[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Amy nie miała ochoty wypuszczać książki z rąk. Chciała nacieszyć się każdym
słowem napisanym przez matkę, ale w końcu niechętnie podała almanach Alistairowi.
- Za chwilę będę go chciała z powrotem - zaznaczyła od razu.
- To niesprawiedliwe! - krzyknął Dan.
Alistair założył okulary i uważnie przyjrzał się kolejnym stronom.
- Interesujące. Książką opiekowało się kilka pokoleń. Te notatki sporządziła Grace, to
jest charakter pisma mojego ojca, Gordona Oh, a tutaj rozpoznaję pismo Jamesa Cahilla, ojca
Grace. Byli braćmi, tyle że matka Gordona, a moja babka, pochodziła z Korei.
- Super - przerwał mu zniecierpliwiony Dan. - Ale dlaczego nasza mama pisała o
Benie Franklinie?
Alistair uniósł brwi.
- Najwyrazniej Franklin był Cahillem, co zresztą wcale mnie nie dziwi. W końcu był
wynalazcą, tak jak ja. Domyślam się, że większość książek znajdujących się w tej bibliotece
została napisana przez członków naszej rodziny, zarówno tych, którzy wiedzieli, że w ich
żyłach płynie krew Cahillów, jak i nieświadomych tego faktu.
Amy nie mogła się otrząsnąć ze zdumienia. Wszyscy ci autorzy... byli Cahillami? Czy
to możliwe, że za każdym razem, kiedy siadywała w bibliotece, zatapiała się w lekturze
książek napisanych przez swoich krewnych? Nie mogła uwierzyć, że ich rodzina jest aż tak
potężna, chociaż pan Mclntyre powiedział im, że Cahillowie kształtowali dzieje ludzkości. Po
raz pierwszy zaczynała rozumieć, co mógł mieć na myśli ipoczuła się tak, jakby stanęła nad
głęboką przepaścią.
Skąd ich matka wiedziała o pierwszej wskazówce na wiele lat przed, rozpoczęciem
poszukiwań? Dlaczego postanowiła o niej napisać właśnie w tej książce? Co miała na myśli,
pisząc o Labiryncie Kości? Tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi.
- Jestem spokrewniony z Benjaminem Franklinem? %7łartujesz! - Dan zaczął
podskakiwać, jak zwykle doprowadzając Amy do szału.
- Próbowałeś bawić się latawcem podczas burzy? Mógłbyś sprawdzić, czy porazi cię
prąd! - zaproponowała złośliwie.
- Uspokójcie się, dzieci - upomniał ich Alistair. - Czeka nas dużo pracy. Musimy
przejrzeć te wszystkie notatki i...
- Zaczekajcie - Amy poczuła, jak jej ciało sztywnieje. W powietrzu unosiła się gryząca
nozdrza woń. - Czy ktoś tu pali?
Wuj Alistair i Dan rozejrzeli się dookoła, zdumieni. I wtedy Amy dostrzegła biały
dym zbierający się pod sufitem i opadający w postaci śmiercionośnej chmury.
- Pali się! - krzyknął Dan. - Szybko, schody! - Amy zamarła. Panicznie bała się ognia,
bo przywoływał złe wspomnienia. Bardzo złe wspomnienia. - No dalej! - Dan chwycił ją za
dłoń. - Musimy znalezć Saladina!
To poderwało Amy do działania. Nie mogła pozwolić na to, żeby kotu stało się coś
złego.
- Nie mamy czasu! - zaprotestował Alistair. - Musimy się stąd wydostać!
Dym szczypał Amy w oczy. Ledwie mogła oddychać. Szukała Saladina, ale przepadł
jak kamień w wodę. Wreszcie Dan zaciągnął ją w górę schodów i nacisnął ramieniem na
sekretne przejście za regałem z książkami. Jednak ściana ani drgnęła.
- Dzwignia - wykaszlał. - Musi gdzieś tu być.
Dan zwykle dobrze sobie radził z różnymi mechanizmami, lecz tym razem
gorączkowe poszukiwania guzika lub dzwigni nie przyniosły rezultatu. Dym stawał się coraz
gęstszy. Amy nacisnęła na ścianę i krzyknęła:
- Powierzchnia coraz bardziej się nagrzewa! Ogień dociera z zewnątrz. Nie możemy
tędy iść!
- Musimy! - upierał się Dan, lecz tym razem to Amy pociągnęła go za sobą, schodami
w dół. Dym był już tak gęsty, że ledwie się widzieli.
- Trzymaj się najniżej, jak będziesz mógł! - powiedziała Amy.
Czołgali się przez bibliotekę, desperacko szukając drugiego wyjścia. Nie miała
pojęcia, gdzie podział się wuj Alistair. Ogień szybko trawił regały z książkami - stary, suchy
papier okazał się doskonałą podpałką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl