[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamierzamy się pobrać.
- Dlaczego więc w każdym liście dopytywałaś się o Craiga? - spytała
Temple.
- Bo chciałam mieć pewność, że dobrze mu się wiedzie. Jestem
szczęśliwa, Craig - ponownie zwróciła się do niego. - I w dużej mierze
zawdzięczam to tobie. Dlatego pragnę, żeby i tobie się udało.
- To wspaniale - wykrztusiła Temple, zaskoczona biegiem wy-
padków.
- Przebaczysz mi, Craig?
- Jeśli kiedykolwiek zbliżysz się do mojego samochodu z bananem...
- Nigdy, przysięgam.
Craig pochylił się i lekko pocałował Nancy w usta. Kiedy przywarła
do niego mocniej, odsunął się i pogroził jej żartobliwie. Wstał od stolika.
- Z tobą porozmawiam pózniej. - Wycelował palcem w Temple.
- Dziękuję, kochana - odezwała się Nancy, kiedy Craig oddalił się na
znaczną odległość.
- Za co?
- %7łe zaaranżowałaś to spotkanie.
- Skąd ci przyszło do głowy...
- Nie jesteś dobrym graczem. Musisz się z tym pogodzić. Naprawdę
nigdy ci nie wspomniał o tym, co zrobiłam?
- Ani słowem.
- Zbyt duży z niego dżentelmen, by prać publicznie swoje brudy -
westchnęła Nancy.
Mnie jednak mógł powiedzieć. Przecież jesteśmy przyjaciółmi,
pomyślała Temple. Powinien był to zrobić.
139
R S
- To wspaniały facet - ciągnęła Nancy. - Sama bym ci wszystko
opowiedziała, ale czułam się zbyt zakłopotana. Zawsze żałowałam, że
między nami nie ułożyło się inaczej, ale tak się stało i kwita. Byłam
niedojrzałą, zepsutą pannicą, a Craig nie zamierzał mnie wychowywać.
Miał rację, że ze mną zerwał. Lepiej, że wtedy, niż miałby to zrobić parę
lat pózniej. - Nancy wzięła do ręki kartę. - Zgłodniałam po tej spowiedzi.
Co by tu zjeść na deser? Coś bardzo kalorycznego i niezdrowego...
Temple nie widzącym wzrokiem wpatrywała się w menu. Ciągle
kręciło jej się w głowie po tym, czego się dowiedziała.
Jeden z powodów, dla których nie chciała zakochać się w Craigu,
przestał istnieć. Wobec tego - co dalej?
ROZDZIAA DWUNASTY
- Kto cię tak załatwił? - Ginny wybuchnęła śmiechem, stawiając
przed Craigiem i Scottym zamówione napoje.
Craig zerknął do lustra wiszącego za bufetem i popatrzył na swoją
twarz, którą ozdabiał wielki fioletowy siniak pod lewym okiem.
- Dawna narzeczona z Wirginii w końcu cię wytropiła? - Scotty
otworzył puszkę z wodą sodową i napełnił nią szklankę.
- Rzeczywiście wytropiła. - Przez wiele lat skutecznie unikałem
Nancy, a teraz Temple unika mnie, pomyślał. - Ale siniak zawdzięczam
jezdzie na łyżworolkach.
- Co ci przyszło do głowy? - zaśmiał się Scotty.
- Celia uwielbia ten sport.
140
R S
- Ta wysoka, dobrze zbudowana blondynka, z którą umówił cię Pete?
- Nie zauważyłem, jak była zbudowana, może dlatego, że podczas
naszego spotkania przez dwie godziny leżałem na plecach.
- Ciekawe... - Ginny zaśmiała się szatańsko.
- Rozciągnięty jak długi - uściślił Craig. - Tłumaczyłem jej, że nie
umiem jezdzić na łyżworolkach, ale ona się uparła. Twierdziła, że facet o
tak wysportowanej sylwetce jak ja nie może mieć z tym żadnych
problemów.
- Przekonałeś ją, że się myliła.
- Oj, tak. - Ostrożnie dotknął policzka, krzywiąc się z bólu, po czym
opowiedział przyjaciołom o swojej nieszczęsnej przygodzie.
Celia była piękną kobietą o długich, opalonych nogach i pro-
miennym uśmiechu. Spotkali się w niedzielę w parku pełnym miłośników
weekendowego uprawiania sportów. Craig nigdy do nich nie należał.
Owszem, interesował go baseball i piłka nożna, ale raczej jako kibica niż
gracza. Celia była jednak entuzjastką ruchu na świeżym powietrzu i tak
długo przekonywała Craiga, aż w końcu zgodził się nałożyć rolki.
Podczas pierwszej próby jazdy nogi uciekły mu do tyłu i wylądował
na drzewie. Celia wybuchnęła śmiechem, pomogła mu wstać i
powiedziała, żeby się nie zniechęcał.
- Skoro potrafisz chodzić, dasz radę pojechać - oznajmiła.
Craig w tym momencie nie był pewien, czy jest zdolny nawet zrobić
krok.
Celia chwyciła go za ramię i pociągnęła za sobą. Ludzie przyglądali
się ich zmaganiom, ale na wszelki wypadek robili to z pewnej odległości.
- No, dalej - dodawała mu odwagi Celia. - Trzymaj się mnie. Teraz
już honor nie pozwolił mu się poddać. Wyprostował się, przejechał parę
141
R S
metrów, po czym jak długi runął na ziemię, tym razem pociągając za sobą
swoją instruktorkę. Roześmiała się tylko, znowu pomogła mu wstać i
pojechali dalej.
Szło mu coraz lepiej. Zanim się zorientował, pędził już w dół
parkowego stoku i z każdą chwilą nabierał prędkości. Wiatr bił go po
oczach i Craig zastanawiał się, co jest gorsze: ten szalony pęd,
poprzedzający upadek, czy też moment, kiedy runie się na ziemię.
Przeczuwał, że wkrótce to nastąpi.
- Doskonale! - krzyczała Celia. - Chwyciłeś, o co chodzi!
Rzeczywiście tak było! W tej chwili poczuł się wspaniale. Nagle przestał
kontrolować szybkość. Stopy pojechały do przodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl