[ Pobierz całość w formacie PDF ]

włosach błagała Ginger o błyskawiczne poszerzenie na wieczór sukienki, która jeszcze
miesiąc temu leżała jak ulał, lecz teraz nagle się skurczyła, wisząc w szafie.
W obu przypadkach Ginger nie odmówiła pomocy. Nie tylko dlatego, że były to
posunięcia korzystne dla firmy. Aatwo dawała się wzruszyć prośbom o pomoc w
potrzebie. Tak więc i teraz człowiek, który stał przed drzwiami firmy, pewnie dostanie
to, po co przyjechał.
A może nie dostanie, uznała, obejrzawszy gościa przez wizjer.
Otworzyła drzwi. Stał przed nią Sam Weller i swymi niebieskimi oczyma
lustrował ją od stóp do głów. Ginger była skonsternowana.
- Co tu robisz? - spytała nerwowo, przytrzymując na mokrych włosach
ręcznikowy turban.
- Czyżbyś zapomniała, że dziś odbieramy pierścionek? - zapytał z pewną dozą
irytacji.
- Tak wcześnie? - Ginger rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie nad kasą. -
W niedzielę o wpół do ósmej?
Ponownie spojrzała na Sama. Starał się ukryć uśmiech.
- 34 -
S
R
- To najlepsza pora dnia. Powietrze jest czyste i rześkie. A poza tym człowiek
nigdy nie wie, co może mu się potem przydarzyć.
- To fakt - przyznała oschłym tonem. - Na przykład jakiś idiota zapuka do drzwi
akurat wtedy, kiedy będę brała prysznic.
Uśmiech Sama stał się jeszcze szerszy. Opromieniał całą jego twarz. Przed
Ginger stał teraz zupełnie inny człowiek. Młodszy i o niebo sympatyczniejszy. No i
nieskończenie bardziej niebezpieczny jako mężczyzna, bo wzbudzający pożądanie.
Nadal czuła na wargach jego wczorajszy  doświadczalny" pocałunek, tak jakby usta
Sama odcisnęły na nich trwałą pieczęć.
- Musisz nosić tak seksowne dżinsy? - już bez cienia wesołości zapytał Sam.
Znów miał do niej pretensję, że za dobrze wygląda. Ginger chętnie trzepnęłaby
go w ucho za takie gadanie, ale musiała przytrzymywać obydwoma rękoma
rozwijający się ręcznik.
- Zechciej, proszę, pamiętać, że nie jestem żadną słodką kuchareczką z
przedpotopowych reklam - powiedziała ostrym tonem. - Bądz uprzejmy o tym nie
zapominać. Oszczędz mi dalszych rozmów na ten temat.
- Dobrze - mruknął Sam.
- Wejdz na górę i poczekaj, aż się ubiorę. Właśnie zaparzyłam kawę, to się
napijemy.
Kiedy po chwili wróciła, Sam znów zaczął się jej przyglądać. Tak badawczo, że
Ginger zachciało się śmiać.
- Byłabym o niej zapomniała. - Sięgnęła po torebkę leżącą na podłodze. Kiedy
się wyprostowała, Sam zobaczył, że ściągnęła włosy w koński ogon. - Czy tak
uczesana wyglądam bardziej po domowemu? - spytała z niewinną miną.
- Lepiej od razu ruszajmy, jeśli chcemy złapać Mary przed jej zwyczajowym,
niedzielnym wypadem na kawę - powiedział Sam.
Zauważył, że koński ogon wcale nie sprawił, iż Ginger nabrała bardziej
nobliwego wyglądu.
Ukryła uśmiech i wypiła duży łyk kawy. Potem wyłączyła ekspres, chwyciła z
talerzyka ostatni pączek i pobiegła za Samem i córką.
- 35 -
S
R
Wyglądało na to, że niemal wszyscy mieszkańcy tego miasteczka zaczynali
energicznie działać od samego świtu, i to w niedzielę.
Mary Stafford już na nich czekała. Gdy tylko furgonetka zatrzymała się przed
sklepem, otworzyła drzwi. Wpuściła gości do środka i po chwili przyniosła z zaplecza
pierścionek.
Ginger wysunęła rękę, lecz Mary podała go Samowi.
Z nieodgadnionym wyrazem twarzy przez chwilę oglądał pierścionek, a potem
wyciągnął go w stronę Ginger. Podała mu lewą rękę. Gdy wsunął pierścionek na palec,
poczuła nagły ucisk serca. Długo trzymał jej rękę, aż wreszcie spojrzał na Mary.
- Jest idealny - oświadczył szorstkim tonem, ale z jego oczu emanowało ciepło.
- Ja też chcę zobaczyć - odezwała się Emily i wtedy Ginger skorzystała z okazji
i szybko wysunęła dłoń z uścisku Sama. Pokazała pierścionek córce. Dziewczynka aż
gwizdnęła z podziwu. - Pięknie lśni - stwierdziła. - Jak twoje oczy. Błyszczą. Sam
zwrócił na to uwagę.
Ginger była gotowa przysiąc, że jej zleceniodawca zaczerwienił się po korzonki
włosów. Nasunął kapelusz na twarz.
- Czy ktoś ma ochotę na lody w rożku? - wymamrotał niewyraznie.
- Ja! Ja! - wykrzyknęła Emily.
- Sam, jest dopiero wpół do dziewiątej. O tej porze nikt nie chodzi na lody - z
przyganą w głosie oświadczyła Ginger.
- My chodzimy - odparł, spoglądając na Emily, nadal starannie unikając wzroku
jej matki.
Mary Stafford z rozbawieniem przysłuchiwała się rozmowie.
- Złotko - zwróciła się do Ginger - jeśli zamierzasz zostać narzeczoną Sama
Wellera, nawet tylko na krótko, musisz być zawsze przygotowana na coś
niecodziennego. - Mrugnęła do Emily.
- A więc jest to odpowiednia pora na lody - poddając się, powiedziała Ginger.
Zwietnie wiedziała, że propozycja Sama miała na celu odwrócenie uwagi Emily od
rozmowy na temat lśniących oczu jej matki.
- 36 -
S
R
Lodziarnia znajdowała się parę domów dalej i, ku zdumieniu Ginger, była już
otwarta. Weszli do środka. Serwowano tu także pączki, słodkie bułeczki i soki.
Stanowiły one główną przyczynę tak wczesnego otwarcia sklepu.
Na szczęście dla Ginger mieszczący się w pobliżu magazyn dla nowożeńców
był zamknięty. W przeciwnym razie musiałaby pewnie wybrać jakąś ślubną suknię,
żeby móc pokazać ją matce Sama i w ten sposób uwiarygodnić zaręczyny.
Emily wybrała lody truskawkowe. Wzięła rożek do ręki, usiadła na pierwszym
z brzegu stołku i z apetytem zaczęła je lizać. Ginger oświadczyła, że nie ma ochoty na
lody, lecz Sam uparł się, żeby jednak zdecydowała się je zjeść.
- Pani Marsh - zaczął, zsuwając kowbojski kapelusz na tył głowy - kobieta,
która odmawia zjedzenia lodów, jest w tej części stanu osobą podejrzaną.
- O co? - spytała Ginger, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
- O to, że jest drętwa - wyjaśnił Sam. - Może nawet należy do kobiet, które nie
chcą tańczyć ani grać w karty.
- Och, tylko nie to! - jęknęła Ginger z udawanym przestrachem. - Proszę o lody.
Karmelowe: Podwójną porcję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl