[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ze czuje, jak miąższ zaczyna mięknąc, a skórka powoli pęka.
- Pozwól zaprosić się na kolacje - mówi Romano, wpatrując się we mnie błękitnymi
oczami. - Co ty na to? Porządna, prawdziwa randka. Tylko my dwoje. Umyje
samochód, kupię nowe ciuchy, zarezerwuje stolik w jakiejś niezłej knajpie - dobra
zabawa gwarantowana!
Kręcę głowa i z irytacja przewracam oczami. Innej odpowiedzi ode mnie nie
dostanie.
Ale Romano jest nieustępliwy, nie cofa się ani o krok.
- No dalej, Ever. Daj mi szanse, bym zmienił twoje zdanie o mnie. Możesz się
wycofać w każdej chwili, słowo skauta. Dobra, możemy nawet wymyślić jakieś slowo-
klucz. Wiesz, gdy poczujesz, ze za bardzo wchodzę w twoja strefę bezpieczeństwa,
wypowiesz to słowo, a ja się zamknę i nie będziemy już nigdy więcej poruszać tego
tematu. - Odsuwa puszkę od siebie i wyciąga do mnie ręce, czubkami palców prawie
dotykając moich dłoni, tak ze od razu się odchylam. - Przestań już, prośże. Odpuść
trochę. Jak możesz odrzucać taka propozycje?
Mówi głębokim, przekonującym tonem, nie zdejmując ze mnie wzroku, ale ja nie
przestaje torturować mojego jabłka, patrząc, jak miąższ wylania się spod skórki.
- Obiecuje, ze nasza randka będzie sto razy lepsza od tych, na które zabierał cię ten
mięczak Damen. Bo przede wszystkim ja nigdy nie zostawiłbym tak boskiej
dziewczyny samej na parkingu. - Uśmiecha się i dodaje: - No tak, dokładnie to
zrobiłem w piątek, ale tylko, dlatego, ze posłuchałem grzecznie twojej prośby.
Widzisz? Już ci udowodniłem, ze zrobię dla ciebie wszystko, będę tańczył, jak mi
zagrasz.
-, O co ci chodzi? - Odzywam się w końcu, pewnie i bez mrugnięcia spoglądając w
te jego błękitne oczy. Chciałabym, żeby już dal mi spokój i przyłączył się do tamtego
stolika, gdzie zaproszeni SA wszyscy oprócz mnie. - Czy naprawdę każdy musi cię
lubić? O to chodzi? A jeśli tak, czy nie uważasz, ze to trochę aroganckie?
Romano zaczyna się śmiać. Głośno, dobitnie, do rozpuku. A kiedy po chwili
przestaje, odpowiada, kręcąc głowa:
- Cóż, nie. Nie każdy musi mnie lubić. Ale musze przyznać, ze tak zazwyczaj się
dzieje. - Pochyla się tak, ze nasze twarze SA oddalone tylko o centymetry. - Cóż mogę
powiedzieć? Jestem sympatycznym facetem. Większość ludzi uważa, ze wręcz
czarującym.
Potrząsam głowa i odwracam wzrok - mam dość tej zabawy i nie chce dłużej grac
w jego gierki.
- W takim razie bardzo mi przykro, ale wygląda na to, ze będziesz musiał wpisać
mnie na listę tych niewielu osób, na które twój urok ani trochę nie działa. I proszę,
wyświadcz nam obojgu przysługę, spróbuj nie traktować tego jak wyzwania i nie sil
się, bym zmieniła zdanie. Może po prostu dołączysz do reszty i zostawisz mnie w
spokoju? Bo niby, po co łączyć wszystkich w szczęśliwa rodzinkę, skoro nie możesz
cieszyć się z nimi?
Romano spogląda na mnie, wciąż się uśmiechając, a potem wstaje z ławki, znów
wbijając we mnie wzrok.
- Ever, jesteś po prostu boska. Poważnie. I gdybym cię nie znal, pomyślałbym, ze
próbujesz tylko doprowadzić mnie do szaleństwa.
Unośże wzrok do nieba i odwracam się.
-, Ale nie będę dłużej strzępił sobie języka, ponieważ potrafię poznać, jeśli ktoś
chce się mnie pozbyć, dlatego pójdę sobie... - Wskazuje palcem stolik, gdzie siedzi już
cala szkoła. - Oczywiście, jeśli zmienisz zdanie i będziesz chciała się do mnie
przyłączyć, z pewnością uda mi się ich przekonać, by zrobili ci miejsce.
Pokazuje mu gestem, by odszedł, i kręcę głowa. Zaschło mi w gardle i nie mogę
dobyć głosu, bo mimo pozorów, które zachowuje, wiem, ze nie wygrałam tej bitwy -
nawet nie byłam blisko.
2 A, pomyślałem jeszcze, ze ci się przydadzą - dodaje, Romano, kładąc na stole
moje buty, jakby sandałki ze sztucznej wężowej skóry miały być fajka pokoju. - Nie
musisz mi dziękować. - Zmieje się, spoglądając przez ramie. - Daj już spokój temu
biednemu jabłku, sprawiłaś mu niezle lanie.
Zaciskam mocniej dłoń, patrząc, jak Romano idzie prosto do Haven, dotyka palcem
jej karku, a ustami muska ucho. Zciskam jabłko tak mocno, ze pęka w mojej dłoni -
klejący sok spływa po palcach na nadgarstek. A Romano, widząc to, tylko się śmieje.
ROZDZIAA 19
Po wejściu na plastykę idę prosto do szafki, wkładam fartuch, zabieram materiały i
wracam do swojej ławki, gdy widzę stojącego w drzwiach Damena z dziwnym
wyrazem twarzy. Wyrazem, który - choć to dziwne - napełnia mnie niespodziewana
nadzieja. Spojrzenie ma puste, żeby zaciśnięte, zdaje się zagubiony i niepewny, jakby
potrzebował mojej pomocy. Wiedząc, ze musze korzystać z sytuacji, która tak nagle
się pojawiła, podchodzę do niego, delikatnie dotykam ramienia i pytam:
- Damen? - Glos mam drżący, chrapliwy, jakbym odżywała się dzisiaj po raz
pierwszy. - Damen, skarbie, wszystko w porządku? - Patrzę na niego, zwalczając
pokusę, by pocałować go jak najmocniej.
Odwzajemnia spojrzenie, w którym na chwile pojawia się zrozumienie, a potem
dobroć, tęsknota i miłość. Dotykam palcami jego policzka, czując napływające do oczu
łzy i zauważam, ze jego czerwonobrązowa aura blednie. Znów jest mój...
Niestety, nagle słyszę:
- Hej, kolego, ruszaj dalej, wstrzymujesz tu cały ruch.
I wtedy dawny Damen znika, wraca za to ten inny, nowy.
Przeciska się Kolo mnie z rozświetlona aura, a w jego myślach widzę, ze mój dotyk
wywołał tylko obrzydzenie. Przywieram do ściany, lecz krzywię się nagle, gdy
Romano pojawia się obok, p r z y p a d k i e m ocierając się o mnie.
- Przepraszam, kochana. - Uśmiecha się szeroko, kpiąco.
Zamykam oczy i trzymam się ściany, by nie upaść. W głowie kreci mi się od jego
euforycznej, mieniącej się światłem, jasnej aury. Cala ta intensywna,
wszechogarniająca, optymistyczna energia Romano przepływa teraz przeze mnie i
napełnia moja głowę obrazami pełnymi nadziei i przyjazni, tak niewinnymi, iż ogarniają
mnie wyrzuty sumienia, ze w ogóle o cos go podejrzewałam, ze byłam taka niemiła...
A jednak - cos jest nie w porządku. Cos się nie zgadza. Większość umysłów to
mieszanina rytmów, potok słów, kolaży obrazów, kakofonia dzwięków, które łącza się
w dość chaotyczna całość. Natomiast umyśl Romano jest uporządkowany,
zorganizowany, jedna myśl logicznie wypływa z następnej - a przez to zdaje się
wymuszona, nienaturalna, jak wyuczony scenariusz...
- Sądząc z twojej reakcji, skarbie, wygląda na to, ze ci się spodobało. Jesteś pewna,
ze nie zmienisz zdania w sprawie naszej randki?
Czuje na policzku jego chłodny oddech. Ustami prawie dotyka mojej twarzy,
zaczynam się bać, żeby mnie nie pocałował. Chce go odepchnąć, gdy nagle pojawia się
Damen, mija nas i rzuca:
- Ej, koleś, co ty wyrabiasz? Ta frajerka nie jest warta twojego czasu.
Ta frajerka nie jest warta twojego czasu ta frajerka nie jest
warta twojego czasu ta frajerka nie jest warta twojego czasu ta
frajerka nie jest warta twojego czasu ta frajerka nie jest warta... - Ever? Urosłaś?
Podnośże wzrok i widzę, ze Sabine stoi obok, podając mi świeżo opłukana miskę,
abym włożyła ja do zmywarki. Dopiero po parunastu sekundach przypominam sobie,
ze to moje zadanie.
-, Co mówiłaś? Przepraszam. - Palcami chwytam mokra porcelanę i odkładam ja na
stojak. W tej chwili nie potrafię myśleć o niczym oprócz Damena i jego słów, które tak
mnie zabolały i którymi torturuje się, powtarzając je raz po raz.
- Wyglądasz, jakbyś znowu urosła. Tak, na pewno. Czy to są dzinsy, które ci
kupiłam?
Spuszczam wzrok i z zaskoczeniem zauważam, ze widać mi gole kostki. Co jest
bardzo dziwne, ponieważ tego ranka, gdy wkładałam spodnie, ich nogawki ciągnęły się
po podłodze?
- Hm, może - kłamie, choć obie widzimy, ze tak jest.
Sabine z zastanowieniem kreci głowa i mówi: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl