[ Pobierz całość w formacie PDF ]

namawiam, aby zjechała do nas.
 Hannę?  powtórzyła lady MacInnes, odstawia-
jąc filiżankę.  Hanno, wybierasz się do Londynu? No
cóż, teraz, kiedy w Gillingdon Park osiądzie Robert...
 Jeszcze nie podjąłem decyzji  oświadczył Robert,
nagle stając w drzwiach.  Przedtem muszę omówić
z Hanną wiele kwestii.
Hanna z wolna uniosła głowę znad filiżanki, napo-
tykając spojrzenie Roberta. Spojrzenie osobliwe, wpra-
wiające w zakłopotanie. Było bowiem nie tylko baczne,
ale i pełne jakiejś zadumy, a nawet... zażenowania.
 Hanna przyjedzie do Londynu, kiedy będzie miała
ochotę  oświadczyła zdecydowanym głosem lady
Montgomery.  Nie ma potrzeby, żeby teraz pospiesz-
nie opuszczała Gillingdon Park. Moja siostra zastrzegła
w testamencie, że Hanna może tu mieszkać, dopóki nie
wyjdzie za mąż, albo Robert się nie ożeni. I chwała
Bogu, że Hanna dostała pokazny spadek i nie musi
martwić się o swoją przyszłość.
 A tak  mruknęła lady MacInnes i spojrzawszy
przelotnie na Roberta, dokończyła z uśmiechem:
Skandaliczne zaloty 79
 Masz szczęście, Hanno, że matka wyposażyła ciebie
tak hojnie.
 A dlaczegóż miałoby być inaczej?  zaoponowała
lady Mongomery.  Hanna była córką przykładną.
Rzadko się widuje, aby matka i córka były do siebie tak
przywiązane. Naturalnie, ja i moja Alice też jesteśmy
do siebie bardzo przywiązane... Kuzynka i Fiona za-
pewne też.
Hanna w milczeniu popijała swoją herbatę. Robert
zaczął zabawiać rozmową wuja, lady Montgomery
i lady MacInnes zagłębiły się w pogawędce o kłopotach,
jakich dostarczają panny na wydaniu. Wszyscy roz-
mawiali miło, uśmiechali się do siebie, ale Hanna miała
uczucie, jakby coś się wydarzyło, i to przed chwilą.
Coś, co było bardzo istotne... Co oznaczał ten uśmiech
na twarzy lady MacInnes, nieco wymuszony, kiedy
wspomniała, że lady Winthrop tak hojnie wyposażyła
córkę?
ROZDZIAA PITY
Następnego ranka słońce zaświeciło jasno, jakby
chciało złagodzić ból dnia poprzedniego, pełnego smut-
ku. Hanna, w czarnej żałobnej sukni, tworząc smutny
dysonans wśród feerii barw, przechadzała się powoli po
ogrodzie, wdychając z lubością rześkie poranne powie-
trze, przesycone zapachem kwiatów.
 Hanno?
Odwróciła się, osłaniając dłonią oczy przed słońcem.
 Witaj, Robercie!  zawołała, nieco zdziwiona
widokiem wysokiej, barczystej postaci w stroju do
konnej jazdy, zbliżającej się ku niej ścieżką.  Jak udała
się przejażdżka?
 Dziękuję, jestem bardzo zadowolony i zdumiony,
że w stajniach Gillingdon stoją tak znakomite wierz-
chowce. Wiem, że matka nie przepadała za tymi
stworzeniami.
 Ale papa je kochał. I dlatego mama zawsze dbała,
Skandaliczne zaloty 81
aby Gillingdon nie musiało się wstydzić swoich koni.
A poza tym ja ubóstwiam jazdę konną.
 Ty?
 A dlaczegóżby nie? Moja klacz jest, co prawda,
stworzeniem nieco delikatniejszym niż mocarny Bal-
tazar, ale daje mi wiele radości.
 Skąd wiesz, że jezdziłem na Baltazarze?
 Bo to najlepszy koń w naszej stajni, a taki
jezdziec, jak ty, nie wybrałby innego. Muszę ci wy-
znać, Robercie, że wieści o twoich wyczynach na
maneżu dotarły aż tutaj.
 Na pewno wiele w nich przesady. A któraż to
twoja klacz, Hanno?
 Siwa-jabłkowita, stoi na końcu stajni.
 A tak, widziałem. Bardzo piękna klacz i od-
powiednia dla damy.
Ku zdumieniu Hanny, Robert nie poprzestał na
krótkiej wymianie zdań i ramię w ramię z nią przeszedł
w milczeniu wzdłuż olbrzymiej rabaty, jakby również
zapragnął nawdychać się rozkosznego zapachu kwia-
tów. Hannie trudno jednak było oprzeć się myśli, że
kwiaty i konie ze stajni w Gillingdon Park nie są
jedynym powodem, dla którego Robert zdecydował się
na wspólny spacer.
 Robercie, wybacz moją ciekawość  zaczęła ostroż-
nie.  A o jakimże to kłopotliwym położeniu roz-
mawiałeś wczoraj z kuzynką Margaret?
Jej zdumienie stało się jeszcze większe, kiedy do-
strzegła na policzkach brata ciemny rumieniec.
 Słyszałaś naszą rozmowę?
82 Gail Whitiker
 Tylko ostatnie twoje słowa. I wybacz, że pytam,
ale czuję niepokój. Czy to sprawa poważna?
 Niestety... tak.
 W takim razie dziwię się, że rozmawiałeś o tym
z kuzynką Margaret. Przecież jesteś z nią jeszcze mniej
zżyty niż ze mną.
 To ona chciała ze mną mówić. Chciała mi...
naświetlić pewną sprawę.
 Rozumiem.
Niestety, nie wypadało pytać dalej, a Hanna aż
płonęła z ciekawości. Bo i cóż to za pilna sprawa, z którą
kuzynka zaraz po przyjezdzie pośpieszyła do Roberta?
Jakiś kłopot z dziećmi? A może z mężem? Z pewnością
była to sprawa natury bardzo delikatnej i dlatego może
właśnie Robert najlepiej pasował do roli powiernika?
 Hanno?  spytał nagle Robert.  Czy myślałaś już
o tym, jak teraz będzie wyglądało twoje życie?
 Szczerze mówiąc, niewiele o tym myślałam  od-
parła zgodnie z prawdą.  I jednocześnie trapi mnie
kilka spraw. Nie wiem, na przykład, co sądzisz o tes-
tamencie mamy, zwłaszcza o tym, że mam prawo
pozostać jeszcze w Gillingdon Park. Przecież wiadomo,
że nie czujemy do siebie zbyt wielkiej sympatii...
 Ależ...
 Po cóż się oszukiwać, Robercie? Jesteśmy sobie
prawie obcy. Myślę, że pan Twickenham jest dla mnie
bardziej bratem niż ty.
 A ja sądzę, że wobec pana Twickenhama powin-
naś zachować wielką ostrożność. Nie wydaje mi się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl