[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przydam, jeśli...
- Niekoniecznie. Bariera Tarczy zablokuje promienie słoneczne.
Znajdziesz się pod kloszem.
- Więc mówisz, że Tarcza jest nie do przebycia? Czy mój brat nie zdoła
przedostać się do środka za pomocą magii?
- Nie bez trudu. Tylko ktoś doświadczony w arkanach magii mógłby
spróbować tego dokonać.
- Jest córka, dampirzyca. - Wampir zamyślił się na moment, próbując
przypomnieć sobie tego potwora, swoją bratanicę: na wpół wampirzycę, na
wpół kobietę. - Alexa. Zna tajniki czarnej magii.
Helde machnęła ręką lekceważąco.
- Dzieciak nie może posiadać odpowiednich umiejętności ani mocy. -
Milczała przez chwilę, a potem pode szła bliżej do wampira i mówiła dalej
ściszonym głosem. - Powinniśmy zaatakować w sercu jego bazy. Pokazać mu,
do czego jesteśmy zdolni i że nie przestraszyliśmy się jego nowych zdolności!
- Londyn?
- Czemu nie? Tego z pewnością się nie spodziewa. Pomyśl, gdzie gromadzi
się dużo ludzi.
Po ustach Kalibana przebiegł paskudny przebiegły uśmieszek, a jego oczy
zwęziły się do szparek.
- Przyszło mi coś do głowy.
8
Lucien zamknął oczy zasłonięte szkłami okularów przeciwsłonecznych i
uniósł głowę, by wystawić twarz na słońce. Wciąż nie był w stanie całkiem
się rozluznić; zacisnął dłonie na balustradzie balkonu, czekając na piekący
ból, lecz ten nie nadszedł. Stara wiedzma miała rację.
Kiedy Hag skończyła swój popis i wszyscy opuścili apartament, wampir
ponownie wyszedł na balkon, żeby się zastanowić. Mimo że zdawał sobie
sprawę, iż powinien zachować ostrożność, wystawiając się na słońce
pierwszy raz po tylu wiekach, to trudno mu było zmusić się, aby wrócić do
środka. Spojrzał na grzbiet dłoni. Skóra zdążyła już zmienić kolor; nie była to
jeszcze opalenizna, ale ręka straciła trochę ze swojej strasznej bladości.
Pewnie nawet poparzył się trochę, lecz wiedział, że gdy tylko wejdzie do
kuchni, jego skóra zregeneruje się błyskawicznie, jak to u wampirów.
Niechętnie odwrócił się i ruszył do drzwi.
- Nie mogę tam wrócić - powiedział Trey Laporte do swojego opiekuna.
Siedzieli w jego biurze, Lucien za swoim biurkiem, Trey zaś naprzeciwko
na krześle. Zjawił się tu na jego prośbę. Wprawdzie Tom uprzedził go o
doświadczeniu wampira ze słońcem, mimo to jego lekko opalone dłonie i
twarz zaskoczyły chłopaka. Zawsze widział Luciena z twarzą śmiertelnie
bladą. Nie wyobrażał sobie, jak na ten widok zareaguje Alexa, jego własna
córka. Treyowi wydało się, że dostrzegł też w wampirze inną zmianę, jakby
spowijała go mgiełka zadowolenia. Jednak temat ich rozmowy szybko
odwiódł go od takich lekkich myśli.
- Rozumiem twoje rozterki wobec perspektywy powrotu do wieży Leroth,
lecz...
- Nie, Lucienie, nie rozumiesz. - Chłopak spojrzał na opiekuna. - Tam
zginął Charles. Wyniosłem go na plecach.
Wampir spojrzał Treyowi prosto w oczy, jakby czekał, by ten mówił dalej.
Kiedy to nie nastąpiło, przedstawił prawdziwy powód, dla którego, jego
zdaniem, Trey nie palii się do powrotu.
- Ty też omal tam nie zginąłeś.
Trey wzruszył ramionami.
- To staje się powoli elementem ryzyka zawodowego.
- A broniąc się - mówił dalej wampir, jakby nie usłyszał jego ostatnich
słów - zabiłeś Gwendolinę. - Uniesioną dłonią powstrzymał protest chłopaka.
- Przestańmy udawać, że wspomnienie tego wydarzenia doskwiera ci mniej
niż to, co stało się z twoim przyjacielem. Widziałem, jak odwróciłeś wzrok,
by nie patrzeć na Alexę, kiedy ujawniłem miejsce pobytu mojego brata.
- Jej matka zginęła przeze mnie.
- Nie. - Wampir potrząsnął głową. - Stworzenie, przed którym broniłeś
siebie i Charlesa, nie było już matką Alexy, tak samo jak ty nie jesteś tym
samym chłopakiem, którego spotkałem w domu dziecka. Zapominasz, że
kiedyś kochałem Gwendolinę. Mogę cię zapewnić, że tamta kobieta nie
istniała już od dawna. - Westchnął i uniósł brew. - Podobnie jak ja, Alexa nie
wini cię za śmierć matki. Gdybyś nie zrobił tego, co zrobiłeś, nie
rozmawialibyśmy dzisiaj. %7łyję między innymi dzięki Kuli Menora, którą
ukradłeś z wieży. - Zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się nad swoimi
słowami. Spojrzał na młodego podopiecznego i uśmiechnął się smutno. -
Chciałbym móc zawrócić dla ciebie zegar, Treyu. Abyś mógł wrócić do czasu,
kiedy twój świat nie był pełen niebezpieczeństw, tak jak teraz.
Trey prychnął.
- I jak daleko cofnąłbyś wskazówki? - Dotknął amuletu, który nosił pod
koszulką, i przypomniał sobie, jak Lucien podarował mu go podczas ich
pierwszego spotkania, prosząc, by go założył, a potem wyznał, że należał do
ojca Treya. To dzięki niemu chłopak mógł przybrać wyprostowaną
dwunożną postać wilkołaka, do której się przyzwyczaił - do tego potężnego
myślącego stworzenia, nie do przerażającej czworonożnej istoty z Otchłani
zwanej wolfanem. Doświadczył, jak to jest być takim wilkołakiem, kiedy
zmienił postać razem z członkami stada w kanadyjskim lesie, i wiedział, że
jako wolfan stanowi niebezpieczeństwo zarówno dla świata, jak i dla samego
siebie.
- To nie jest tak, że moje życie zmieniło się w dniu, w którym zjawiłeś się
w domu dziecka, Lucienie. Wcześniej Kaliban zamordował moich rodziców,
próbował też zabić mnie, kiedy jeszcze byłem niemowlęciem. Nie spocznie,
dopóki któryś z nas nie umrze. Mam szczęście, że wciąż żyję. - Wzruszył
ramionami, spoglądając na wampira. - Ty też mnie uratowałeś, pamiętasz?
Gdybyś nie przyszedł wtedy, zginąłbym w pożarze. W tym względzie
wyrównaliśmy rachunki.
Trey uzmysłowił sobie, że już od dłuższego czasu czekał na okazję, aby
mogli tak porozmawiać. Lucien w jakiś sposób potrafił zawsze sprawić, że
Trey czuł się dobrze z tym, co ich czekało, jakby czerpał energię z siły [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl