[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zane wcale nie oponował.
 Jasne! Jedziemy do hotelu. Mnie też przydałoby się ogolić i
odświeżyć.
Na jego twarzy widać było lekki zarost i Barrie pozwoliła sobie na
jedno malutkie wspomnienie. Wtedy, w Ben Ghazi, też był
nieogolony... znów poczuła na nagich piersiach delikatne drapanie
jego zarostu... rozkoszne... Zarumieniła się, a chłodne powietrze,
113
wlatujące przez mały otwór nad jej głową, nagle przestało ją
wystarczająco chłodzić...
- Barrie?- yle się czujesz - spytał, spoglądając na jej płonące
policzki.
- Nie. Po prostu jest mi trochę gorąco - odparła, w końcu zgodnie
z prawdą, ale jednocześnie rumieniąc się jeszcze bardziej.
Nieświadomie dotknęła swoich piersi. A Zane nie spuszczał z niej
przenikliwych oczu. I nagle niepokój w jego oczach znikł, a więc
domyślił się i Barrie poczuła gwałtowną ochotę zapaść się pod
ziemię, jak najgłębiej. Bo wzrok Zane'a bezbłędnie powędrował w
dół, właśnie do jej piersi.
- To one są aż tak wrażliwej - wymruczał.
Sadysta! Siedzą w środku samolotu, wśród tłumu
ludzi, zrywających się z foteli i zmierzających ku wyjściu, a on
zadaje jej tak intymne pytanie! I patrzy na nią tak, jakby zaraz miał
zamiar zedrzeć z niej tę wymiętą sportową bluzkę!
- Barrie Czy tak?
- Tak... - potwierdziła cichutko, nie uświadamiając go do końca,
że jej całe ciało zrobiło się już nadwrażliwe, i z powodu ciąży, i z
powodu jego bliskości, i z powodu tej świadomości, że on wkrótce
będzie jej mężem. I ona po raz drugi będzie leżeć w jego ramionach.
- Najpierw ślub - powiedział cicho Zane, jakby rozmawiał z jej
myślami. - Bo jak zaczniemy... to do jutra nie wyjdziemy z hotelu.
Stewardesa poprosiła pasażerów, aby pozostali na swoich
miejscach, dopóki drzwi samolotu nie zostaną otwarte. Jak zwykle,
pasażerowie zignorowali prośbę i jak jeden mąż powstali z foteli.
Zaczęło się gremialne wyciąganie podręcznego bagażu ze
schowków lub spod foteli, a ci, co byli najszybsi, tłoczyli się już w
przejściu między rzędami foteli. Zane wstał też, i też sięgnął do
schowka nad głową. Kiedy unosił ręce, poły marynarki rozchyliły
się i przed oczyma Barri błysnęła metalowa kolba pistoletu. Zane
prawie natychmiast potrząsnął ramieniem, i poła opadła na swoje
miejsce. Był to ruch, który zapewne wykonywał wiele razy, dlatego
zrobił to bezwiednie.
Wiedziała, że jest uzbrojony. Słyszała przecież, jak zgłaszał to
ochronie lotniska. Ale podczas lotu, kiedy człowiek zwykle tępieje
114
od bezczynności i nudy, jakby zapomniała o grozie sytuacji. A teraz,
niestety, widok pistoletu przywrócił ją całkowicie do rzeczywistości.
W hali lotniska brzęczało jak w ulu. Chłodne spojrzenie Zane'a bez
przerwy lustrowało ludzi dookoła, i zawsze - Barrie zauważyła to
już wcześniej - starał się, aby ona szła przy ścianie, on ustawiał się z
drugiej strony, osłaniając ją własnym ciałem. Przypomniała sobie, że
on już kiedyś tak ją osłaniał... I wtedy też, kiedy pchnął ją na dno
łodzi, a kula przeszyła jego bok. I nagle zapragnęła podsunąć go pod
tę ścianę i osłaniać własnym ciałem, żeby już nikt... żeby już nigdy...
- Zatrzymaj się - powiedział nagle. Barrie zmartwiała z
przerażenia.
- Za...zauważyłeś coś
- Nie, nie. Czekamy na kogoś.
Spojrzał na nią. W jego szaroniebieskich chłodnych oczach zapaliła
się jakaś cieplejsza iskierka.
- Brawo, panno Lovejoy! Spisuje się pani bardzo dzielnie. I kto
by się tego spodziewał po rozpieszczonej panience!
Rozpieszczona panienka... Też wymyślił... Jednak nie zdążyła
wystąpić z błyskotliwą ripostą, bo zaczepił ich jakiś starszy
mężczyzna w garniturze, z nadajnikiem w ręku.
- Przepraszam, szeryf Mackenzie?
- Tak, to ja - odparł Zane.
- Travis Hulsey, ochrona lotniska - przedstawił się mężczyzna. -
Zgodnie z pańskim życzeniem bagaż pana został zabezpieczony.
Proszę za mną.
A więc pomyślał nawet o tym! Barrie była zachwycona. Porwanie
na lotnisku byłoby raczej niemożliwe, wszędzie kręciła się ochrona.
Ale porywacze mogli przecież czatować na nią już przy stanowisku,
gdzie wydaje się bagaż. A potem wyszliby za nią z lotniska i
śledzili, czekając na dogodny moment. A Zane to wszystko
przewidział i udaremnił.
Pan Hulsey wyprowadził ich przez boczne drzwi. Na trotuarze
grzecznie stały trzy walizki Barrie i torba podróżna Zane'a. Przy
krawężniku czekał samochód, a przy samochodzie wyprężony na
baczność młody człowiek, ubrany co prawda po cywilnemu, ale jego
włosy ostrzyżone były krótko, jak u żołnierza.
115
- Sir! Pilot Zacharias melduje się na rozkaz!
- Spocznij! - powiedział Zane, wyraznie walcząc z uśmiechem. -
Czy ty, chłopcze, przypadkiem nie mylisz mnie z moim bratem?
Pilot Zacharias wykonał  spocznij" i uśmiechnął się szeroko.
- Przepraszam, sir, ale w pierwszej chwili nie byłem pewny.
- W porządku. Powiedz mi tylko jedno. Czy jesteś na przepustce? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl