[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobra, Nick, przeproś i wynośmy się stąd. - Przeniósł wzrok
na Seana. - Mój przyjaciel nie zna dobrze Millbrook. Chcieliśmy
znaleźć dyskotekę i zjechaliśmy z szosy za wcześnie. To
wszystko. Wysiądziemy i popchniemy samochód.
- Wysiądziecie, zbierzecie wszystkie puszki, a potem
przejdziecie do mojego dżipa. Chcę zapisać imię, nazwisko i
adres każdego z was.
- A kim pan jest?
- Jestem porucznik Branigan - odparł Sean.
- O Boże, glina. Doniesie nauczycielom i na pewno wylecisz z
drużyny, Hollins.
- Jest strażakiem, nie gliną. Gorzej jednak, że do niego należą
te pola - mruknął Nick.
- O kurde, to Branigan? Nick trącił łokciem kolegę.
- Po prostu zamknij się. Tak, to Branigan.
60
Sean wsunął rękę przez okno, otwierając wymownie dłoń. Z
cichym westchnieniem Nick oddał mu kluczyki.
- Czy zamierza pan powiedzieć o wszystkim trenerowi
Morrisowi? - Nick Hollins stał oparty o poręcz schodów. Julia
Hollins przytrzymywała poły szlafroka, opierając się o oklejoną
tapetą ścianę.
- Nie - poinformował go Sean.
- Rozumiem, że zostałem zwolniony.
- Nie, jeszcze nie. Myślę, że teraz będziesz uwijał się w pracy
jak nigdy przedtem.
- Ale nawaliłem.
- Jeśli nie pokażesz się jutro, wtedy nawalisz. Jest prawie
północ i nie mam zamiaru budzić teraz pół miasta, by znaleźć
kogoś na zastępstwo. Oczekuję cię przed stodołą, niezależnie od
tego, czy masz na to ochotę, czy nie.
- Musimy ściągnąć twój wóz - zwrócił się Sean teraz do Julii.
- Podwiozę cię.
- Poczekaj, aż włożę na siebie coś bardziej odpowiedniego.
Jej oczy błyszczały gniewnie, a początkowe zaskoczenie
przemieniło się w rozpacz. Świeżo umyte i wysuszone włosy
rozsypały się po ramionach. Czuła się tak jak wówczas w
ogrodzie - zmieszana i bezbronna.
Sean postanowił zaczekać w samochodzie. Kiedy otwierał już
drzwi, Nick zawołał do niego ze szczytu schodów:
- Panie Branigan?
- Tak?
- Dziękuję.
- Porozmawiamy o tym później.
- Obawiałem się, że pan to powie.
- Innym razem. - Sean wskazał schody i wyszedł. Julia
popychała syna przed sobą. Przed drzwiami swojego pokoju
odwrócił się.
- Nie jestem pijany, mamo.
61
- To marna pociecha. Idź do łóżka. Nie chcę, żeby Sean
musiał czekać. Już i tak jest wystarczająco rozgniewany. Rano
omówimy parę spraw.
- Posłuchaj, przepraszam. W porządku? Nie jestem doskonały.
Nawaliłem.
- I to bardzo. Idź do łóżka. Porozmawiamy rano. Muszę się
uspokoić, a ty wyspać. - W swoim pokoju Julia naciągnęła
szybko dżinsy i zaklęła. Jej staniki, figi, rajstopy znajdowały się
właśnie w pralce. Szybko odnalazła najobszerniejszy ze
swetrów, a na szyi zawiązała czerwoną bawełnianą apaszkę.
Zbiegając po schodach, przyciskała dłoń do piersi, by
powstrzymać ich kołysanie się.
Gdy tylko otworzyła drzwi dżipa, natychmiast zaczęła
dziękować Seanowi. Po chwili jednak załamał się jej głos i
musiała powstrzymywać łzy. Kosmykami włosów otarła oczy.
- Zapomniałam kurtki.
- Wsiadaj. Z tyłu jest wełniana koszula. Możesz ją włożyć. W
samochodzie jest ciepło.
Pociągnęła nosem, mocując się w mroku z pasem
bezpieczeństwa.
- Julio?
- Nic takiego. To niepodobne do mnie. Nie mogę znaleźć
drugiego końca tego głupiego pasa.
Sean włączył światło i pomógł jej zapiąć pas. Napięty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl