[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ted Latimer zabrał się z nimi. Nevile i Thomas Royde poszli na
spacer, więc nie licząc służby Mary była w domu sama.
Nadkomisarza Battle a i inspektora Leacha dziś w Gull s Point
nie było, co przyniosło wszystkim trochę ulgi. Mary wydawało się, że
wraz z nimi ulotnił się cień, który wisiał nad domem. Byli grzeczni,
nawet, prawdę mówiąc, sympatyczni, ale te ciągłe podpytywania i
formalne przesłuchania, szperanie, węszenie, wielokrotne sprawdzanie
każdego najdrobniejszego faktu na nikogo dobrze nie wpływało. Ten
nadkomisarz o kamiennej twarzy poznał już chyba każdy incydent,
każde słówko, każdy gest nawet, które miały miejsce w ciągu
ostatnich dziesięciu dni.
Dziś, kiedy ich nie było, zapanował spokój. Mary może sobie
pozwolić na odpoczynek. Nie będzie myśleć o niczym. Tylko leżeć i
odprężać się.
Proszę wybaczyć, panno Aldin...
W drzwiach stał Hurstall z przepraszającą miną.
Co, Hurstall?
Jakiś pan chce się z panią widzieć. Wprowadziłem go do
gabinetu.
Mary spojrzała na niego ze zdziwieniem i lekką irytacją.
Kto to taki?
Przedstawił się jako pan MacWhirter, proszę pani.
Nie znam nikogo takiego.
Tak jest, proszę pani.
To pewnie jakiś reporter. Nie powinieneś był go wpuszczać,
Hurstall.
Hurstall chrząknął.
To raczej nie reporter, proszę pani. Myślę, że to jakiś
znajomy pani Audrey.
A, to co innego.
Przygładziwszy włosy Mary, powłócząc ze zmęczenia nogami,
minęła hol i weszła do małego gabinetu. Była lekko zdziwiona, gdy
wysoki mężczyzna, stojący pod oknem, odwrócił się do niej. W
najmniejszym stopniu nie wyglądał na znajomego Audrey.
Powiedziała jednak miło:
Przykro mi, że nie zastał pan pani Strange. Chciał się pan z
nią widzieć?
Przyglądał się jej uważnie, z namysłem.
Pani musi być panną Aldin?
Tak.
Myślę, że i pani może udzielić mi pomocy. Chcę znalezć
kawałek liny.
Liny?! zdziwienie Mary nie miało granic.
Tak, liny. Gdzie możecie trzymać linę?
Kiedy Mary o tym pózniej myślała, zdała sobie sprawę, że
została chyba lekko zahipnotyzowana. Gdyby ten obcy człowiek
zaczął coś wyjaśniać, pewnie by go wyprosiła. Ale Angus
MacWhirter, nie mogąc wymyślić żadnego wiarygodnego pretekstu,
rozsądnie postanowił nie wyjaśniać niczego. Po prostu powiedział,
czego chce. Nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Mary wyruszyła z nim
na poszukiwanie liny.
Jakiej liny pan potrzebuje? spytała.
Wszystko jedno.
Może w komórce... powątpiewała.
Idziemy?
Zaprowadziła go tam. Znalazł się kłąb sznura i jakiś kawałek
cienkiej linki, ale MacWhirter pokręcił głową. Potrzebował liny.
Sporego zwoju liny.
Jest jeszcze stryszek powiedziała Mary z wahaniem.
Dobra, tam możemy coś znalezć.
Wrócili do domu i wspięli się na górę. Mary otworzyła drzwi.
MacWhirter zajrzał. Wydał z siebie westchnienie zadowolenia.
Jest!
Na jakiejś skrzyni leżał duży zwój liny, tuż przy drzwiach, wraz
ze sprzętem rybackim i jakimiś zjedzonymi przez mole narzutami.
MacWhirter położył rękę na ramieniu Mary i popchnął ją lekko do
przodu, aż oboje stanęli przy samym zwoju. Dotknął go i oświadczył:
Chciałbym, żeby pani to zapamiętała, panno Aldin. Niech
pani patrzy wszystko wokół pokryte jest grubą warstwą kurzu,
natomiast na linie nie ma kurzu! Niech pani dotknie.
Jest trochę wilgotna rzekła tonem wyrażającym
zdziwienie.
Właśnie!
Wrócił do drzwi.
A lina? Myślałam, że chce pan linę? Mary była
całkowicie zdezorientowana.
MacWhirter się uśmiechnął.
Chciałem tylko wiedzieć, że lina tu jest. To tyle. Może
zechciałaby pani zamknąć te drzwi dobrze na klucz, panno Aldin, i
zabrać klucz ze sobą. Tak. Będę zobowiązany, jeśli go pani wręczy
nadkomisarzowi Battle owi albo inspektorowi Leachowi. Najlepiej
będzie, jeśli to oni się kluczem zaopiekują.
Kiedy zeszli na dół, Mary zrobiła wysiłek, żeby się trochę
pozbierać, i zaprotestowała:
Ale... właściwie... nie rozumiem o co panu chodziło?
Nie musi pani ujął jej dłoń i potrząsnął nią serdecznie.
Jestem bardzo zobowiązany. Pomogła mi pani bardzo.
Po czym wyszedł przez frontowe drzwi. Mary zastanawiała się,
czy to czasem nie był sen!
Właśnie przyszli Nevile i Thomas, a za chwilę wrócił samochód
i Mary stwierdziła, że zazdrości Kay i Tedowi dobrego samopoczucia.
Zmiali się i żartowali we dwójkę. Właściwie, dlaczego nie?
pomyślała. Camilla Tresilian nic dla Kay nie znaczyła. Cała ta
tragiczna sprawa przerastała tę młodą istotę.
Policja przybyła, kiedy kończyli lunch. W głosie Hurstalla
brzmiało coś w rodzaju lęku, kiedy oznajmił, że nadkomisarz Battle i
inspektor Leach rozgościli się w salonie.
Nadkomisarz Battle, witając się ze wszystkimi, miał minę
nadzwyczaj uprzejmą.
Mam nadzieję, że państwu nie przeszkadzam przeprosił
ale jest kilka spraw, które wymagają wyjaśnienia. Na przykład,
czyja jest ta rękawiczka?
Pokazał małą żółtą rękawiczkę z kozlej skórki. Zwrócił się do
Audrey.
Czy należy do pani?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
Nie, to nie moja.
Panno Aldin?
Nie, nie, moje są innego koloru.
Mogę zobaczyć? Kay wyciągnęła rękę Nie.
Może pani przymierzy?
Kay spróbowała, ale rękawiczka była za mała.
Panno Aldin?
Przyszła kolej na Mary.
Nie, na panią też jest za mała stwierdził Battle. Zwrócił
się znów do Audrey. Sądzę, że na panią będzie w sam raz. Ma pani
najmniejsze dłonie.
Audrey wzięła od niego rękawiczkę i wciągnęła na prawą dłoń.
Nevile Strange zaprotestował ostro:
Przecież już panu mówiła, panie Battle, że to nie jej
rękawiczka.
No, cóż odparł Battle może się pomyliła. Albo
zapomniała.
Może i moja powiedziała Audrey. Rękawiczki są takie
do siebie podobne, prawda?
Tak czy owak, znaleziono ją pod pani oknem, pani Strange,
wciśniętą między pędy bluszczu. I dodał szczególnym tonem:
Razem z drugą od pary.
Zapadło milczenie. Audrey otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć, ale zrezygnowała. Spuściła wzrok pod nieruchomym
spojrzeniem nadkomisarza.
Nevile poderwał się.
Niech pan posłucha, nadkomisarzu...
Może byśmy zamienili słówko na osobności, panie Strange
zaproponował Battle poważnie.
Oczywiście, panie nadkomisarzu. Chodzmy do biblioteki.
Poszedł przodem, a obaj oficerowie za nim. Kiedy zamknęły się za
nimi drzwi, Nevile zaczął ostro:
Co to za bzdurna historia z tymi rękawiczkami pod oknem
mojej żony?
Panie Strange, znalezliśmy w tym domu parę bardzo
ciekawych rzeczy powiedział spokojnie Battle.
Nevile zmarszczył brwi.
Ciekawych? Pod jakim względem ciekawych?
Pokażę panu Battle skinął głową na Leacha, który
wyszedł na chwilę i wrócił z dziwnym przyrządem w ręku.
Battle wyjaśnił:
Składa się to, jak pan widzi, ze stalowej gałki wziętej z
ozdobnej wiktoriańskiej kraty sprzed kominka, ciężkiej i masywnej,
którą przykręcono do uchwytu rakiety tenisowej, odpiłowanego
uprzednio od główki rakiety. Zrobił pauzę. Sądzę, że nie można
mieć wątpliwości, że to właśnie narzędzie zostało użyte, żeby zabić
lady Tresilian.
To potworne! zawołał Nevile, wzdrygając się. Gdzie
panowie znalezliście ten... ten koszmar.
Gałka była oczyszczona i przykręcona z powrotem do kraty.
Morderca jednak nie zauważył drobnej plamki na gwincie.
Sprawdziliśmy, że to krew. Uchwyt został przyklejony z powrotem do
główki rakiety i okręcony przylepcem chirurgicznym. Potem rakietę
wrzucono z powrotem do schowka pod schodami, gdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
Ted Latimer zabrał się z nimi. Nevile i Thomas Royde poszli na
spacer, więc nie licząc służby Mary była w domu sama.
Nadkomisarza Battle a i inspektora Leacha dziś w Gull s Point
nie było, co przyniosło wszystkim trochę ulgi. Mary wydawało się, że
wraz z nimi ulotnił się cień, który wisiał nad domem. Byli grzeczni,
nawet, prawdę mówiąc, sympatyczni, ale te ciągłe podpytywania i
formalne przesłuchania, szperanie, węszenie, wielokrotne sprawdzanie
każdego najdrobniejszego faktu na nikogo dobrze nie wpływało. Ten
nadkomisarz o kamiennej twarzy poznał już chyba każdy incydent,
każde słówko, każdy gest nawet, które miały miejsce w ciągu
ostatnich dziesięciu dni.
Dziś, kiedy ich nie było, zapanował spokój. Mary może sobie
pozwolić na odpoczynek. Nie będzie myśleć o niczym. Tylko leżeć i
odprężać się.
Proszę wybaczyć, panno Aldin...
W drzwiach stał Hurstall z przepraszającą miną.
Co, Hurstall?
Jakiś pan chce się z panią widzieć. Wprowadziłem go do
gabinetu.
Mary spojrzała na niego ze zdziwieniem i lekką irytacją.
Kto to taki?
Przedstawił się jako pan MacWhirter, proszę pani.
Nie znam nikogo takiego.
Tak jest, proszę pani.
To pewnie jakiś reporter. Nie powinieneś był go wpuszczać,
Hurstall.
Hurstall chrząknął.
To raczej nie reporter, proszę pani. Myślę, że to jakiś
znajomy pani Audrey.
A, to co innego.
Przygładziwszy włosy Mary, powłócząc ze zmęczenia nogami,
minęła hol i weszła do małego gabinetu. Była lekko zdziwiona, gdy
wysoki mężczyzna, stojący pod oknem, odwrócił się do niej. W
najmniejszym stopniu nie wyglądał na znajomego Audrey.
Powiedziała jednak miło:
Przykro mi, że nie zastał pan pani Strange. Chciał się pan z
nią widzieć?
Przyglądał się jej uważnie, z namysłem.
Pani musi być panną Aldin?
Tak.
Myślę, że i pani może udzielić mi pomocy. Chcę znalezć
kawałek liny.
Liny?! zdziwienie Mary nie miało granic.
Tak, liny. Gdzie możecie trzymać linę?
Kiedy Mary o tym pózniej myślała, zdała sobie sprawę, że
została chyba lekko zahipnotyzowana. Gdyby ten obcy człowiek
zaczął coś wyjaśniać, pewnie by go wyprosiła. Ale Angus
MacWhirter, nie mogąc wymyślić żadnego wiarygodnego pretekstu,
rozsądnie postanowił nie wyjaśniać niczego. Po prostu powiedział,
czego chce. Nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Mary wyruszyła z nim
na poszukiwanie liny.
Jakiej liny pan potrzebuje? spytała.
Wszystko jedno.
Może w komórce... powątpiewała.
Idziemy?
Zaprowadziła go tam. Znalazł się kłąb sznura i jakiś kawałek
cienkiej linki, ale MacWhirter pokręcił głową. Potrzebował liny.
Sporego zwoju liny.
Jest jeszcze stryszek powiedziała Mary z wahaniem.
Dobra, tam możemy coś znalezć.
Wrócili do domu i wspięli się na górę. Mary otworzyła drzwi.
MacWhirter zajrzał. Wydał z siebie westchnienie zadowolenia.
Jest!
Na jakiejś skrzyni leżał duży zwój liny, tuż przy drzwiach, wraz
ze sprzętem rybackim i jakimiś zjedzonymi przez mole narzutami.
MacWhirter położył rękę na ramieniu Mary i popchnął ją lekko do
przodu, aż oboje stanęli przy samym zwoju. Dotknął go i oświadczył:
Chciałbym, żeby pani to zapamiętała, panno Aldin. Niech
pani patrzy wszystko wokół pokryte jest grubą warstwą kurzu,
natomiast na linie nie ma kurzu! Niech pani dotknie.
Jest trochę wilgotna rzekła tonem wyrażającym
zdziwienie.
Właśnie!
Wrócił do drzwi.
A lina? Myślałam, że chce pan linę? Mary była
całkowicie zdezorientowana.
MacWhirter się uśmiechnął.
Chciałem tylko wiedzieć, że lina tu jest. To tyle. Może
zechciałaby pani zamknąć te drzwi dobrze na klucz, panno Aldin, i
zabrać klucz ze sobą. Tak. Będę zobowiązany, jeśli go pani wręczy
nadkomisarzowi Battle owi albo inspektorowi Leachowi. Najlepiej
będzie, jeśli to oni się kluczem zaopiekują.
Kiedy zeszli na dół, Mary zrobiła wysiłek, żeby się trochę
pozbierać, i zaprotestowała:
Ale... właściwie... nie rozumiem o co panu chodziło?
Nie musi pani ujął jej dłoń i potrząsnął nią serdecznie.
Jestem bardzo zobowiązany. Pomogła mi pani bardzo.
Po czym wyszedł przez frontowe drzwi. Mary zastanawiała się,
czy to czasem nie był sen!
Właśnie przyszli Nevile i Thomas, a za chwilę wrócił samochód
i Mary stwierdziła, że zazdrości Kay i Tedowi dobrego samopoczucia.
Zmiali się i żartowali we dwójkę. Właściwie, dlaczego nie?
pomyślała. Camilla Tresilian nic dla Kay nie znaczyła. Cała ta
tragiczna sprawa przerastała tę młodą istotę.
Policja przybyła, kiedy kończyli lunch. W głosie Hurstalla
brzmiało coś w rodzaju lęku, kiedy oznajmił, że nadkomisarz Battle i
inspektor Leach rozgościli się w salonie.
Nadkomisarz Battle, witając się ze wszystkimi, miał minę
nadzwyczaj uprzejmą.
Mam nadzieję, że państwu nie przeszkadzam przeprosił
ale jest kilka spraw, które wymagają wyjaśnienia. Na przykład,
czyja jest ta rękawiczka?
Pokazał małą żółtą rękawiczkę z kozlej skórki. Zwrócił się do
Audrey.
Czy należy do pani?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
Nie, to nie moja.
Panno Aldin?
Nie, nie, moje są innego koloru.
Mogę zobaczyć? Kay wyciągnęła rękę Nie.
Może pani przymierzy?
Kay spróbowała, ale rękawiczka była za mała.
Panno Aldin?
Przyszła kolej na Mary.
Nie, na panią też jest za mała stwierdził Battle. Zwrócił
się znów do Audrey. Sądzę, że na panią będzie w sam raz. Ma pani
najmniejsze dłonie.
Audrey wzięła od niego rękawiczkę i wciągnęła na prawą dłoń.
Nevile Strange zaprotestował ostro:
Przecież już panu mówiła, panie Battle, że to nie jej
rękawiczka.
No, cóż odparł Battle może się pomyliła. Albo
zapomniała.
Może i moja powiedziała Audrey. Rękawiczki są takie
do siebie podobne, prawda?
Tak czy owak, znaleziono ją pod pani oknem, pani Strange,
wciśniętą między pędy bluszczu. I dodał szczególnym tonem:
Razem z drugą od pary.
Zapadło milczenie. Audrey otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć, ale zrezygnowała. Spuściła wzrok pod nieruchomym
spojrzeniem nadkomisarza.
Nevile poderwał się.
Niech pan posłucha, nadkomisarzu...
Może byśmy zamienili słówko na osobności, panie Strange
zaproponował Battle poważnie.
Oczywiście, panie nadkomisarzu. Chodzmy do biblioteki.
Poszedł przodem, a obaj oficerowie za nim. Kiedy zamknęły się za
nimi drzwi, Nevile zaczął ostro:
Co to za bzdurna historia z tymi rękawiczkami pod oknem
mojej żony?
Panie Strange, znalezliśmy w tym domu parę bardzo
ciekawych rzeczy powiedział spokojnie Battle.
Nevile zmarszczył brwi.
Ciekawych? Pod jakim względem ciekawych?
Pokażę panu Battle skinął głową na Leacha, który
wyszedł na chwilę i wrócił z dziwnym przyrządem w ręku.
Battle wyjaśnił:
Składa się to, jak pan widzi, ze stalowej gałki wziętej z
ozdobnej wiktoriańskiej kraty sprzed kominka, ciężkiej i masywnej,
którą przykręcono do uchwytu rakiety tenisowej, odpiłowanego
uprzednio od główki rakiety. Zrobił pauzę. Sądzę, że nie można
mieć wątpliwości, że to właśnie narzędzie zostało użyte, żeby zabić
lady Tresilian.
To potworne! zawołał Nevile, wzdrygając się. Gdzie
panowie znalezliście ten... ten koszmar.
Gałka była oczyszczona i przykręcona z powrotem do kraty.
Morderca jednak nie zauważył drobnej plamki na gwincie.
Sprawdziliśmy, że to krew. Uchwyt został przyklejony z powrotem do
główki rakiety i okręcony przylepcem chirurgicznym. Potem rakietę
wrzucono z powrotem do schowka pod schodami, gdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]