[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie trwa wiecznie i słodka, mała stabilizacja Billa pewnego dnia legła w gruzach, kiedy podszedł
do niego jakiś obcy robot, szepnął ,,Sic temper tyrannozaurus, podaj dalej" i zniknął.
To było hasło. Wybuchła rewolta!
. 16
Bill zamknął starannie drzwi swojego biura i po raz ostatni uruchomił mechanizm otwierający
tajne przejście. Fragment ściany odsunął się na bok, a właściwie nie tyle odsunął, co opadł z
donośnym łoskotem, tak często bowiem przez ów szczęśliwy rok, który Bill spędził jako pracownik
Dep. San., używano tej drogi. Nawet kiedy ściana była na miejscu, siedzący za swoim biurkiem
Bill czuł wyraznie chłodne powiewy dostające się do pokoju przez szerokie na palec szpary. Teraz
nie miało to jednak żadnego znaczenia. Kryzys, którego tak się obawiał, nadszedł i zanosiło się na
to, że bez względu na wynik rewolty nastąpią duże zmiany, a jego smutne doświadczenie nauczyło
go już, że wszelkie zmiany są wyłącznie na gorsze. Z ciężkim sercem przemierzył zasypane
gruzem pieczary, przelazł przez szyny, przebrnął przez wodę, wreszcie podał obowiązującą w tym
dniu odpowiedz mówiącemu straszliwie niewyraznie, bo z pełnymi ustami, antropofagowi. Pewnie
w ogólnym rozgardiaszu jakiś wywrotowiec podał nie to hasło, co trzeba. Bill zadrżał na tę myśl.
Nie był to zbyt dobry omen.
Bill, jak zwykle, zajął miejsce koło robotów - porządnych, solidnych typów, które pomimo swych
buntowniczych zapędów miały działające obwody posłuszeństwa. Z łomotał, jak zwykle,
domagając się spokoju, a Bill zbierał tymczasem siły przed czekającą go ciężką próbą. Już od kilku
miesięcy Pinkerton dopominał się o coś więcej niż tylko data zebrania i liczba obecnych. "Chcemy
faktów!" - powtarzał. "Zarób wreszcie na te pieniądze".
- Mam pytanie - powiedział Bill nieco drżącym głosem. Jego słowa wpadły jak bomby w zapadłą
po szaleńczym łomotaniu rewolwerem ciszę.
- To nie czas na pytania - odparł zirytowany X - tylko na działania.
- Nie mam nic przeciwko działaniu - zastrzegł się nerwowo Bill, świadom, że wszystkie ludzkie;
elektroniczne i mieszane organy wzroku skierowane są na jego osobę. - Chcę tylko wiedzieć dla
kogo działam. Nigdy nam pan nie powiedział, kto obejmie władzę po obaleniu Cesarza.
- Naszym przywódcą jest człowiek nazywający się X. To wszystko, co powinieneś wiedzieć.
- Ale pan też się tak nazywa!
- Wreszcie docierają do ciebie podstawowe zasady organizacyjne. Dla zdezorientowania
przeciwnika wszyscy przywódcy poszczególnych komórek nazywają się X.
- Nie wiem jak przeciwnik, ale ja na pewno jestem zdezorientowany...
- Gadasz jak kontrrewolucjonista! - wrzasnął X i wymierzył w Billa rewolwer. Wokół Billa
momentalnie zrobiło się pusto. Wszyscy pochowali się po kątach, uchodząc z pola ostrzału.
- Ależ skąd! Kocham rebelie jak każdy z obecnych! Niech żyje Bunt! - Złączył nad głową dłonie
w organizacyjnym pozdrowieniu i usiadł czym prędzej na miejsce. Reszta oddała pozdrowienie i Z,
trochę udobruchany, wskazał lufą rewolweru wielką, wiszącą na ścianie, mapę.
- Oto cel naszego ataku; elektrownia na Placu Szowinistów. Zbieramy się w pobliżu w małych
grupkach i o 00.16 przystępujemy do skomasowanego uderzenia. Nie spodziewamy się oporu, bo
elektrownia nie jest strzeżona. Przy wyjściu pobierzecie broń i pochodnie, a Zdeplanowani
otrzymają pisemne instrukcje; które umożliwią im dotarcie na miejsce zbiórki. Są jakieś pytania? -
wycelował rewolwer w przycupniętego jak trusia Billa. Pytań nie było.
- Znakomicie. Teraz wszyscy wstaniemy i odśpiewamy Hymn Chwalebnego Buntu.
Chórem ludzkich głosów i dzwięków, wydawanych przez modulatory częstotliwości, zaśpiewali:
Powstańcie o wy, więzniowie biurokracji,
zbuntowani Helioru robołnicy!
Dzwignijcie sztandar Buntu
pięścią, stopą, pistoletem, młotkiem i pazurem!
Podniesieni na duchu tym może nieco monotonnym ćwiczeniem ustawili się w kolejce po swoje
wyposażenie wywrotowca. Bill schował do kieszeni instrukcję, wziął na ramię pochodnię i
wyrzucającą śmiercionośne promienie skałkówkę i popędził raz jeszcze sekretnymi przejściami.
Czasu było niewiele nawet na dotarcie do punktu zbiórki, a przecież musiał się jeszcze
skontaktować z G.B.Z.
Aatwiej było to powiedzieć, niż wykonać. Wybierając, po raz nie wiadomo który numer, poczuł,
jak oblewa go fala potu. Nie było mowy o uzyskaniu połączenia, zajęta była cała linia. Być może
rebeliantom udało się już zasiać zamęt w sieci łączności Helioru. Westchnął z ulgą, kiedy na
ekranie pojawiła się wreszcie gburowata twarz Pinkertona.
- O co chodzi?
- Dowiedziałem się nazwiska przywódcy rewolty. Nazywa się X.
- I chcesz, żebym cię za to pochwalił, głupcze? Od miesięcy już mamy tę informacje. Coś
jeszcze?
- Rewolta zaczyna się dzisiaj o 00.16. Pomyślałem sobie, że może będzie pan chciał o tym
wiedzieć. No, ale ich zażył!
Pinkerton, jak gdyby nigdy nic, ziewnął rozdzierająco. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
nie trwa wiecznie i słodka, mała stabilizacja Billa pewnego dnia legła w gruzach, kiedy podszedł
do niego jakiś obcy robot, szepnął ,,Sic temper tyrannozaurus, podaj dalej" i zniknął.
To było hasło. Wybuchła rewolta!
. 16
Bill zamknął starannie drzwi swojego biura i po raz ostatni uruchomił mechanizm otwierający
tajne przejście. Fragment ściany odsunął się na bok, a właściwie nie tyle odsunął, co opadł z
donośnym łoskotem, tak często bowiem przez ów szczęśliwy rok, który Bill spędził jako pracownik
Dep. San., używano tej drogi. Nawet kiedy ściana była na miejscu, siedzący za swoim biurkiem
Bill czuł wyraznie chłodne powiewy dostające się do pokoju przez szerokie na palec szpary. Teraz
nie miało to jednak żadnego znaczenia. Kryzys, którego tak się obawiał, nadszedł i zanosiło się na
to, że bez względu na wynik rewolty nastąpią duże zmiany, a jego smutne doświadczenie nauczyło
go już, że wszelkie zmiany są wyłącznie na gorsze. Z ciężkim sercem przemierzył zasypane
gruzem pieczary, przelazł przez szyny, przebrnął przez wodę, wreszcie podał obowiązującą w tym
dniu odpowiedz mówiącemu straszliwie niewyraznie, bo z pełnymi ustami, antropofagowi. Pewnie
w ogólnym rozgardiaszu jakiś wywrotowiec podał nie to hasło, co trzeba. Bill zadrżał na tę myśl.
Nie był to zbyt dobry omen.
Bill, jak zwykle, zajął miejsce koło robotów - porządnych, solidnych typów, które pomimo swych
buntowniczych zapędów miały działające obwody posłuszeństwa. Z łomotał, jak zwykle,
domagając się spokoju, a Bill zbierał tymczasem siły przed czekającą go ciężką próbą. Już od kilku
miesięcy Pinkerton dopominał się o coś więcej niż tylko data zebrania i liczba obecnych. "Chcemy
faktów!" - powtarzał. "Zarób wreszcie na te pieniądze".
- Mam pytanie - powiedział Bill nieco drżącym głosem. Jego słowa wpadły jak bomby w zapadłą
po szaleńczym łomotaniu rewolwerem ciszę.
- To nie czas na pytania - odparł zirytowany X - tylko na działania.
- Nie mam nic przeciwko działaniu - zastrzegł się nerwowo Bill, świadom, że wszystkie ludzkie;
elektroniczne i mieszane organy wzroku skierowane są na jego osobę. - Chcę tylko wiedzieć dla
kogo działam. Nigdy nam pan nie powiedział, kto obejmie władzę po obaleniu Cesarza.
- Naszym przywódcą jest człowiek nazywający się X. To wszystko, co powinieneś wiedzieć.
- Ale pan też się tak nazywa!
- Wreszcie docierają do ciebie podstawowe zasady organizacyjne. Dla zdezorientowania
przeciwnika wszyscy przywódcy poszczególnych komórek nazywają się X.
- Nie wiem jak przeciwnik, ale ja na pewno jestem zdezorientowany...
- Gadasz jak kontrrewolucjonista! - wrzasnął X i wymierzył w Billa rewolwer. Wokół Billa
momentalnie zrobiło się pusto. Wszyscy pochowali się po kątach, uchodząc z pola ostrzału.
- Ależ skąd! Kocham rebelie jak każdy z obecnych! Niech żyje Bunt! - Złączył nad głową dłonie
w organizacyjnym pozdrowieniu i usiadł czym prędzej na miejsce. Reszta oddała pozdrowienie i Z,
trochę udobruchany, wskazał lufą rewolweru wielką, wiszącą na ścianie, mapę.
- Oto cel naszego ataku; elektrownia na Placu Szowinistów. Zbieramy się w pobliżu w małych
grupkach i o 00.16 przystępujemy do skomasowanego uderzenia. Nie spodziewamy się oporu, bo
elektrownia nie jest strzeżona. Przy wyjściu pobierzecie broń i pochodnie, a Zdeplanowani
otrzymają pisemne instrukcje; które umożliwią im dotarcie na miejsce zbiórki. Są jakieś pytania? -
wycelował rewolwer w przycupniętego jak trusia Billa. Pytań nie było.
- Znakomicie. Teraz wszyscy wstaniemy i odśpiewamy Hymn Chwalebnego Buntu.
Chórem ludzkich głosów i dzwięków, wydawanych przez modulatory częstotliwości, zaśpiewali:
Powstańcie o wy, więzniowie biurokracji,
zbuntowani Helioru robołnicy!
Dzwignijcie sztandar Buntu
pięścią, stopą, pistoletem, młotkiem i pazurem!
Podniesieni na duchu tym może nieco monotonnym ćwiczeniem ustawili się w kolejce po swoje
wyposażenie wywrotowca. Bill schował do kieszeni instrukcję, wziął na ramię pochodnię i
wyrzucającą śmiercionośne promienie skałkówkę i popędził raz jeszcze sekretnymi przejściami.
Czasu było niewiele nawet na dotarcie do punktu zbiórki, a przecież musiał się jeszcze
skontaktować z G.B.Z.
Aatwiej było to powiedzieć, niż wykonać. Wybierając, po raz nie wiadomo który numer, poczuł,
jak oblewa go fala potu. Nie było mowy o uzyskaniu połączenia, zajęta była cała linia. Być może
rebeliantom udało się już zasiać zamęt w sieci łączności Helioru. Westchnął z ulgą, kiedy na
ekranie pojawiła się wreszcie gburowata twarz Pinkertona.
- O co chodzi?
- Dowiedziałem się nazwiska przywódcy rewolty. Nazywa się X.
- I chcesz, żebym cię za to pochwalił, głupcze? Od miesięcy już mamy tę informacje. Coś
jeszcze?
- Rewolta zaczyna się dzisiaj o 00.16. Pomyślałem sobie, że może będzie pan chciał o tym
wiedzieć. No, ale ich zażył!
Pinkerton, jak gdyby nigdy nic, ziewnął rozdzierająco. [ Pobierz całość w formacie PDF ]