król, tam i ja. Znaczy to, że na jakiś
czas zawieszamy nasze wspólne muzykowanie. Skorzy
stajmy więc z okazji, jaką zesłał nam los, bo nie mamy
żadnej pewności, że kiedyś się powtórzy.
Z podobnym wezwaniem do korzystania z umykają [ Pobierz całość w formacie PDF ]