[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Połączenie jednego z drugim zbijało z nóg.
191
Nieco pózniej zadzwonił Nick i powie-
dział, iż ma nadzieję, że do Helen nie
dzwoniły jakieś dziewczyny, wygadujące
głupoty. Helen stwierdziła, że nic z tego
wszystkiego nie rozumie i prosiła męża,
żeby nie wracał do domu swoim samocho-
dem. Nick odparł, że musi odwiezć tę głu-
pią gąskę, która robi z siebie idiotkę. Odło-
żył słuchawkę, zanim Helen zdążyła go
poprosić, żeby wziął taksówkę.
Nick opowiadał jej pózniej, że tej podró-
ży nie zapomni do końca życia. Jazda była
gorsza od samego wypadku.
Ulice stały się nieoczekiwanie wrogie.
W powietrzu wisiał niepokój. Zwiatła sa-
mochodów wyglądały groznie. Zza szyb
zalanych deszczem spoglądali na niego
inni kierowcy. Wkoło rozlegało się bynaj-
mniej nie świąteczne trąbienie klaksonów.
Słychać było przekleństwa.
Siedząca obok Virginia wymiotowała,
192
szlochała i kurczowo czepiała się jego ra-
mienia. Nie chciała dzwonić do Helen, ale
nagle uznała, że żona Nicka powinna wie-
dzieć. Wcześniej tego dnia Virginia powie-
działa Nickowi, że na święta Bożego Naro-
dzenia wyjeżdża z kimś innym. W samo-
chodzie jednak ogarnęły ją wątpliwości,
była smutna i koniecznie chciała usłyszeć,
że dobrze zrobiła. Nick całą uwagę kon-
centrował na prowadzeniu auta, więc nic
jej nie odpowiadał. Virginia gwałtownie
szarpnęła go za ramię i samochód zjechał
na drugą stronę jezdni, prosto pod cięża-
rówkę.
Virginia straciła dwa zęby, miała złama-
ne ramię i dwa pęknięte żebra. Nickowi na
trzy lata odebrano prawo jazdy. Firma stra-
ciła samochód, ponieważ jednak kilka mie-
sięcy pózniej straciła również Nicka i
większość jego kolegów, samochód nie był
w końcu aż tak wielką stratą. Sprawa cią-
193
gnęła się bez końca. Firmy ubezpieczenio-
we obu stron ciągle domagały się nowych
wyjaśnień. Virginia udzieliła jednej z gazet
wywiadu. Powiedziała, że rany na twarzy
mogą zmniejszyć jej szansę na zamążpój-
ście i przyznała, że miała romans z żona-
tym mężczyzną z biura i że on zniszczył jej
życie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto prze-
czytawszy w gazecie coś ciekawego, poka-
że innym. Tym razem także znalazła się
osoba, która wysłała artykuł przyjaciółce
mamy, pannie O Connor, z podkreśloną
nazwą firmy i komentarzem, że dziwnym
zbiegiem okoliczności dzień wypadku i
inne, znane matce Helen, szczegóły wska-
zują na Nicka.
Przez dwa lata matce Helen udawało się
nie mówić o tym głośno, chociaż wiele
razy czyniła wyrazne aluzje. Ale dzisiaj
rano sprawa została wreszcie wyciągnięta.
Helen nie była na to przygotowana.
194
 Przepraszam  szepnęła, spuszczając
wzrok.  Byłeś wspaniały, a ja wszystko
zniszczyłam. Podczas obiadu będzie się
dąsała, nie da się tego uniknąć.
Nick grzał zmarznięte dłonie o kubek z
herbatą przyjemnie pachnącą brandy. Na
dole matka Helen głośno trzaskała
drzwiczkami szafek. Oczywiste, co chce
im dać do zrozumienia: jest zdenerwowana
i zmartwiona; kiedy wreszcie zejdą na dół,
nie zaznają spokoju.
 %7łałuję, że przyjechaliśmy. Przynaj-
mniej te święta mogliśmy spędzić w domu,
we dwoje tylko z Hitchcockiem  powie-
działa Helen.
Miała wrażenie, że oczy Nicka dziwnie
lśnią, chociaż może to tylko herbata z
brandy zakręciła jej w głowie.
 Ciekawa jestem, ile miligramów jest w
tej herbacie  powiedziała, chcąc rozchmu-
rzyć męża. Nick odwrócił głowę i spojrzał
195
na Helen. Miała rację, w jego oczach lśniły
łzy.
 Pamiętasz ten talerz, który stłukłaś kil-
ka lat temu?  spytał.
Helen była zdziwiona.
 Tak. Mama miała do mnie wielki żal.
 Skleiłem go, pamiętasz? Pęsetą do
brwi przytrzymywałaś kawałki porcelany,
a ja smarowałem je klejem.
 Zrobiłeś to bardzo dobrze, w ogóle nie
było widać śladów łączenia.
Nie wiedziała, dlaczego Nick przypomi-
na o czymś, co wydarzyło się przed laty.
Czy dlatego, że wówczas matka Helen
była bardzo nieprzyjemna, a Nick załago-
dził sytuację?
 Kiedy skończyliśmy, mama chciała
natychmiast używać talerza, musieliśmy
jednak kazać odłożyć go na jakiś czas na
najwyższą półkę, żeby klej stwardniał.
Mimo że talerz wyglądał normalnie, nie
196
nadawał się do użytku. Rozpadłby się,
gdyby coś na nim położyć.
 Pamiętam. Ustawiliśmy go na specjal-
nym stojaku na porcelanę?  bardziej spy-
tała niż stwierdziła.
Dlaczego on o tym przypomina?
 Gdyby ktoś wszedł do pokoju, pomy-
ślałby, że talerz jest dobry. Nie miałby po-
wodu uważać inaczej. Ale to nieprawda.
Klej musiał stwardnieć. W końcu można
było używać talerza, ale przez długi czas
był właściwie tylko atrapą naczynia.
 I co z tego?
 Tak samo jest z nami. Udajemy przed
twoją matką, że jesteśmy prawdziwymi ta-
lerzami. Nie chcemy, żeby widziała pęk-
nięcia i ślady kleju. W jej obecności zacho-
wujemy się nienaturalnie. Sami jeszcze nie
mamy pewności, czy to, co pokazujemy na
zewnątrz, jest prawdziwe, czy nie  powie-
dział Nick bardzo poważnym głosem.
197
 Wydaje mi się, że nic lepszego nie
mogliśmy zrobić. Owszem, moglibyśmy
wybrać nie kończące się dyskusje, analizy,
roztrząsanie tego, co było i dlaczego, ale...
czy ja wiem? Czy to byłoby lepsze?
 Na pewno bardziej szczere. Może mia-
łaś ochotę wyrzucić mnie z domu, ale prze-
cież nie mogłaś, bo przez cały czas musie-
liśmy udawać przed twoją matką dobre,
kochające się małżeństwo.
 Uważam, że nasze małżeństwo w za-
sadzie jest bardzo udane. Jesteś innego
zdania?
 Mówisz to szczerze, czy ze względu
na swoją matkę?  spytał Nick.
 Mówię szczerze. Masz w tej sprawie
inne zdanie?
 Ja też uważam nasze małżeństwo za
udane, ale nie mnie o tym sądzić. Ja jestem
czarnym charakterem, niewiernym mężem
bez pracy, nieodpowiedzialnym, który pro-
198
wadził samochód po pijanemu.
 Nie bądz śmieszny. Było, minęło...
Stale ci to powtarzam.
 Udajesz z przyzwyczajenia. Jesteś
zbyt tolerancyjna...
 Posłuchaj!  powiedziała gniewnie
Helen.  Kiedy moja matka napada na cie-
bie, chciałabym cię bronić jak lwica. Kiedy
mówi o tobie zle, robi mi się ciemno w
oczach. Być może jej złośliwości wyszły
nam na dobre, bo próbując rozbić nasze
małżeństwo, zbliżyła nas do siebie.
 Myślisz, że to prawdziwy, mocny
klej? A może raczej wolimy udawać, że
wszystko jest w porządku?
 Dobrze byłoby sprawdzić, ale nie
wiem, jak. Z talerzem jest łatwiej. Można
zejść na dół, uderzyć nim o stół, a kiedy
się rozleci, stwierdzić, że był zle sklejony.
Nick rozchmurzył się.
 Wygląda na to, że wiele twojej mamie
199
zawdzięczamy. Dzięki niej nie podjęliśmy
żadnej decyzji, zanim klej nie stwardniał.
Bo teraz chyba już jest twardy? Zgodzisz
się ze mną, Helen?
Na dole coś huknęło raz, potem drugi,
na wypadek, gdyby pierwsze uderzenie
przeszło nie zauważone. Helen i Nick
wstali i zdjęli pościel z łóżka, na którym
nie będą dzisiaj musieli spać. Dla złośliwej
satysfakcji zaczęli przesuwać meble. Zro-
zumieli, że nie warto przyglądać się rysom
ani wypróbowywać siły spoiwa, żeby się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl