[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pod głowę.
- Nadal nie rozumiesz, Maggie. Chcę, żebyś za
mnie wyszła. Teraz. Zaraz. Polecimy do Vegas.
Margaret gwałtownie wciągnęła powietrze i od
stąpiła krok do tyłu.
- Zlub z tobÄ…? Teraz? Dlaczego? Co to ma udowod
nić? Przecież wiesz, że cię kocham, więc po co ten
pośpiech?
Uśmiech Rafe'a był niebezpieczny. Tak mógłby się
uśmiechać tygrys na widok ofiary.
- Powiedzmy, że nie jestem tak zupełnie cie
bie pewny. Powiedzmy, że chciałbym wiedzieć,
czy tym razem kochasz na tyle mocno, by wyjść
za mnie, choć miałabyś ochotę rozbić mi lampę
na głowie...
Tłumiona furia Margaret znalazła wreszcie ujście.
- Ty wredny, podstępny draniu - Nie panowała
już nad nad sobą. - Nie wystarczyło ci, że przyszłam
tu na kolanach, korzÄ…c siÄ™ przed tobÄ…? Teraz chcesz
jeszcze, żebym wdeptała swoją dumę w pustynny
piach?
Rafe spokojnie pokręcił głową.
- Nie. Chcę być tylko pewien, że jesteś gotowa mnie
poślubić, nawet jeśli wiesz, że nie zdołasz mnie zmienić
i że nie wszystko w moim postępowaniu będzie ci się
podobać.
Margaret westchnęła i rozłożyła ręce w wymownym
geście rezygnacji.
- Dobrze, wyjdÄ™ za ciebie.
- Teraz? Zaraz?
172 " KOWBOJ
- Niech ci będzie. Ale nie myśl, że po ślubie nie
przestanę ci wiercić dziury w brzuchu na temat nie
szczęsnego Moorcrofta.
- Zgoda, układ stoi. A teraz szykuj się. Zaraz
zadzwoniÄ™ na lotnisko i sprawdzÄ™, kiedy mamy sa
molot.
ROZDZIAA
11
Dwa dni po swoim ślubie Rafe wpadł do gabinetu
Moorcrofta, nie zważając na protest dwóch sekreta
rek. Jack uniósł głowę znad papierów i na jego twarzy
pojawił się natychmiast wyraz czujności.
- Witam, Cassidy. Co sprowadza ciÄ™ do San
Diego?
Zamiast odpowiedzi Rafe cisnÄ…Å‚ mu na biurko
teczkÄ™ z dokumentami na temat Ellingtona. Potem
zdjÄ…Å‚ swego eleganckiego szarego stetsona i niedba
łym gestem powiesił go na stylowej stojącej lampie.
Wreszcie rozsiadł się w czarnym, skórzanym fotelu
i położył nogi w kowbojskich butach na biurku
Moorcrofta.
- Nie dokończony interes - oznajmił.
Jack spojrzał na niego z wahaniem, ale otworzył
teczkę. Szybko przeglądał dokumenty, błyskawicznie
szacując szanse. Kiedy skończył, jego usta były zaciś
nięte w wąską linię.
- Więc przez cały czas wiedziałeś o wtyczce w two
im biurze, tak? Wiedziałeś, że Hatcher informował
mnie na bieżąco?
174 " KOWBOJ
- Niezupełnie. Raczej domyślałem się, że coś jest
nie w porządku. W końcu pracowałem z Dougiem parę
lat i był naprawdę świetny. Ale zauważyłem, że
ostatnio się zmienił.
- Prawdopodobnie dlatego, że ty się zmieniłeś.
- Moorcroft odchylił się na oparcie fotela. - A on nie
lubi zmian.
- Tak twierdzisz? Co mu się nie podobało?
- Nie rozumiesz? - zapytał Jack ze złośliwą satys
fakcją. - Przecież byłeś jego idolem, Cassidy. Najszyb
szym rewolwerowcem na Dzikim Zachodzie. Doug
myślał, że pracuje dla najlepszego, a on lubi być po
stronie, która wygrywa. Rok temu uznał, że zaczynasz
wymiękać.
- Nie żartuj...
- Niestety, tak mówił. Twierdzi, że dostałeś obsesji
na punkcie pewnej kobiety i to cię osłabiło. Młody
i marzący o karierze człowiek zawsze szuka swego
idola i czuje się rozczarowany, gdy widzi, że ten idol ma
swoją piętę achillesową. Nie byłeś już tym szybko
strzelnym twardzielem, dla którego pracował z po
święceniem przez trzy lata.
- Tak, chyba rozumiem - pokiwał głową Rafe.
- W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zajmowałeś
się wyłącznie knuciem intrygi przeciwko mnie i obmyś
laniem sposobów ściągnięcia panny Lark do swego
łóżka. Doug mógł jeszcze zrozumieć chęć zemsty, ale
zaniedbywanie interesów dla jakiejś baby uważał za
hańbę.
- Zawiodłem go?
- Najprawdopodobniej. I muszę ci powiedzieć, że
bardzo go to podłamało. Kiedy nawiązałem z nim
KOWBOJ " 175
kontakt, chcąc wysondować, czy uda się go skapto-
wać, był już po prostu gotowy.
- I natychmiast dałeś mu zadanie, by mógł wyka
zać się wobec nowego pracodawcy?
Moorcroft wzruszył ramionami.
- A czego się spodziewałeś?
- Właśnie tego.
- Zrobiłbyś to samo na moim miejscu. Nasze
być albo nie być w biznesie zależy od takich in
formacji, Cassidy. Wiesz o tym równie dobrze jak
ja. Kiedy mamy okazję je zdobyć, korzystamy
z niej.
- Fakt, trudno zaprzeczyć. A przyjmiesz Douga,
kiedy ja go wyrzucÄ™?
- W żadnym razie. Facet udowodnił, że jest sprze-
dajnym typem, który zdradzi każdego szefa. Zresztą
nie będzie mi już potrzebny.
- Tak też myślałem.
Moorcroft jeszcze raz zerknÄ…Å‚ do teczki.
- Ale w tym przypadku mam wrażenie, że Hatcher
się trochę pospieszył, spisując cię na straty. Od dawna
podsuwałeś mu fałszywki, prawda?
- Tak, prawie od poczÄ…tku.
- A zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
Teraz jest już za pózno, żebym nadrobił straty.
Gratuluję, Cassidy. Tym razem wygrałeś ty. - Moor
croft odkręcił się razem z fotelem i otworzył ukryty
w szafie barek. - Hatcher mówił, że lubisz whisky.
Napijesz siÄ™?
- Jasne.
Jack nalał whisky w ciężkie kryształowe szklanki
i wręczył jedną Rafe'owi. Sam uniósł swoją w toaście.
176 " KOWBOJ
- Za twoje zwycięstwo - oznajmił. - Teraz jesteś
my jeden do jednego, prawda? Rok temu ja przejÄ…Å‚em
Spencera, a teraz ty - Ellingtona.
- To nie jest takie proste, jak ci siÄ™ wydaje, Moorc
roft. Przejrzyj dokładnie wydruk na samym końcu.
Moorcroft z wahaniem otworzył teczkę. Znalazł
ostatnią stronę, zawierającą szczegółowe prognozy
finansowe i wydruk. Przeczytał ją dokładnie i spojrzał
na Rafe'a.
- Przejrzałem. I co?
- Ellington był dopiero pierwszym krokiem.
- Aha. Potem ma być Brisken.
- A potem Carlisle.
Jack drgnÄ…Å‚.
- Carlisle? - Moorcorft powolnym gestem za
mknął teczkę. - Carlisle ma obecnie największe udzia
ły w Moorcroft Industries". Wystarczy, że przejmiesz
nad nimi kontrolę, a będę ugotowany.
- Dokładnie, mój drogi.
Moorcroft jednym haustem wypił swoją whisky.
Palce, kurczowo ściskające szklankę, zbielały. Mimo
to spokojnie odstawił ją na miejsce.
- Słowem, miałem rację - stwierdził miękko. - Po
lowałeś na mnie.
- Owszem - przyznał Rafe, w zamyśleniu wpat
rujÄ…c siÄ™ w niebo za oknem. - Ellingotn, Brisken,
Carlisle, a potem Moorcroft. Kostki domina upadnÄ…
w równiutkim szeregu.
- Dlaczego mi to już teraz mówisz? W ten sposób
dajesz mi czas do podjęcia działań.
- Ponieważ zrezygnowałem ze swoich planów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
pod głowę.
- Nadal nie rozumiesz, Maggie. Chcę, żebyś za
mnie wyszła. Teraz. Zaraz. Polecimy do Vegas.
Margaret gwałtownie wciągnęła powietrze i od
stąpiła krok do tyłu.
- Zlub z tobÄ…? Teraz? Dlaczego? Co to ma udowod
nić? Przecież wiesz, że cię kocham, więc po co ten
pośpiech?
Uśmiech Rafe'a był niebezpieczny. Tak mógłby się
uśmiechać tygrys na widok ofiary.
- Powiedzmy, że nie jestem tak zupełnie cie
bie pewny. Powiedzmy, że chciałbym wiedzieć,
czy tym razem kochasz na tyle mocno, by wyjść
za mnie, choć miałabyś ochotę rozbić mi lampę
na głowie...
Tłumiona furia Margaret znalazła wreszcie ujście.
- Ty wredny, podstępny draniu - Nie panowała
już nad nad sobą. - Nie wystarczyło ci, że przyszłam
tu na kolanach, korzÄ…c siÄ™ przed tobÄ…? Teraz chcesz
jeszcze, żebym wdeptała swoją dumę w pustynny
piach?
Rafe spokojnie pokręcił głową.
- Nie. Chcę być tylko pewien, że jesteś gotowa mnie
poślubić, nawet jeśli wiesz, że nie zdołasz mnie zmienić
i że nie wszystko w moim postępowaniu będzie ci się
podobać.
Margaret westchnęła i rozłożyła ręce w wymownym
geście rezygnacji.
- Dobrze, wyjdÄ™ za ciebie.
- Teraz? Zaraz?
172 " KOWBOJ
- Niech ci będzie. Ale nie myśl, że po ślubie nie
przestanę ci wiercić dziury w brzuchu na temat nie
szczęsnego Moorcrofta.
- Zgoda, układ stoi. A teraz szykuj się. Zaraz
zadzwoniÄ™ na lotnisko i sprawdzÄ™, kiedy mamy sa
molot.
ROZDZIAA
11
Dwa dni po swoim ślubie Rafe wpadł do gabinetu
Moorcrofta, nie zważając na protest dwóch sekreta
rek. Jack uniósł głowę znad papierów i na jego twarzy
pojawił się natychmiast wyraz czujności.
- Witam, Cassidy. Co sprowadza ciÄ™ do San
Diego?
Zamiast odpowiedzi Rafe cisnÄ…Å‚ mu na biurko
teczkÄ™ z dokumentami na temat Ellingtona. Potem
zdjÄ…Å‚ swego eleganckiego szarego stetsona i niedba
łym gestem powiesił go na stylowej stojącej lampie.
Wreszcie rozsiadł się w czarnym, skórzanym fotelu
i położył nogi w kowbojskich butach na biurku
Moorcrofta.
- Nie dokończony interes - oznajmił.
Jack spojrzał na niego z wahaniem, ale otworzył
teczkę. Szybko przeglądał dokumenty, błyskawicznie
szacując szanse. Kiedy skończył, jego usta były zaciś
nięte w wąską linię.
- Więc przez cały czas wiedziałeś o wtyczce w two
im biurze, tak? Wiedziałeś, że Hatcher informował
mnie na bieżąco?
174 " KOWBOJ
- Niezupełnie. Raczej domyślałem się, że coś jest
nie w porządku. W końcu pracowałem z Dougiem parę
lat i był naprawdę świetny. Ale zauważyłem, że
ostatnio się zmienił.
- Prawdopodobnie dlatego, że ty się zmieniłeś.
- Moorcroft odchylił się na oparcie fotela. - A on nie
lubi zmian.
- Tak twierdzisz? Co mu się nie podobało?
- Nie rozumiesz? - zapytał Jack ze złośliwą satys
fakcją. - Przecież byłeś jego idolem, Cassidy. Najszyb
szym rewolwerowcem na Dzikim Zachodzie. Doug
myślał, że pracuje dla najlepszego, a on lubi być po
stronie, która wygrywa. Rok temu uznał, że zaczynasz
wymiękać.
- Nie żartuj...
- Niestety, tak mówił. Twierdzi, że dostałeś obsesji
na punkcie pewnej kobiety i to cię osłabiło. Młody
i marzący o karierze człowiek zawsze szuka swego
idola i czuje się rozczarowany, gdy widzi, że ten idol ma
swoją piętę achillesową. Nie byłeś już tym szybko
strzelnym twardzielem, dla którego pracował z po
święceniem przez trzy lata.
- Tak, chyba rozumiem - pokiwał głową Rafe.
- W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zajmowałeś
się wyłącznie knuciem intrygi przeciwko mnie i obmyś
laniem sposobów ściągnięcia panny Lark do swego
łóżka. Doug mógł jeszcze zrozumieć chęć zemsty, ale
zaniedbywanie interesów dla jakiejś baby uważał za
hańbę.
- Zawiodłem go?
- Najprawdopodobniej. I muszę ci powiedzieć, że
bardzo go to podłamało. Kiedy nawiązałem z nim
KOWBOJ " 175
kontakt, chcąc wysondować, czy uda się go skapto-
wać, był już po prostu gotowy.
- I natychmiast dałeś mu zadanie, by mógł wyka
zać się wobec nowego pracodawcy?
Moorcroft wzruszył ramionami.
- A czego się spodziewałeś?
- Właśnie tego.
- Zrobiłbyś to samo na moim miejscu. Nasze
być albo nie być w biznesie zależy od takich in
formacji, Cassidy. Wiesz o tym równie dobrze jak
ja. Kiedy mamy okazję je zdobyć, korzystamy
z niej.
- Fakt, trudno zaprzeczyć. A przyjmiesz Douga,
kiedy ja go wyrzucÄ™?
- W żadnym razie. Facet udowodnił, że jest sprze-
dajnym typem, który zdradzi każdego szefa. Zresztą
nie będzie mi już potrzebny.
- Tak też myślałem.
Moorcroft jeszcze raz zerknÄ…Å‚ do teczki.
- Ale w tym przypadku mam wrażenie, że Hatcher
się trochę pospieszył, spisując cię na straty. Od dawna
podsuwałeś mu fałszywki, prawda?
- Tak, prawie od poczÄ…tku.
- A zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
Teraz jest już za pózno, żebym nadrobił straty.
Gratuluję, Cassidy. Tym razem wygrałeś ty. - Moor
croft odkręcił się razem z fotelem i otworzył ukryty
w szafie barek. - Hatcher mówił, że lubisz whisky.
Napijesz siÄ™?
- Jasne.
Jack nalał whisky w ciężkie kryształowe szklanki
i wręczył jedną Rafe'owi. Sam uniósł swoją w toaście.
176 " KOWBOJ
- Za twoje zwycięstwo - oznajmił. - Teraz jesteś
my jeden do jednego, prawda? Rok temu ja przejÄ…Å‚em
Spencera, a teraz ty - Ellingtona.
- To nie jest takie proste, jak ci siÄ™ wydaje, Moorc
roft. Przejrzyj dokładnie wydruk na samym końcu.
Moorcroft z wahaniem otworzył teczkę. Znalazł
ostatnią stronę, zawierającą szczegółowe prognozy
finansowe i wydruk. Przeczytał ją dokładnie i spojrzał
na Rafe'a.
- Przejrzałem. I co?
- Ellington był dopiero pierwszym krokiem.
- Aha. Potem ma być Brisken.
- A potem Carlisle.
Jack drgnÄ…Å‚.
- Carlisle? - Moorcorft powolnym gestem za
mknął teczkę. - Carlisle ma obecnie największe udzia
ły w Moorcroft Industries". Wystarczy, że przejmiesz
nad nimi kontrolę, a będę ugotowany.
- Dokładnie, mój drogi.
Moorcroft jednym haustem wypił swoją whisky.
Palce, kurczowo ściskające szklankę, zbielały. Mimo
to spokojnie odstawił ją na miejsce.
- Słowem, miałem rację - stwierdził miękko. - Po
lowałeś na mnie.
- Owszem - przyznał Rafe, w zamyśleniu wpat
rujÄ…c siÄ™ w niebo za oknem. - Ellingotn, Brisken,
Carlisle, a potem Moorcroft. Kostki domina upadnÄ…
w równiutkim szeregu.
- Dlaczego mi to już teraz mówisz? W ten sposób
dajesz mi czas do podjęcia działań.
- Ponieważ zrezygnowałem ze swoich planów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]