[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się przejmować, czy inni ją z nim widują, czy nie, a niewątpliwie
Bedwynowie oraz inni goście musieli ich widzieć razem. Dlaczego
miałaby się zresztą o to troszczyć? Nie zaszło między nimi nic, co
103
należałoby ukrywać, i nikt, nawet Joshua, nie drażnił jej żarcikami
dotyczÄ…cymi jej przyjazni z rzÄ…dcÄ… Glandwr.
Nawet David zobaczył ich pewnego popołudnia. Bawił się na
trawniku razem z innymi dziećmi, gdy obydwoje nadeszli od stro
ny wzgórza. Odłączył się od gromadki malców, żeby do niej pod
biec.
- Mamo! - zawołał. - Popatrz, otarłem sobie palec o korę, ale
lady Eve zabrała mnie do pokoju dziecinnego, opatrzyła mi rękę
i już mnie tak nie boli, tylko trudno nią chwytać piłkę. Jak się pan
ma, panie Butler? Dzisiaj rano znowu malowałem. Nie mogę się
doczekać, kiedy pan Upton nauczy mnie malować farbami olejny
mi! 0,Jacques mnie woła, muszę już iść!
I puścił się pędem, nie czekając na odpowiedz. Anne spojrzała
na Butlera. Uśmiechał się do niej.
- Kiedy byłem chłopcem, nie wierzyłem, żeby można było
spędzać z dorosłymi dużo czasu. Czuję się zaszczycony.
- David jest tutaj bardzo szczęśliwy. Obawiam się, że przygnę
bi go powrót do Bath.
- Chyba że zabierze się tam energicznie za pana Uptona.
Dobrze było mieć przyjaciela, z którym mogła rozmawiać
o wszystkim. Czasem jednak unikała pewnych tematów, jeśli mo
gły budzić przykre wspomnienia lub uczucia. Raz na przykład,
gdy spytał ją o rodzinę, zaczęła zamiast tego mówić o Frances
i o tym, jak urządziła pokój specjalnie dla niej, Susanny lub Clau
dii w Barclay Court i tam przyjmowała ich wizyty, kiedy przy
jeżdżały do hrabstwa Somerset. Sydnam nie skomentował tej
zmiany tematu. On też wolał o pewnych rzeczach nie wspomi
nać. Anne wiedziała już, że jedną z nich był jego talent malarski.
Nigdy o nim nie mówił.
Zaskoczyło ją, kiedy pewnego razu spojrzała na kalendarz
i zrozumiała, że zaczął się ostatni tydzień jej walijskich wakacji.
Na początku spodziewała się, że z niecierpliwością będzie wycze
kiwać ich końca, teraz nie mogła uwierzyć, że ta chwila jest tak bli
sko. %7łałowała tego nie tylko ze względu na Davida, ale i na siebie.
104
Przede wszystkim czuła smutek z powodu nieodwracalnego kresu
przyjazni, która co prawda ledwie się zaczęła, lecz dała jej mnóstwo
zadowolenia.
Ale to musiało się skończyć. Anne nie przypuszczała, by spotka
li się jeszcze kiedyś albo by pisywali do siebie po wyjezdzie. Może
za miesiąc będą jeszcze pamiętać wspólnie spędzone chwile, ale za
rok ledwie o sobie pomyślą. Albo nawet i wcale.
Zapomniała już, że chciał ją zabrać do Ty Gwyn, domu, który
miał zamiar kupić od księcia Bewcastle. Sydnam wspomniał jed
nak o tym na trzy dni przed jej wyjazdem. Był wtedy w Glandwr
na obiedzie. Siedli potem we dwoje w salonie, trochÄ™ dalej od in
nych, jak zresztÄ… mieli w zwyczaju przy innych okazjach. Nikt nie
powiedział ani nie zrobił niczego, co sprawiłoby, że poczuliby się
zażenowani.
Anne przypuszczała, że to dlatego, iż zbyt mało znaczy, by
w ogóle ktoś ją zauważał. Chociaż z drugiej strony wszyscy trak
towali ją z absolutną uprzejmością i życzliwością. Co do Sydnama,
był tylko rządcą. Któż by się nimi przejmował?
- Czy wybrałaby się pani ze mną na przejażdżkę? Powiedzmy
pojutrze? - spytał. - Fatalnie się składa, że jutro przez cały dzień
będę zajęty, ale pojutrze już nie. Pomyślałem, że moglibyśmy sobie
urządzić piknik w Ty Gwyn. Jednocześnie zyskałbym okazję, żeby
się przekonać, czy zrobiono tam wszystko tak, jak nakazałem.
Pojutrze urzÄ…dzano jednak wycieczkÄ™ - wszyscy wybierali siÄ™
dość daleko, bo do zamku Pembroke. Starsze dzieci były bardzo
podniecone perspektywÄ… wspinania siÄ™ na blanki i zwiedzania lo
chów. Spodziewano się jej udziału w tej wyprawie, Anne wiedziała
jednak, że nie jest to konieczne. Chociaż wszyscy dorośli poświę
cali dużo uwagi własnym dzieciom, to opiekowali się też innymi
i w rezultacie David miał zarówno licznych zastępczych ojców",
jak i kilka zastępczych matek".
Nie zamierzała go zaniedbywać, wręcz przeciwnie. Spędzała
z synem o wiele więcej czasu niż z Butlerem, a przynajmniej z tą
grupą dorosłych i dzieci, w której się znajdował.
105
A jednak bardzo chciała zobaczyć Ty Gwyn, a potem móc
go wspominać i wyobrażać sobie Sydnama w tym domu. Prag
nęła spędzić z nim jeszcze jedno popołudnie. Pewnie już ostat
nie.
Była to dość przygnębiająca myśl.
- Bardzo bym chciała tam pójść - odparła. - Porozmawiam
z Davidem, żeby się upewnić, że nie będzie miał do mnie pretensji,
jeśli nie pojadę do Pembroke. Poproszę też Joshuę, aby go pilno
wał. Nie wierzę, żeby mieli coś przeciw temu.
- Przyjadę tu o pierwszej dwukółką, jeśli pani się zgodzi.
Dwukółką! Po raz pierwszy mieli gdzieś jechać, a nie iść. Czy
będzie im towarzyszył stajenny? Trzy osoby to trochę za wiele na
taki pojazd.
Bardzo ją cieszyła perspektywa wyjazdu, mimo że musiała zre
zygnować ze zwiedzania zamku. Trudno jej było zasnąć. Zupełnie
jak dziecku, któremu coś obiecano, pomyślała z pewnym niesma
kiem. Ale nie tylko dlatego sen nie nadchodził.
To miało być ich ostatnie wspólne popołudnie.
Bardzo chciała, żeby dobra pogoda utrzymywała się jeszcze
przez jeden dzień.
9
Pogoda jej nie zawiodła.
Gdy powozy odjechały rankiem do Pembroke, słońce błysz
czało na jasnobłękitnym niebie. A kiedy zjawił się Sydnam - dwu
kółką nadjechała od strony stajni niemal w tej samej chwili, Anne
dojrzała ją z okna sypialni - wciąż jeszcze nie było na niebie naj
mniejszego obłoczka.
Zawiązała pod brodą wstążki słomkowego kapelusza i niemalże
zbiegła ze schodów bez czekania na zaproszenie. Czuła się znowu
jak młoda dziewczyna.
106
Sydnam stał na środku holu i spoglądał na nią z uśmiechem.
Dziwne, jak szybko zdołała przywyknąć do jego wyglądu - do pu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
się przejmować, czy inni ją z nim widują, czy nie, a niewątpliwie
Bedwynowie oraz inni goście musieli ich widzieć razem. Dlaczego
miałaby się zresztą o to troszczyć? Nie zaszło między nimi nic, co
103
należałoby ukrywać, i nikt, nawet Joshua, nie drażnił jej żarcikami
dotyczÄ…cymi jej przyjazni z rzÄ…dcÄ… Glandwr.
Nawet David zobaczył ich pewnego popołudnia. Bawił się na
trawniku razem z innymi dziećmi, gdy obydwoje nadeszli od stro
ny wzgórza. Odłączył się od gromadki malców, żeby do niej pod
biec.
- Mamo! - zawołał. - Popatrz, otarłem sobie palec o korę, ale
lady Eve zabrała mnie do pokoju dziecinnego, opatrzyła mi rękę
i już mnie tak nie boli, tylko trudno nią chwytać piłkę. Jak się pan
ma, panie Butler? Dzisiaj rano znowu malowałem. Nie mogę się
doczekać, kiedy pan Upton nauczy mnie malować farbami olejny
mi! 0,Jacques mnie woła, muszę już iść!
I puścił się pędem, nie czekając na odpowiedz. Anne spojrzała
na Butlera. Uśmiechał się do niej.
- Kiedy byłem chłopcem, nie wierzyłem, żeby można było
spędzać z dorosłymi dużo czasu. Czuję się zaszczycony.
- David jest tutaj bardzo szczęśliwy. Obawiam się, że przygnę
bi go powrót do Bath.
- Chyba że zabierze się tam energicznie za pana Uptona.
Dobrze było mieć przyjaciela, z którym mogła rozmawiać
o wszystkim. Czasem jednak unikała pewnych tematów, jeśli mo
gły budzić przykre wspomnienia lub uczucia. Raz na przykład,
gdy spytał ją o rodzinę, zaczęła zamiast tego mówić o Frances
i o tym, jak urządziła pokój specjalnie dla niej, Susanny lub Clau
dii w Barclay Court i tam przyjmowała ich wizyty, kiedy przy
jeżdżały do hrabstwa Somerset. Sydnam nie skomentował tej
zmiany tematu. On też wolał o pewnych rzeczach nie wspomi
nać. Anne wiedziała już, że jedną z nich był jego talent malarski.
Nigdy o nim nie mówił.
Zaskoczyło ją, kiedy pewnego razu spojrzała na kalendarz
i zrozumiała, że zaczął się ostatni tydzień jej walijskich wakacji.
Na początku spodziewała się, że z niecierpliwością będzie wycze
kiwać ich końca, teraz nie mogła uwierzyć, że ta chwila jest tak bli
sko. %7łałowała tego nie tylko ze względu na Davida, ale i na siebie.
104
Przede wszystkim czuła smutek z powodu nieodwracalnego kresu
przyjazni, która co prawda ledwie się zaczęła, lecz dała jej mnóstwo
zadowolenia.
Ale to musiało się skończyć. Anne nie przypuszczała, by spotka
li się jeszcze kiedyś albo by pisywali do siebie po wyjezdzie. Może
za miesiąc będą jeszcze pamiętać wspólnie spędzone chwile, ale za
rok ledwie o sobie pomyślą. Albo nawet i wcale.
Zapomniała już, że chciał ją zabrać do Ty Gwyn, domu, który
miał zamiar kupić od księcia Bewcastle. Sydnam wspomniał jed
nak o tym na trzy dni przed jej wyjazdem. Był wtedy w Glandwr
na obiedzie. Siedli potem we dwoje w salonie, trochÄ™ dalej od in
nych, jak zresztÄ… mieli w zwyczaju przy innych okazjach. Nikt nie
powiedział ani nie zrobił niczego, co sprawiłoby, że poczuliby się
zażenowani.
Anne przypuszczała, że to dlatego, iż zbyt mało znaczy, by
w ogóle ktoś ją zauważał. Chociaż z drugiej strony wszyscy trak
towali ją z absolutną uprzejmością i życzliwością. Co do Sydnama,
był tylko rządcą. Któż by się nimi przejmował?
- Czy wybrałaby się pani ze mną na przejażdżkę? Powiedzmy
pojutrze? - spytał. - Fatalnie się składa, że jutro przez cały dzień
będę zajęty, ale pojutrze już nie. Pomyślałem, że moglibyśmy sobie
urządzić piknik w Ty Gwyn. Jednocześnie zyskałbym okazję, żeby
się przekonać, czy zrobiono tam wszystko tak, jak nakazałem.
Pojutrze urzÄ…dzano jednak wycieczkÄ™ - wszyscy wybierali siÄ™
dość daleko, bo do zamku Pembroke. Starsze dzieci były bardzo
podniecone perspektywÄ… wspinania siÄ™ na blanki i zwiedzania lo
chów. Spodziewano się jej udziału w tej wyprawie, Anne wiedziała
jednak, że nie jest to konieczne. Chociaż wszyscy dorośli poświę
cali dużo uwagi własnym dzieciom, to opiekowali się też innymi
i w rezultacie David miał zarówno licznych zastępczych ojców",
jak i kilka zastępczych matek".
Nie zamierzała go zaniedbywać, wręcz przeciwnie. Spędzała
z synem o wiele więcej czasu niż z Butlerem, a przynajmniej z tą
grupą dorosłych i dzieci, w której się znajdował.
105
A jednak bardzo chciała zobaczyć Ty Gwyn, a potem móc
go wspominać i wyobrażać sobie Sydnama w tym domu. Prag
nęła spędzić z nim jeszcze jedno popołudnie. Pewnie już ostat
nie.
Była to dość przygnębiająca myśl.
- Bardzo bym chciała tam pójść - odparła. - Porozmawiam
z Davidem, żeby się upewnić, że nie będzie miał do mnie pretensji,
jeśli nie pojadę do Pembroke. Poproszę też Joshuę, aby go pilno
wał. Nie wierzę, żeby mieli coś przeciw temu.
- Przyjadę tu o pierwszej dwukółką, jeśli pani się zgodzi.
Dwukółką! Po raz pierwszy mieli gdzieś jechać, a nie iść. Czy
będzie im towarzyszył stajenny? Trzy osoby to trochę za wiele na
taki pojazd.
Bardzo ją cieszyła perspektywa wyjazdu, mimo że musiała zre
zygnować ze zwiedzania zamku. Trudno jej było zasnąć. Zupełnie
jak dziecku, któremu coś obiecano, pomyślała z pewnym niesma
kiem. Ale nie tylko dlatego sen nie nadchodził.
To miało być ich ostatnie wspólne popołudnie.
Bardzo chciała, żeby dobra pogoda utrzymywała się jeszcze
przez jeden dzień.
9
Pogoda jej nie zawiodła.
Gdy powozy odjechały rankiem do Pembroke, słońce błysz
czało na jasnobłękitnym niebie. A kiedy zjawił się Sydnam - dwu
kółką nadjechała od strony stajni niemal w tej samej chwili, Anne
dojrzała ją z okna sypialni - wciąż jeszcze nie było na niebie naj
mniejszego obłoczka.
Zawiązała pod brodą wstążki słomkowego kapelusza i niemalże
zbiegła ze schodów bez czekania na zaproszenie. Czuła się znowu
jak młoda dziewczyna.
106
Sydnam stał na środku holu i spoglądał na nią z uśmiechem.
Dziwne, jak szybko zdołała przywyknąć do jego wyglądu - do pu [ Pobierz całość w formacie PDF ]