[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wolałem kawę. Wyrosłem już z tych herbacianych obrządków. Usiedliśmy naprzeciw
siebie z filiżankami w ręku, matka wyjęła domowe ciasto i ukrajała po kawałku.
- Jesteś inny - zauważyła raptem.
- Ja? Inny?
- Tak, nie wiem dlaczego, ale jesteś. Co się stało?
- Nic. Co by się miało stać?
- Jesteś jakiś podniecony.
- Wiesz, planuję skok na bank.
Nie była w nastroju do żartów. Powiedziała:
- Tego akurat się nie boję.
- Dlaczego? Prosty sposób, żeby zdobyć forsę.
- To nie dla ciebie. Wymagałoby to zbyt wiele zachodu. Dokładnego przygotowania.
Pracy myślowej. Poza tym nie lubisz ryzyka.
- Wydaje ci się, że znasz mnie na wylot.
- Nie, tak naprawdę to cię wcale nie znam, bo jesteśmy zupełnie inni. Wiem
jednak, kiedy coś knujesz. A teraz coś knujesz. Powiedz, Mike, chodzi o
dziewczynę?
- Dlaczego właśnie o dziewczynę?
- Wiedziałam, że to w końcu nastąpi.
- O czym ty mówisz? Mało miałem dziewczyn?
- Tak, ale ja mam na myśli co innego. Tamte wypełniały ci pusty czas. Podrywałeś
je, nie traktowałeś ich poważnie.
- Uważasz, że teraz to coś poważnego?
- Mike, czy chodzi o dziewczynę?
Nie patrzyłem jej w oczy. Spojrzałem w bok i odparłem:
- W pewnym sensie.
- Co to za dziewczyna?
- Odpowiednia dla mnie.
- Przyjedziesz z nią do mnie?
- Nie.
- Ach, więc to tak.
- Mylisz się. Nie chcę ci robić przykrości, ale&
- Nie robisz mi przykrości. Nie chcesz mi jej pokazać, bo się boisz, że powiem
nie . Czy tak?
- I tak bym zrobił po swojemu.
- Może, ale byś się przejął. Przejąłbyś się, bo bierzesz do serca to, co mówię i
myślę. Są pewne rzeczy, których się domyśliłam, chyba słusznie, i ty o tym
dobrze wiesz. Jestem jedyną osobą na świecie, która może zachwiać twoją wiarę w
siebie. Przyznaj się, ta dziewczyna to jakieś ladaco.
- Ladaco? - zaśmiałem się. - Gdybyś ją zobaczyła! Nie rozśmieszaj mnie.
- Powiedz lepiej, czego tu szukasz? Zawsze masz jakiś interes.
- Potrzebuję pieniędzy.
- Nie dostaniesz. Po co ci pieniądze? Na tę dziewczynę?
- Nie. Muszę sobie sprawić pierwszorzędny garnitur na własny ślub.
- %7łenisz się z nią?
- Jak mnie zechce. To był dla niej szok.
- Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć? - zawołała. -Paskudnie wpadłeś, czuję
to. Zawsze się bałam, że wybierzesz sobie nieodpowiednią kobietę.
- Nieodpowiednią! Niech to diabli! - wrzasnąłem z wściekłością.
Wybiegłem trzasnąwszy drzwiami.
VII
W domu czekał na mnie telegram nadany w Antibes.
Czekam jutro 4.30 jak zwykle .
Ellie zmieniła się. Od razu to zauważyłem. Spotkaliśmy się w naszym stałym
miejscu w Regents Park. Z początku czuliśmy się obco, dziwnie. Miałem jej coś
ważnego do powiedzenia, ale byłem zdenerwowany, nie wiedziałem, jak to zrobić.
Chyba każdy mężczyzna tak się czuje, kiedy zamierza się oświadczyć.
20
Ellie też była wyraznie nieswoja. Może, myślałem sobie, zastanawia się, jak
najdelikatniej dać mi kosza. Ale nie, to przecież niemożliwe. Moja wiara w życie
opierała się na przeświadczeniu, że Ellie mnie kocha. Wyczuwałem w niej jednak
jakąś nie znaną mi dotąd niezależność, pewność siebie, i trudno uwierzyć, że
brało się to stąd, iż była o rok starsza. Jedne urodziny więcej nie mogą tak
zmienić dziewczyny.
Opowiadała mi trochę o swoim pobycie z rodziną na południu Francji. W pewnym
momencie rzekła nieśmiało:
- Wiesz, widziałam ten dom, o którym mówiłeś. Ten, który zbudował twój znajomy
architekt.
- Co takiego? Mówisz o domu Santonixa?
- Tak. Byliśmy tam na lunchu.
- Jak to? Twoja macocha zna właściciela tego domu?
- Dimitri Constantine'a? Niezupełnie& Kiedyś go spotkałą& Prawdę powiedziawszy,
Greta to zorganizowała.
- Zawsze ta Greta! - zawołałem ze złością.
- Wiesz przecież, jaka jest przedsiębiorcza.
- A niech jej będzie. Więc tak to zaaranżowała, że ty i twoja macocha&
- I wuj Frank& - dodała Ellie.
- Ach, prawdziwie rodzinna wizytka. I Greta na dodatek&
- Nie, Greta nie poszła z nami& Widzisz& - Ellie zawahała się. - Cora, to znaczy
macocha, nie traktuje jej w sposób właściwy.
- No tak, ona nie należy do rodziny, uboga znajoma, prawda? Po prostu pomoc
domowa. Greta musi jej to mieć za złe.
- Greta nie jest pomocą domową. Dotrzymuje mi towarzystwa.
- Jest na to mnóstwo określeń. Opiekunka. Cicerone. Przyzwoitka. Guwernantka. Co
kto woli.
- Och, przestań! - zawołała Ellie. - Lepiej posłuchaj. Chcę ci coś powiedzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Wolałem kawę. Wyrosłem już z tych herbacianych obrządków. Usiedliśmy naprzeciw
siebie z filiżankami w ręku, matka wyjęła domowe ciasto i ukrajała po kawałku.
- Jesteś inny - zauważyła raptem.
- Ja? Inny?
- Tak, nie wiem dlaczego, ale jesteś. Co się stało?
- Nic. Co by się miało stać?
- Jesteś jakiś podniecony.
- Wiesz, planuję skok na bank.
Nie była w nastroju do żartów. Powiedziała:
- Tego akurat się nie boję.
- Dlaczego? Prosty sposób, żeby zdobyć forsę.
- To nie dla ciebie. Wymagałoby to zbyt wiele zachodu. Dokładnego przygotowania.
Pracy myślowej. Poza tym nie lubisz ryzyka.
- Wydaje ci się, że znasz mnie na wylot.
- Nie, tak naprawdę to cię wcale nie znam, bo jesteśmy zupełnie inni. Wiem
jednak, kiedy coś knujesz. A teraz coś knujesz. Powiedz, Mike, chodzi o
dziewczynę?
- Dlaczego właśnie o dziewczynę?
- Wiedziałam, że to w końcu nastąpi.
- O czym ty mówisz? Mało miałem dziewczyn?
- Tak, ale ja mam na myśli co innego. Tamte wypełniały ci pusty czas. Podrywałeś
je, nie traktowałeś ich poważnie.
- Uważasz, że teraz to coś poważnego?
- Mike, czy chodzi o dziewczynę?
Nie patrzyłem jej w oczy. Spojrzałem w bok i odparłem:
- W pewnym sensie.
- Co to za dziewczyna?
- Odpowiednia dla mnie.
- Przyjedziesz z nią do mnie?
- Nie.
- Ach, więc to tak.
- Mylisz się. Nie chcę ci robić przykrości, ale&
- Nie robisz mi przykrości. Nie chcesz mi jej pokazać, bo się boisz, że powiem
nie . Czy tak?
- I tak bym zrobił po swojemu.
- Może, ale byś się przejął. Przejąłbyś się, bo bierzesz do serca to, co mówię i
myślę. Są pewne rzeczy, których się domyśliłam, chyba słusznie, i ty o tym
dobrze wiesz. Jestem jedyną osobą na świecie, która może zachwiać twoją wiarę w
siebie. Przyznaj się, ta dziewczyna to jakieś ladaco.
- Ladaco? - zaśmiałem się. - Gdybyś ją zobaczyła! Nie rozśmieszaj mnie.
- Powiedz lepiej, czego tu szukasz? Zawsze masz jakiś interes.
- Potrzebuję pieniędzy.
- Nie dostaniesz. Po co ci pieniądze? Na tę dziewczynę?
- Nie. Muszę sobie sprawić pierwszorzędny garnitur na własny ślub.
- %7łenisz się z nią?
- Jak mnie zechce. To był dla niej szok.
- Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć? - zawołała. -Paskudnie wpadłeś, czuję
to. Zawsze się bałam, że wybierzesz sobie nieodpowiednią kobietę.
- Nieodpowiednią! Niech to diabli! - wrzasnąłem z wściekłością.
Wybiegłem trzasnąwszy drzwiami.
VII
W domu czekał na mnie telegram nadany w Antibes.
Czekam jutro 4.30 jak zwykle .
Ellie zmieniła się. Od razu to zauważyłem. Spotkaliśmy się w naszym stałym
miejscu w Regents Park. Z początku czuliśmy się obco, dziwnie. Miałem jej coś
ważnego do powiedzenia, ale byłem zdenerwowany, nie wiedziałem, jak to zrobić.
Chyba każdy mężczyzna tak się czuje, kiedy zamierza się oświadczyć.
20
Ellie też była wyraznie nieswoja. Może, myślałem sobie, zastanawia się, jak
najdelikatniej dać mi kosza. Ale nie, to przecież niemożliwe. Moja wiara w życie
opierała się na przeświadczeniu, że Ellie mnie kocha. Wyczuwałem w niej jednak
jakąś nie znaną mi dotąd niezależność, pewność siebie, i trudno uwierzyć, że
brało się to stąd, iż była o rok starsza. Jedne urodziny więcej nie mogą tak
zmienić dziewczyny.
Opowiadała mi trochę o swoim pobycie z rodziną na południu Francji. W pewnym
momencie rzekła nieśmiało:
- Wiesz, widziałam ten dom, o którym mówiłeś. Ten, który zbudował twój znajomy
architekt.
- Co takiego? Mówisz o domu Santonixa?
- Tak. Byliśmy tam na lunchu.
- Jak to? Twoja macocha zna właściciela tego domu?
- Dimitri Constantine'a? Niezupełnie& Kiedyś go spotkałą& Prawdę powiedziawszy,
Greta to zorganizowała.
- Zawsze ta Greta! - zawołałem ze złością.
- Wiesz przecież, jaka jest przedsiębiorcza.
- A niech jej będzie. Więc tak to zaaranżowała, że ty i twoja macocha&
- I wuj Frank& - dodała Ellie.
- Ach, prawdziwie rodzinna wizytka. I Greta na dodatek&
- Nie, Greta nie poszła z nami& Widzisz& - Ellie zawahała się. - Cora, to znaczy
macocha, nie traktuje jej w sposób właściwy.
- No tak, ona nie należy do rodziny, uboga znajoma, prawda? Po prostu pomoc
domowa. Greta musi jej to mieć za złe.
- Greta nie jest pomocą domową. Dotrzymuje mi towarzystwa.
- Jest na to mnóstwo określeń. Opiekunka. Cicerone. Przyzwoitka. Guwernantka. Co
kto woli.
- Och, przestań! - zawołała Ellie. - Lepiej posłuchaj. Chcę ci coś powiedzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]