[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Henryk.
Nagle wydał okrzyk zóiwienia. Podbiegł do łóżka, schylił się i z pod nocnej szafki
wydobył but żółty.
Mam moją zgubę! zawołał.
Oby wszystkie przykrości zostały równie szybko usunięte życzył mu Sherlock
Holmes.
To jednak óiwne! zauważył doktor Mortimer. Przeszukałem starannie cały
pokój przed śniadaniem&
I ja także wtrącił sir Baskerville.
Wtedy nie było buta.
Zapewne posługacz podrzucił go w czasie naszej nieobecności.
Posłaliśmy po Niemca, ale twieróił, że o niczym nie wie i nie umiał wyjaśnić tego
óiwnego zdarzenia.
Więc znowu jedna zagadka powiększyła szereg drobnych tajemnic, następujących tak
szybko po sobie. Nie licząc już śmierci sir Karola, w ciągu dwóch dni wpadaliśmy z jed-
nego zóiwienia w drugie, łamiąc sobie głowę: to nad drukowanym listem, to nad zja-
wieniem się szpiegów, nad zniknięciem żółtego, to czarnego buta. Odnalezienie żółtego
było nowym sękiem.
Holmes nie oóywał się, jadąc ze mną na Baker Street; po jego ściągniętych brwiach
domyślałem się, że waży w myśli te wszystkie okoliczności i wysnuwa z nich wnioski.
Przez całe popołudnie, aż do wieczora, sieóiał w obłokach dymu.
Przed samym obiadem wręczono mu dwie depesze: Pierwsza brzmiała w te słowa:
Doniesiono mi, że Barrymore jest na miejscu.
Baskerville .
Treść drugiej depeszy była następująca:
Zwieóiłem dwaóieścia trzy hotele wskazane, ale nie mogłem znalezć owego i esa.
ar erri .
A więc obie moje nici zerwane rzekł Holmes. Nic mnie tak nie podnieca,
jak niepowoóenie. Musimy szukać innej drogi.
Pozostaje jeszcze dorożkarz, który woził nieznajomego.
Telefonowałem do biura policji, aby dowieóiano się o jego nazwisku. Ktoś ówoni.
To może odpowiedz?
Było to coś więcej. Do pokoju wszedł dorożkarz we własnej osobie.
Doniesiono mi z policji, że ktoś, mieszkający pod tym adresem, wypytuje o Nr
2704 rzekł ów człowiek o twarzy dobrodusznej. Jeżdżę już siedem lat i nikt na
mnie nigdy skargi nie wnosił, więc baróo mnie to zaóiwiło i przyjechałem, żeby się
dowieóieć, co pan ma przeciwko mnie.
arthur conan doyle Pies Baskerville'ów 20
Nie mam przeciwko wam nic zgoła, mój przyjacielu odparł Holmes a wła-
ściwie mam dla was pół suwerena, jeżeli potraficie odpowieóieć jasno i dokładnie na
moje pytania.
òisiaj widocznie dobry óieÅ„ szepnÄ…Å‚ dorożkarz. Czym panu mogÄ™ sÅ‚użyć.
Przede wszystkim podaj mi swój adres, na wszelki wypadek.
John Clayton, Turpey Street Nr 3. Stoję z dorożką na Shipley-Yard, w pobliżu
dworca Waterloo.
Sherlock Holmes zapisał to sobie.
A teraz, Clayton, powieó mi wszystko, co wiesz o panu, który stał pod tym
domem o óiesiątej rano, a potem kazał ci jechać za dwoma gentlemanami przez Regent-
-Street.
Dorożkarz spojrzał na niego ze zóiwieniem.
Cóż ja panu mam mówić, kiedy pan sam wie wszystko odparł. Ten pan
powieóiał mi, że należy do policji, że jest e ek we , i kazał milczeć.
Mój przyjacielu, sprawa jest baróo ważna i możesz się znalezć w trudnym po-
łożeniu, jeśli zachowasz to, co wiesz, dla siebie rzekł Holmes. A więc ten pan ci
mówił, że jest detektywem?
Tak, proszÄ™ pana.
A kiedy ci to powieóiał?
Wysiadając z dorożki.
Czy wymienił swoje nazwisko?
Tak.
Holmes rzucił mi triumfujące spojrzenie.
To było baróo nieostrożnie rzekł. Jak się nazywa?
Sherlock Holmes.
Nigdy jeszcze nie wióiałem mojego przyjaciela tak zdumionym. Spuścił głowę i mil-
czał. Wreszcie wybuchnął śmiechem.
A to szczwany lis! Zadrwił sobie ze mnie. Lubię takich! Powieóiał, że się nazywa
Sherlock Holmes?
Tak.
Dobrze. Powieó mi teraz, w którym miejscu wsiadł do dorożki i co było potem?
Zawołał na mnie o wpół do óiesiątej na Trafalgar-Square. Powieóiał od razu, że
jest detektywem i ofiarował mi dwie gwinee, jeżeli przez cały óień będę spełniał jego
rozkazy i o nic pytał nie będę. Zgoóiłem się chętnie. Naprzód pojechaliśmy pod hotel
Northumberland i czekaliśmy tam, aż dwóch gentlemanów wyszło. Wsiedli do dorożki.
Jechaliśmy za nimi; wysiedli góieś tutaj w pobliżu.
Weszli do tego domu?
Nie pamiętam dokładnie, ale mój gość wióiał i zapamiętał. Stanęliśmy opodal
i czekaliśmy półtorej goóiny. Potem ci gentlemanowie przeszli mimo nas, mój pan kazał
mi jechać powoli przez Baker-Street a potem przez Regent Street, do połowy. Wtedy
gentleman spuścił okienko i krzyknął, żebym jechał prosto na dworzec Waterloo, co koń
wyskoczy. Zaciąłem szkapę i dojechaliśmy w óiesięć minut. Wysiadając, odwrócił się do
mnie i rzekł: Może ciekaw bęóiesz dowieóieć się, kogo wiozłeś? Jestem Sherlock
Holmes .
A nie wióiałeś go już potem?
Nie.
Jakże ten pan Sherlock Holmes wyglądał?
Dorożkarz podrapał się w głowę.
Nie tak łatwo go opisać. Miał może lat czteróieści, był średniego wzrostu, ze dwa
cale niższy od pana, ubrany był porządnie, miał dużą, czarną brodę przyciętą spiczasto,
i był baróo blady.
Jakie miał oczy?
Nie wiem.
Nie zapamiętałeś nic więcej?
Nic.
Masz swoje pół suwerena; dostaniesz drugie pół, jak mi doniesiesz coś więcej.
Dobranoc.
arthur conan doyle Pies Baskerville'ów 21
Dobranoc panu i óiękuję.
John Clayton wyszedł, uradowany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Henryk.
Nagle wydał okrzyk zóiwienia. Podbiegł do łóżka, schylił się i z pod nocnej szafki
wydobył but żółty.
Mam moją zgubę! zawołał.
Oby wszystkie przykrości zostały równie szybko usunięte życzył mu Sherlock
Holmes.
To jednak óiwne! zauważył doktor Mortimer. Przeszukałem starannie cały
pokój przed śniadaniem&
I ja także wtrącił sir Baskerville.
Wtedy nie było buta.
Zapewne posługacz podrzucił go w czasie naszej nieobecności.
Posłaliśmy po Niemca, ale twieróił, że o niczym nie wie i nie umiał wyjaśnić tego
óiwnego zdarzenia.
Więc znowu jedna zagadka powiększyła szereg drobnych tajemnic, następujących tak
szybko po sobie. Nie licząc już śmierci sir Karola, w ciągu dwóch dni wpadaliśmy z jed-
nego zóiwienia w drugie, łamiąc sobie głowę: to nad drukowanym listem, to nad zja-
wieniem się szpiegów, nad zniknięciem żółtego, to czarnego buta. Odnalezienie żółtego
było nowym sękiem.
Holmes nie oóywał się, jadąc ze mną na Baker Street; po jego ściągniętych brwiach
domyślałem się, że waży w myśli te wszystkie okoliczności i wysnuwa z nich wnioski.
Przez całe popołudnie, aż do wieczora, sieóiał w obłokach dymu.
Przed samym obiadem wręczono mu dwie depesze: Pierwsza brzmiała w te słowa:
Doniesiono mi, że Barrymore jest na miejscu.
Baskerville .
Treść drugiej depeszy była następująca:
Zwieóiłem dwaóieścia trzy hotele wskazane, ale nie mogłem znalezć owego i esa.
ar erri .
A więc obie moje nici zerwane rzekł Holmes. Nic mnie tak nie podnieca,
jak niepowoóenie. Musimy szukać innej drogi.
Pozostaje jeszcze dorożkarz, który woził nieznajomego.
Telefonowałem do biura policji, aby dowieóiano się o jego nazwisku. Ktoś ówoni.
To może odpowiedz?
Było to coś więcej. Do pokoju wszedł dorożkarz we własnej osobie.
Doniesiono mi z policji, że ktoś, mieszkający pod tym adresem, wypytuje o Nr
2704 rzekł ów człowiek o twarzy dobrodusznej. Jeżdżę już siedem lat i nikt na
mnie nigdy skargi nie wnosił, więc baróo mnie to zaóiwiło i przyjechałem, żeby się
dowieóieć, co pan ma przeciwko mnie.
arthur conan doyle Pies Baskerville'ów 20
Nie mam przeciwko wam nic zgoła, mój przyjacielu odparł Holmes a wła-
ściwie mam dla was pół suwerena, jeżeli potraficie odpowieóieć jasno i dokładnie na
moje pytania.
òisiaj widocznie dobry óieÅ„ szepnÄ…Å‚ dorożkarz. Czym panu mogÄ™ sÅ‚użyć.
Przede wszystkim podaj mi swój adres, na wszelki wypadek.
John Clayton, Turpey Street Nr 3. Stoję z dorożką na Shipley-Yard, w pobliżu
dworca Waterloo.
Sherlock Holmes zapisał to sobie.
A teraz, Clayton, powieó mi wszystko, co wiesz o panu, który stał pod tym
domem o óiesiątej rano, a potem kazał ci jechać za dwoma gentlemanami przez Regent-
-Street.
Dorożkarz spojrzał na niego ze zóiwieniem.
Cóż ja panu mam mówić, kiedy pan sam wie wszystko odparł. Ten pan
powieóiał mi, że należy do policji, że jest e ek we , i kazał milczeć.
Mój przyjacielu, sprawa jest baróo ważna i możesz się znalezć w trudnym po-
łożeniu, jeśli zachowasz to, co wiesz, dla siebie rzekł Holmes. A więc ten pan ci
mówił, że jest detektywem?
Tak, proszÄ™ pana.
A kiedy ci to powieóiał?
Wysiadając z dorożki.
Czy wymienił swoje nazwisko?
Tak.
Holmes rzucił mi triumfujące spojrzenie.
To było baróo nieostrożnie rzekł. Jak się nazywa?
Sherlock Holmes.
Nigdy jeszcze nie wióiałem mojego przyjaciela tak zdumionym. Spuścił głowę i mil-
czał. Wreszcie wybuchnął śmiechem.
A to szczwany lis! Zadrwił sobie ze mnie. Lubię takich! Powieóiał, że się nazywa
Sherlock Holmes?
Tak.
Dobrze. Powieó mi teraz, w którym miejscu wsiadł do dorożki i co było potem?
Zawołał na mnie o wpół do óiesiątej na Trafalgar-Square. Powieóiał od razu, że
jest detektywem i ofiarował mi dwie gwinee, jeżeli przez cały óień będę spełniał jego
rozkazy i o nic pytał nie będę. Zgoóiłem się chętnie. Naprzód pojechaliśmy pod hotel
Northumberland i czekaliśmy tam, aż dwóch gentlemanów wyszło. Wsiedli do dorożki.
Jechaliśmy za nimi; wysiedli góieś tutaj w pobliżu.
Weszli do tego domu?
Nie pamiętam dokładnie, ale mój gość wióiał i zapamiętał. Stanęliśmy opodal
i czekaliśmy półtorej goóiny. Potem ci gentlemanowie przeszli mimo nas, mój pan kazał
mi jechać powoli przez Baker-Street a potem przez Regent Street, do połowy. Wtedy
gentleman spuścił okienko i krzyknął, żebym jechał prosto na dworzec Waterloo, co koń
wyskoczy. Zaciąłem szkapę i dojechaliśmy w óiesięć minut. Wysiadając, odwrócił się do
mnie i rzekł: Może ciekaw bęóiesz dowieóieć się, kogo wiozłeś? Jestem Sherlock
Holmes .
A nie wióiałeś go już potem?
Nie.
Jakże ten pan Sherlock Holmes wyglądał?
Dorożkarz podrapał się w głowę.
Nie tak łatwo go opisać. Miał może lat czteróieści, był średniego wzrostu, ze dwa
cale niższy od pana, ubrany był porządnie, miał dużą, czarną brodę przyciętą spiczasto,
i był baróo blady.
Jakie miał oczy?
Nie wiem.
Nie zapamiętałeś nic więcej?
Nic.
Masz swoje pół suwerena; dostaniesz drugie pół, jak mi doniesiesz coś więcej.
Dobranoc.
arthur conan doyle Pies Baskerville'ów 21
Dobranoc panu i óiękuję.
John Clayton wyszedł, uradowany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]