[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sprzedał im nazwisko handlarza. Nie złapali Bułgara, kiedy przyleciał do Nowego Jorku na wstępne
rozmowy z Aapkinem, ale dotarli do niego po jego wyjezdzie. Złożyli Rosjaninowi propozycję: albo
powie im, kiedy Georgijew przyjedzie odebrać zamówienie, albo wydadzą go FBI.
Rosjanin zgodził się na postawione warunki, powiedział im, kiedy broń ma zostać odebrana, choć
wymusił na nich, że nie zdejmą Bułgara podczas transakcji. Przystali na ten warunek. Chcieli, by
zrobił cokolwiek zamierzał zrobić, chcieli dopaść go w spektakularny sposób, przez co świat
zwróciłby uwagę na ich lud, pragnęli też zakończyć łańcuch mordów, którego sami byli przecież
częścią, powstrzymać Czerwonych Khmerów, podważających żałośnie słabe podstawy władzy
Norodoma Sihanouka.
Obserwowali Georgijewa podczas transakcji z dachu klubu przylegającego do warsztatu, którego był
właścicielem. Ty nie widziała go wówczas wyraznie, nie tak wyraznie jak wówczas, gdy pracowała
w obozie ONZ jako kucharka, obserwując szpiegów Czerwonych Khmerów, będąc świadkiem
potworności, za które Bułgar był odpowiedzialny.
Po tym, jak Georgijew i jego ludzie sfinalizowali transakcję, Ty i Hang pojechali za nimi do ich
hotelu. Sąsiednie pokoje były zarezerwowane, wzięli więc pokój piętro niżej.
Przeprowadzili podsłuch przez sufit, podłączyli aparaturę i wysłuchali terrorystów po raz ostatni
omawiających plany.
Następnie udali się do wynajętego po drugiej stronie ulicy mieszkania i czekali.
Ty Sokha wielkimi, czarnymi oczami przyglądała się leżącej obok niej dziewczynce.
Dziewczynce nieco tylko starszej niż Phum w chwili, gdy została zamordowana przez Georgijewa.
Przeniosła wzrok na Sary Hanga, siedzącego na podłodze pomiędzy ramionami wielkiego stołu.
Przesunął się lekko, by móc obserwować ją.
Przymknęła powieki. Odpowiedział jej lekkim skinieniem.
133
Gdy Georgijew zejdzie ze schodów, nadejdzie właściwy czas.
134
33
 Nowy Jork, sobota 23.37
Georgijew podszedł do podwójnych drzwi znajdujących się z tyłu sali Rady Bezpieczeństwa i
zatrzymał się. W ręku trzymał pistolet, choć nie sądził, by go potrzebował.
Reynold Downer stał po jego prawej stronie. Trzymał broń w obu dłoniach.
 Masz zamiar ją wpuścić?  spytał szeptem.
 Nie  odparł Bułgar.  Mam zamiar do niej wyjść.
To stwierdzenie niebotycznie zaskoczyło Australijczyka, widać to było mimo kominiarki.
 Na litość boską, dlaczego?
 Nauczę ich, co to znaczy bezradność.
 Bezradność? Zgarną cię jako zakładnika!
Usłyszeli głos sekretarz generalnej. Prosiła, żeby ją wpuścili.
 Nie będą mieli szansy  powiedział spokojnie Georgijew.  Udowodnię im, że nie mają
wyboru. Muszą współpracować i muszą zacząć współpracować natychmiast.
 Mówisz teraz, jakbyś sam był jakimś cholernym dyplomatą. A jeśli rozpoznają twój akcent?
 Będę mówił cicho i powoli. Prawdopodobnie wezmą mnie za Rosjanina.  Teraz, kiedy przyszło
mu to do głowy, pomyślał, że sprawiłoby mu przyjemność, gdyby atak ten przypisano rosyjskiej
mafii.
 Nie zgadzam się  zaprotestował Downer.  Do jasnej cholery, nie zgadzam się!
Jasne, pomyślał Georgijew. Australijczyk wiedział, jak używać siły, nie miał jednak zielonego
pojęcia o tym, jak postępować subtelnie.
 Nic mi nie będzie  uspokoił go. Powoli wyciągnął rękę, dotknął klamki po lewej stronie drzwi,
przekręcił ją delikatnie i otworzył drzwi na tyle, by móc wyjrzeć na zewnątrz.
Zobaczył Male Chatterjee. Stała wyprostowana, z rękami opuszczonymi wzdłuż boków, głowę miała
dumnie uniesioną. O kilka kroków za nią stał szef Służby Bezpieczeństwa ONZ, za nim zaś jego
ludzie, ukryci za tarczami.
135
Hinduska wydawała się spokojna choć zdecydowana, szef Służby Bezpieczeństwa sprawiał wrażenie
takie, jakby miał lada chwila wybuchnąć. Georgijew lubił takie podejście.
Człowiek przynajmniej wiedział, że musi cały czas zachowywać czujność.
 Chciałabym z panem porozmawiać  powiedziała Chatterjee.
 Rozkaż wszystkim, żeby się odsunęli  polecił Georgijew. Nie uznał za konieczne wspomnieć, że
gdyby cokolwiek się mu stało, ucierpieliby zakładnicy.
Chatterjee odwróciła się i gestem nakazała Mottowi spełnić to polecenie. Pułkownik skinął na swych
ludzi, którzy wykonali jego rozkaz, sam jednak pozostał na miejscu.
 Wszystkim  powtórzył Georgijew.
 Słyszał pan, pułkowniku.  Chatterjee nawet się nie odwróciła.
 Pani sekretarz...
 Proszę się cofnąć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl