[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śadne z nas nic nie słyszało, ani nie widziało.
Nie spodziewaliście się niczego. Zaczarowałam kamień tak, by ka\dy, kto wejdzie do
mego pokoju, zapomniał całkowicie, po co przyszedł. Mógł jeszcze nie odzyskać rozumu do
końca. Był na tyle zdezorientowany, \e zostawił ten pierścień.
Pokazała mu srebrny pierścień misternej roboty, lecz Conan nie widział go wcześniej u nikogo
w forcie. Pokręcił głową.
Czemu nie zaczarowałaś kamienia tak, by uśmiercić lub sparali\ować intruza?
Conanie, myślę podobnie jak ty czy Raihna. Im mniej osób wie, kim naprawdę jestem, tym
lepiej. Chyba nawet Khezalowi nie powiedzieliście, prawda?
Prawda. Ale nie postawiłbym kubka wina, \e on się nie dowie. Poprowadzi nas bardzo
przenikliwy człowiek.
Dwaj przenikliwi ludzie, Conanie. Je\eli Khezal pozwoli ci zrobić wszystko, co mo\esz, a
pozwoli, jeśli nie jest głupcem.
Conan odpowiedział uśmiechem na pochlebstwo, ale na tym koniec. Wyczuwał, \e nie
usłyszał wszystkiego, ale mo\e lepiej. No, chyba \e ruszasz do walki w ignorancji. Wtedy równie
dobrze mo\esz sam sobie poder\nąć gardło i oszczędzić fatygi wrogom&
U\yłam jeszcze jednego zaklęcia. Miało ono sprawić, \e Kamień zachował obraz tego, kto
próbowałby go ukraść. Widząc obraz, potrafiłabym rozpoznać tego człowieka na pierwszy rzut
oka.
To mogłoby zdradzić twoją moc, ale jeden wróg mniej, to nie jest zła rzecz, jak sądzę. Czy
mam rozumieć, \e zaklęcie nie podziałało?
Illyana zaczerwieniła się nieznacznie.
Tak. Sądziłam, \e mam ju\ za sobą takie błędy. Wierzę, \e tak. Jednak zaklęcie nie
zadziałało tak, jak chciałam. Czy to moja wina, czy przejaw woli Kamienia?
Poranne niebo pociemniało, powiał chłodniejszy wiatr. Conan nie umiał określić tego, co czuł.
Wychylił kubek jednym haustem, nalał następny i podał Illyanie. Wzięła go. I choć sprawiała
wra\enie, \e sączy wino, kiedy oddała mu kubek, ten był w dwóch trzecich pusty.
Wino mocniej zabarwiło jej policzki. Chyba te\ umocniło IIlyanę w przekonaniu, by nie
Strona 65
Green Roland - Conan mę\ny
mówić nic więcej o tym, co mogło się stać z jej Kamieniem choć było to mniej wa\ne ni\ w
przypadku Kamienia Eremiusa.
Conan odstawił kubek i wstał. Je\eli Illyana nie chciała powiedzieć nic więcej, to nie przez
kaprys. Na tyle cenił jej osąd.
Do \adnego czarodzieja czy czarodziejki nie potrafiłby mieć zaufania. Jednak Illyana
wiedziała co robi lepiej, ni\ jakikolwiek inny mag, a co więcej naprawdę miała poczucie honoru.
Mimo wszystko cię\ko było ruszać na tę walkę z myślą, \e być mo\e, magowie nie byli
prawdziwymi panami całej mocy, jaką przywołali.
XV
W półmroku, za plecami Bory zapłakało dziecko. Czy to było to samo, które uratował tamtej
nocy we wsi, po tym jak rodzice pozostawili je w panice? Bora był zbyt zmęczony, by zaprzątać
sobie tym głowę.
Tak naprawdę był zbyt zmęczony, by dalej uciekać i to nie tylko dlatego, ze myśli, i został
nowym przywódcą wioski cią\yło mu niczym młyński kamień. Po prostu cię\ko mu było stawiać
jedną nogę za drugą na tyle sprawnie, by kroczyć na czele kobiet i dzieci.
śeby tak pozbyć się cię\aru przywództwa i zmęczenia, przysiąść na jakimś głazie i patrzeć jak
mijają go mieszkańcy wioski, jeden za drugim niemal\e modlił się o to. Niemal\e. Za ka\dym
razem, gdy szykował się do takiej modlitwy, zaczynał myśleć o poszeptywaniach wieśniaków.
Bora zdawał sobie sprawę, \e był jednym z tych, którzy zostali bohaterami, poniewa\ bardziej
bali się głosów ludzi za swymi plecami ni\ mieczy czy łuków przed sobą.
Półmrok wdrapywał się po zboczu, a niebo na zachodzie zmieniało barwę na purpurową.
Nawet gdyby droga była gładszą i tak marzs był mordęgą, jednak trzeba było iść naprzód. Pod
osłoną ciemności, pan demonów mógł wysłać je ponownie. Mo\e ju\ teraz były na tropie
wieśniaków, spragnione ich krwi& Hej tam! Kto idzie?
To był głos łucznika, który został wysłany na przód kolumny, by wzmocnić zwiadowców.
Pozostali łucznicy z osady maszerowali na tyłach, tam gdzie demony mogły uderzyć z
największym prawdopodobieństwem.
Bora ładował swoją procę, gdy usłyszał odpowiedz w zaskakująco znajomym głosie.
Tu Kemal. Są ze mną \ołnierze z fortu Zheman. Jesteście bezpieczni!
Reszta tego, co mówił Kemal, utonęła w okrzykach radości i szlochach mieszkańców wioski.
Sam Bora zatańczyłby, gdyby miał na to siły. Myślał na tyle trzezwo, by pójść, a nie pobiec do
Kemala.
Jego przyjaciel siedział na grzbiecie obcego konia.
Gdzie Wicher? brzmiało pierwsze pytanie Bory.
Był zbyt wycieńczony na drogę powrotną. Kapitan Conan wystarał się o miejsce w stajni i
paszę dla niego, a dla mnie o nowego wierzchowca.
Bora zauwa\ył, \e jego przyjaciel nie jest sam. Na kawaleryjskim koniu siedział potę\ny,
ciemnowłosy mę\czyzna, a za nim jasnowłosa kobieta w męskim stroju, uzbrojona jak wojownik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
śadne z nas nic nie słyszało, ani nie widziało.
Nie spodziewaliście się niczego. Zaczarowałam kamień tak, by ka\dy, kto wejdzie do
mego pokoju, zapomniał całkowicie, po co przyszedł. Mógł jeszcze nie odzyskać rozumu do
końca. Był na tyle zdezorientowany, \e zostawił ten pierścień.
Pokazała mu srebrny pierścień misternej roboty, lecz Conan nie widział go wcześniej u nikogo
w forcie. Pokręcił głową.
Czemu nie zaczarowałaś kamienia tak, by uśmiercić lub sparali\ować intruza?
Conanie, myślę podobnie jak ty czy Raihna. Im mniej osób wie, kim naprawdę jestem, tym
lepiej. Chyba nawet Khezalowi nie powiedzieliście, prawda?
Prawda. Ale nie postawiłbym kubka wina, \e on się nie dowie. Poprowadzi nas bardzo
przenikliwy człowiek.
Dwaj przenikliwi ludzie, Conanie. Je\eli Khezal pozwoli ci zrobić wszystko, co mo\esz, a
pozwoli, jeśli nie jest głupcem.
Conan odpowiedział uśmiechem na pochlebstwo, ale na tym koniec. Wyczuwał, \e nie
usłyszał wszystkiego, ale mo\e lepiej. No, chyba \e ruszasz do walki w ignorancji. Wtedy równie
dobrze mo\esz sam sobie poder\nąć gardło i oszczędzić fatygi wrogom&
U\yłam jeszcze jednego zaklęcia. Miało ono sprawić, \e Kamień zachował obraz tego, kto
próbowałby go ukraść. Widząc obraz, potrafiłabym rozpoznać tego człowieka na pierwszy rzut
oka.
To mogłoby zdradzić twoją moc, ale jeden wróg mniej, to nie jest zła rzecz, jak sądzę. Czy
mam rozumieć, \e zaklęcie nie podziałało?
Illyana zaczerwieniła się nieznacznie.
Tak. Sądziłam, \e mam ju\ za sobą takie błędy. Wierzę, \e tak. Jednak zaklęcie nie
zadziałało tak, jak chciałam. Czy to moja wina, czy przejaw woli Kamienia?
Poranne niebo pociemniało, powiał chłodniejszy wiatr. Conan nie umiał określić tego, co czuł.
Wychylił kubek jednym haustem, nalał następny i podał Illyanie. Wzięła go. I choć sprawiała
wra\enie, \e sączy wino, kiedy oddała mu kubek, ten był w dwóch trzecich pusty.
Wino mocniej zabarwiło jej policzki. Chyba te\ umocniło IIlyanę w przekonaniu, by nie
Strona 65
Green Roland - Conan mę\ny
mówić nic więcej o tym, co mogło się stać z jej Kamieniem choć było to mniej wa\ne ni\ w
przypadku Kamienia Eremiusa.
Conan odstawił kubek i wstał. Je\eli Illyana nie chciała powiedzieć nic więcej, to nie przez
kaprys. Na tyle cenił jej osąd.
Do \adnego czarodzieja czy czarodziejki nie potrafiłby mieć zaufania. Jednak Illyana
wiedziała co robi lepiej, ni\ jakikolwiek inny mag, a co więcej naprawdę miała poczucie honoru.
Mimo wszystko cię\ko było ruszać na tę walkę z myślą, \e być mo\e, magowie nie byli
prawdziwymi panami całej mocy, jaką przywołali.
XV
W półmroku, za plecami Bory zapłakało dziecko. Czy to było to samo, które uratował tamtej
nocy we wsi, po tym jak rodzice pozostawili je w panice? Bora był zbyt zmęczony, by zaprzątać
sobie tym głowę.
Tak naprawdę był zbyt zmęczony, by dalej uciekać i to nie tylko dlatego, ze myśli, i został
nowym przywódcą wioski cią\yło mu niczym młyński kamień. Po prostu cię\ko mu było stawiać
jedną nogę za drugą na tyle sprawnie, by kroczyć na czele kobiet i dzieci.
śeby tak pozbyć się cię\aru przywództwa i zmęczenia, przysiąść na jakimś głazie i patrzeć jak
mijają go mieszkańcy wioski, jeden za drugim niemal\e modlił się o to. Niemal\e. Za ka\dym
razem, gdy szykował się do takiej modlitwy, zaczynał myśleć o poszeptywaniach wieśniaków.
Bora zdawał sobie sprawę, \e był jednym z tych, którzy zostali bohaterami, poniewa\ bardziej
bali się głosów ludzi za swymi plecami ni\ mieczy czy łuków przed sobą.
Półmrok wdrapywał się po zboczu, a niebo na zachodzie zmieniało barwę na purpurową.
Nawet gdyby droga była gładszą i tak marzs był mordęgą, jednak trzeba było iść naprzód. Pod
osłoną ciemności, pan demonów mógł wysłać je ponownie. Mo\e ju\ teraz były na tropie
wieśniaków, spragnione ich krwi& Hej tam! Kto idzie?
To był głos łucznika, który został wysłany na przód kolumny, by wzmocnić zwiadowców.
Pozostali łucznicy z osady maszerowali na tyłach, tam gdzie demony mogły uderzyć z
największym prawdopodobieństwem.
Bora ładował swoją procę, gdy usłyszał odpowiedz w zaskakująco znajomym głosie.
Tu Kemal. Są ze mną \ołnierze z fortu Zheman. Jesteście bezpieczni!
Reszta tego, co mówił Kemal, utonęła w okrzykach radości i szlochach mieszkańców wioski.
Sam Bora zatańczyłby, gdyby miał na to siły. Myślał na tyle trzezwo, by pójść, a nie pobiec do
Kemala.
Jego przyjaciel siedział na grzbiecie obcego konia.
Gdzie Wicher? brzmiało pierwsze pytanie Bory.
Był zbyt wycieńczony na drogę powrotną. Kapitan Conan wystarał się o miejsce w stajni i
paszę dla niego, a dla mnie o nowego wierzchowca.
Bora zauwa\ył, \e jego przyjaciel nie jest sam. Na kawaleryjskim koniu siedział potę\ny,
ciemnowłosy mę\czyzna, a za nim jasnowłosa kobieta w męskim stroju, uzbrojona jak wojownik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]