[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nam by się przydało, a co on uważa za coś błahego.
- Na pewno się postaram - odparł Cadfael i zawrócił, wchodząc w mrok, udając się w
kierunku bramy i swego łóżka.
Rozdział 5
Brat Cadfael, wysłany do Aspley przez samego opata, miał do pokonania ponad cztery
mile, zamiast więc iść pieszo, postanowił wziąć ze stajni klasztornych muła, żeby na nim
przebyć tę drogę. Swego czasu pogardziłby taką jazdą, ale teraz, kiedy był już po
sześćdziesiątce, wybrał ów łatwiejszy sposób pokonania odległości. Ponadto ostatnio miał
niewiele okazji do takiej przejażdżki, nie mógł więc nie wykorzystać nadarzającej się
sposobności.
Wyruszył w drogę po prymie i szybkim śniadaniu. Poranek był mglisty i łagodny,
pełen słodkiej, wilgotnej, jesiennej melancholii; słońce, ukryte w gęstym woalu, wielkie i
miękkie, przenikało przez to zamglenie. Pierwsza część drogi traktem była bardzo przyjemna.
Długi Las, rozciągaj ący się na południe i południowy zachód od Shrewsbury, dłużej
niż inne leśne tereny nie był nawiedzany przez rabusiów. Znajdowało się tu niewiele
karczowisk, zresztą rozrzuconych; ostępy, gdzie kryła się zwierzyna, były gęste i niedostępne,
a rozległe wrzosowiska dawały schronienie różnego rodzaju stworzeniom, których żywiołem
było powietrze i ziemia. Szeryf Prestcote bacznie czuwał nad tym, co się tam działo, nie
wkraczał jednak, żeby narzucać nadmierny porządek. Dawał mieszkańcom wolną rękę, tak by
nadgraniczne majątki mogły się powiększać i rozszerzać swe pola uprawne. Jedynym
warunkiem było utrzymanie porządku. Wzdłuż obrzeża Długiego Lasu leżały bardzo dawne
dzierżawy, które kiedyś jako karczowiska wcinały się głęboko w las, a teraz były to dobre
uprawne ziemie na wyżej położonym grodzonym terenie. Trzy istniejące od dawna majątki,
które sąsiadowały ze sobą: Linde, Aspley i Foriet zazdrośnie strzegły tego wschodniego
skraju, w połowie zalesionego, w połowie bezdrzewnego. Ktoś, kto z tego miejsca zmierzał
do Chester, nie potrzebował jechać przez Shrewsbury, gdyż mógł je ominąć od zachodu. Piotr
Clemence tak uczynił, gdy nadarzała się okazja, wolał raczej odwiedzić krewnych, niż udać
się do zapewniającego mu całkowite bezpieczeństwo opactwa w Shrewsbury. Czyż jego los
byłby inny, gdyby tam postanowił przenocować? Jadąc do Chester, mógł nawet ominąć
Whitchurch, kierując się na zachód i omijając torfowiska. Teraz, niestety, takie rozważania
były spóznione!
Kiedy Cadfael wjechał na puste już pola, gdzie nie było śladu po dawno zebranym
zbożu, a ścierniska zostały starannie wyskubane przez owce, wiedział, że znalazł się na
ziemiach należących do majątku Linde. Niebo było już częściowo bezchmurne, łagodnie
mleczne, słońce ogrzewało powietrze, jednak nie rozpraszając całkowicie mgły. Nagle ujrzał
chłopca idącego wzdłuż wzniesienia i prowadzącego ogara; na przegubie jego dłoni,
przywiÄ…zany na lince siedziaÅ‚ nie caÅ‚kiem jeszcze wyuczony kobuz. Ów mÅ‚ody czÅ‚owiek buty
miał pociemniałe od rosy, a na jego jasnobrązowych włosach lśniły kropelki wody,
świadczące tym, że zapewne przechodził przez jakiś zagajnik. Najwyrazniej był on
szlachetnie urodzony. Zwinny i wesoły, pogwizdywał, kiedy rozwijał linkę i gładził
nastroszonego ptaka. Wyglądał na dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata. Kiedy zobaczył
Cadfaela, zbiegł długimi susami z wzniesienia do leżącej w dole drogi, a ponieważ nie miał
czapki, żeby ją zdjąć na powitanie zakonnika, skłonił swą jasną głowę i rzekł radośnie:
- Dzień dobry bratu! Czy brat do nas zmierza?
- Jeśli przypadkiem nazywasz się Nigel Aspley - odparł Cadfael, zatrzymując się, by
odpowiedzieć na to miłe powitanie to istotnie tak jest.
Jednak to nie mógł być starszy syn, który miał o pięć, sześć lat więcej niż Meriet. Ten
był zbyt młody, miał też inną cerę budowę ciała; wysoki, szczupły, o niebieskich oczach i
zaokrąglonych rysach twarzy, często się uśmiechał. Gdyby jego jasne włosy były bardziej
rude, o delikatnej zielonożółtej barwie liści dębowych, ledwie rozwiniętych na wiosnę, można
by przypuszczać, że to właśnie z jego czupryny był ten pukiel, który Meriet tak pieczołowicie
ukrywał w swoim łóżku.
- A więc nie będziemy mieć tego szczęścia - odparł uprzejmie młody człowiek i
skrzywił się rozczarowany. - Może jednak brat zechciałby zatrzymać się w naszym
gościnnym domu na krótki wypoczynek i wypicie kielicha, jeśli oczywiście bratu czas na to
pozwoli. Nazywam siÄ™ tylko Linde, a nie Aspley, a na imiÄ™ mi Janyn.
Cadfael przypomniał sobie, co mówił Meriet kanonikowi Elu - ardowi, a co jemu
powtórzył Hugh. Starszy brat Merieta był zaręczony z córką z sąsiedniego majątku, a więc to
mógł być tylko Linde, ponieważ także wspomniał, raczej obojętnie, o przybranej siostrze,
nazwiskiem Foriet, i o jej dziedziczonym majątku, który graniczył z Aspley od południa.
Zatem ten przystojny i sympatyczny chłopiec musiał być bratem przyszłej żony Nigela.
- To bardzo uprzejme z twej strony, młodzieńcze - odparł grzecznie Cadfael - i dzięki
ci za twą dobrą wolę, ale muszę śpiesznie załatwić pewną sprawę, a, o ile się orientuję, mam
jeszcze do przebycia milę lub coś koło tego.
- Nawet mniej, jeśli w miejscu, gdzie droga się rozgałęzia, pojedzie brat w dół, w lewo
- to będą już pola Aspleya, a trakt doprowadzi brata do bramy majątku. Jeśli się bratu nie
śpieszy, pójdę z bratem i wszystko pokażę.
Cadfael przyjął tę propozycję nad wyraz ochoczo. Nawet gdyby niewiele dowiedział
się od swego towarzysza o tych trzech leżących obok siebie majątkach, o wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
nam by się przydało, a co on uważa za coś błahego.
- Na pewno się postaram - odparł Cadfael i zawrócił, wchodząc w mrok, udając się w
kierunku bramy i swego łóżka.
Rozdział 5
Brat Cadfael, wysłany do Aspley przez samego opata, miał do pokonania ponad cztery
mile, zamiast więc iść pieszo, postanowił wziąć ze stajni klasztornych muła, żeby na nim
przebyć tę drogę. Swego czasu pogardziłby taką jazdą, ale teraz, kiedy był już po
sześćdziesiątce, wybrał ów łatwiejszy sposób pokonania odległości. Ponadto ostatnio miał
niewiele okazji do takiej przejażdżki, nie mógł więc nie wykorzystać nadarzającej się
sposobności.
Wyruszył w drogę po prymie i szybkim śniadaniu. Poranek był mglisty i łagodny,
pełen słodkiej, wilgotnej, jesiennej melancholii; słońce, ukryte w gęstym woalu, wielkie i
miękkie, przenikało przez to zamglenie. Pierwsza część drogi traktem była bardzo przyjemna.
Długi Las, rozciągaj ący się na południe i południowy zachód od Shrewsbury, dłużej
niż inne leśne tereny nie był nawiedzany przez rabusiów. Znajdowało się tu niewiele
karczowisk, zresztą rozrzuconych; ostępy, gdzie kryła się zwierzyna, były gęste i niedostępne,
a rozległe wrzosowiska dawały schronienie różnego rodzaju stworzeniom, których żywiołem
było powietrze i ziemia. Szeryf Prestcote bacznie czuwał nad tym, co się tam działo, nie
wkraczał jednak, żeby narzucać nadmierny porządek. Dawał mieszkańcom wolną rękę, tak by
nadgraniczne majątki mogły się powiększać i rozszerzać swe pola uprawne. Jedynym
warunkiem było utrzymanie porządku. Wzdłuż obrzeża Długiego Lasu leżały bardzo dawne
dzierżawy, które kiedyś jako karczowiska wcinały się głęboko w las, a teraz były to dobre
uprawne ziemie na wyżej położonym grodzonym terenie. Trzy istniejące od dawna majątki,
które sąsiadowały ze sobą: Linde, Aspley i Foriet zazdrośnie strzegły tego wschodniego
skraju, w połowie zalesionego, w połowie bezdrzewnego. Ktoś, kto z tego miejsca zmierzał
do Chester, nie potrzebował jechać przez Shrewsbury, gdyż mógł je ominąć od zachodu. Piotr
Clemence tak uczynił, gdy nadarzała się okazja, wolał raczej odwiedzić krewnych, niż udać
się do zapewniającego mu całkowite bezpieczeństwo opactwa w Shrewsbury. Czyż jego los
byłby inny, gdyby tam postanowił przenocować? Jadąc do Chester, mógł nawet ominąć
Whitchurch, kierując się na zachód i omijając torfowiska. Teraz, niestety, takie rozważania
były spóznione!
Kiedy Cadfael wjechał na puste już pola, gdzie nie było śladu po dawno zebranym
zbożu, a ścierniska zostały starannie wyskubane przez owce, wiedział, że znalazł się na
ziemiach należących do majątku Linde. Niebo było już częściowo bezchmurne, łagodnie
mleczne, słońce ogrzewało powietrze, jednak nie rozpraszając całkowicie mgły. Nagle ujrzał
chłopca idącego wzdłuż wzniesienia i prowadzącego ogara; na przegubie jego dłoni,
przywiÄ…zany na lince siedziaÅ‚ nie caÅ‚kiem jeszcze wyuczony kobuz. Ów mÅ‚ody czÅ‚owiek buty
miał pociemniałe od rosy, a na jego jasnobrązowych włosach lśniły kropelki wody,
świadczące tym, że zapewne przechodził przez jakiś zagajnik. Najwyrazniej był on
szlachetnie urodzony. Zwinny i wesoły, pogwizdywał, kiedy rozwijał linkę i gładził
nastroszonego ptaka. Wyglądał na dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata. Kiedy zobaczył
Cadfaela, zbiegł długimi susami z wzniesienia do leżącej w dole drogi, a ponieważ nie miał
czapki, żeby ją zdjąć na powitanie zakonnika, skłonił swą jasną głowę i rzekł radośnie:
- Dzień dobry bratu! Czy brat do nas zmierza?
- Jeśli przypadkiem nazywasz się Nigel Aspley - odparł Cadfael, zatrzymując się, by
odpowiedzieć na to miłe powitanie to istotnie tak jest.
Jednak to nie mógł być starszy syn, który miał o pięć, sześć lat więcej niż Meriet. Ten
był zbyt młody, miał też inną cerę budowę ciała; wysoki, szczupły, o niebieskich oczach i
zaokrąglonych rysach twarzy, często się uśmiechał. Gdyby jego jasne włosy były bardziej
rude, o delikatnej zielonożółtej barwie liści dębowych, ledwie rozwiniętych na wiosnę, można
by przypuszczać, że to właśnie z jego czupryny był ten pukiel, który Meriet tak pieczołowicie
ukrywał w swoim łóżku.
- A więc nie będziemy mieć tego szczęścia - odparł uprzejmie młody człowiek i
skrzywił się rozczarowany. - Może jednak brat zechciałby zatrzymać się w naszym
gościnnym domu na krótki wypoczynek i wypicie kielicha, jeśli oczywiście bratu czas na to
pozwoli. Nazywam siÄ™ tylko Linde, a nie Aspley, a na imiÄ™ mi Janyn.
Cadfael przypomniał sobie, co mówił Meriet kanonikowi Elu - ardowi, a co jemu
powtórzył Hugh. Starszy brat Merieta był zaręczony z córką z sąsiedniego majątku, a więc to
mógł być tylko Linde, ponieważ także wspomniał, raczej obojętnie, o przybranej siostrze,
nazwiskiem Foriet, i o jej dziedziczonym majątku, który graniczył z Aspley od południa.
Zatem ten przystojny i sympatyczny chłopiec musiał być bratem przyszłej żony Nigela.
- To bardzo uprzejme z twej strony, młodzieńcze - odparł grzecznie Cadfael - i dzięki
ci za twą dobrą wolę, ale muszę śpiesznie załatwić pewną sprawę, a, o ile się orientuję, mam
jeszcze do przebycia milę lub coś koło tego.
- Nawet mniej, jeśli w miejscu, gdzie droga się rozgałęzia, pojedzie brat w dół, w lewo
- to będą już pola Aspleya, a trakt doprowadzi brata do bramy majątku. Jeśli się bratu nie
śpieszy, pójdę z bratem i wszystko pokażę.
Cadfael przyjął tę propozycję nad wyraz ochoczo. Nawet gdyby niewiele dowiedział
się od swego towarzysza o tych trzech leżących obok siebie majątkach, o wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]