[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 znakomity Zubicki, ani  cudowny magnetyzer hrabia Władzio. Jedyną ich ozdobą była
Fania i elegancki świat, który tam bywał. Jak się rzeczy na takich zebraniach odbywają, łatwo
się domyśleć. Punkt dziewiąta wieczór pani Bujnicka już strojna siada na kanapie w oświetlo-
nym, ale jeszcze pustym salonie, a siada dlatego, żeby pierwszy frak, który wejdzie, zastał ją
już siedzącą i myślał, że ona zawsze tak siedzi na kanapie zachowując tę pozycję, daleko uro-
czystszą niż każda inna. Tymczasem w również oświeconym przedpokoju słychać gniewliwy
szept przeznaczonego do zdejmowania paletotów lokaja Feliksa. Stary Feliks gniewa się na
syna swego, małego Feliksa, przeznaczonego do zdejmowania kaloszy, a gniewa się o to, że
mały Feliks te kalosze regularnie co wtorek gdzieś zapodziewa lub gubi, skutkiem czego on 
jego rodzony ojciec, nazywa go bezbożnikiem i przepowiada mu, że wyjdzie na wisielca.
Wreszcie daje się słyszeć uderzenie dzwonka, otwierają się sprężyście drzwi salonu i poka-
zuje się w nich mniej więcej głupia fizjonomia pierwszego gościa. Przybyły podnosi głowę,
rozwesela oblicze, jakby go Bóg wie jakie szczęście spotkało i trzymając obiema białymi rę-
kawiczkami kapelusz tuż przy piersiach posuwa się podrygując na każdej nodze w kierunku
kanapy, na której siedzi pani Bujnicka. Następują powitania, wzajemne zapewnienia i oży-
wiona francuska rozmowa. Potem już uderzenia dzwonka powtarzają się co chwila i wkrótce
salon napełnia się gwarem, paryskim akcentem, białymi krawatami, wyziewami perfum, gorą-
cem, tiurniurami100 i trenami dam, folblutami rozmaitych ras i wszystkim, co razem wzięte
stanowi szyk, komfort etc.
Ponieważ na wieczorach tygodniowych bywają ci tylko, których gospodarz lub gospodyni
domu się spodziewa, łatwo zatem wystawić sobie zdziwienie pani Bujnickiej, gdy nagle w
otwartych drzwiach obok chudego i długiego Misia pojawił się Złotopolski. Pani Bujnicka
97
stante pede  (Å‚ac.) natychmiast.
98
recepcja  (z łac.) przyjęcie. Tu w znaczeniu dnia przyjęć dla gości.
99
Eh bien  (czyt. é biÄ™; franc.) No dobrze.
100
tiurniura  (z franc.) poduszeczka kładziona z tyłu spódnicy damskiej zgodnie z wyma-
ganiami ówczesnej mody.
62
zdawała się nie dowierzać własnym oczom, a jednak nie było najmniejszej wątpliwości. Tak
jest! był to Złotopolski we własnej osobie razem ze swoimi jasnymi faworytami U
: anglaise101, ze swoją zawsze równie piękną niby wyrzezbioną twarzą, której mleczna, pra-
wie dziewicza barwa, dziwnie odbijała od patrzących dumnie ciemnych oczu i męskich wą-
sów: on! on! elegancki jak zwykle, ufraczony, ukrawacony, urękawiczony, uczesany, jak
zwykle bez zarzutu  zatrzymał się na chwilę we drzwiach i podniósłszy głowę obrzucił
oczyma cały salon, potem zbliżył się do gospodyni.
Pani Bujnicka uśmiechnęła się z przymusem; mniej wprawna w obroty światowe Fania
zmieszała się nawet, tym bardziej że Iwaszkiewicza przy niej nie było; na twarzach obcych
pojawiło się oczekiwanie.
Ale Złotopolski nie miał wcale miny zrozpaczonego kochanka, przeciwnie, na twarzy jego
obok spokojnej pewności siebie malowała się nawet wesołość. Z całą swobodą i lekkością
powitał panią Bujnicką, uścisnął rękę Fani i skłoniwszy głową obecnym począł rozmawiać z
gospodyniÄ….
 Nie spodziewaliśmy się powrotu pana  zaczęła uprzejmie pani Bujnicka.  Pan na długo
do Warszawy?
 Vous savez madame102, że stałe moje siedlisko jest w Warszawie.
 Tym lepiej dla naszych towarzystw; powrót pana jest niezmiernie miłą dla nas niespo-
dziankÄ….
 Ach! prawda, że to jakoś żyjemy w czasie, w którym panują niespodzianki, ale co do
mnie, nie miałem i nie mam zamiaru opuszczać miasta. Wyjechałem tylko na pewien czas dla
uregulowania interesów Złotopola, a po ich uregulowaniu natychmiast tu wróciłem.
 Czy przynajmniej pomyślnie panu poszło? W naszych ciężkich czasach nie masz nic
kłopotliwszego jak gospodarstwo.
 Nikt tego lepiej nie wie jak ja, który przez trzy tygodnie przeszło musiałem siedzieć na
wsi. Ale przynajmniej muszę oddać sobie sprawiedliwość, że interesa uregulowałem tak, ja-
kem się sam nawet nie spodziewał.
 Tak pomyślnie?
 Tak pomyślnie.
 Faniu, uważasz, co pan Złotopolski powiada? Jakże się szczerze cieszymy! Szkoda, że
pan wcześniej nie przyszedł, byłybyśmy z Fanią posłuchały szczegółów.
 Ja sam wyznaję, że przyszedłem cokolwiek pózno  rzekł z naciskiem Złotopolski  ale
mam nadzieję, że nie za pózno.
Chwila milczenia.
 W każdym razie witamy pana, jako miłego gościa  rzekła pani Bujnicka.
 Który przyrzeka, że swoje opóznienie będzie się starał wszelkimi siłami naprawić  rzekł
shylając głowę Jaś.
 Czasem to bywa niepodobne  wtrąciła chłodno Fania.
Złotopolski uśmiechnął się.
 Pamiętam  rzekł  że dziada mego, kasztelana, nazywano w salonach za czasów Księ-
stwa Warszawskiego:  Monsieur le Malgrétout 103. Przypominam pani, że jestem jego wnu-
kiem.
 Czyż i panu dają tę nazwę?
 Spodziewam się, że zasłużę na nią.
 Więc dopiero w przyszłości?
101
U 1'anglaise  (czyt. a langles; franc.) na wzór angielski.
102
Vous savez madame  (czyt. wu sawe madam; franc.) Pani wie.
103
Monsieur le Malgrétout  (czyt. mesié le Malgretú; franc.)  Pan mimo wszystko .
63
 Tak pani! w mojej dewizie104 przede wszystkim o przyszłość chodzi.
 Przyszłość nie zależy od pana.
 Zmiem sądzić inaczej.
 Nie radzę panu szczerze. Skądże to zaufanie?
Złotopolski zniżył cokolwiek głos.
 Nie wiem, może wytrwałość pana Iwaszkiewicza nauczyła mnie wierzyć, że i najniepo-
dobniejsze rzeczy stać się mogą.
Fania zarumieniła się mocno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl