[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podszedł bliżej, wziął od niej ręcznik i zaczął delikatnie wycierać jej włosy. Jego
dotyk był niczym pieszczota, lecz Kira wiedziała, że musi się mieć na baczności. Poznała
już takich władczych mężczyzn, pewnych siebie i nieakceptujących odmowy. Przerażało
ją, że kiedy znajdzie się w jego objęciach, straci zdrowy rozsądek. Pójdą do łóżka, a po-
tem nadejdzie zdrada. To może potrwać dzień, tydzień lub miesiąc, ale w końcu on ją
oszuka. Będzie się zachowywał, jakby się nic nie stało, natomiast ona poczuje się kom-
pletnie zdruzgotana. Raz już jej się to przydarzyło i nie chciała ponownie zostać ofiarą.
Skończył wycierać jej włosy i popatrzył na nią z niekłamanym podziwem. Nie po-
trafiła oderwać od niego wzroku. Zaczęła drżeć, jednak nie z lęku, tylko z niecierpliwego
oczekiwania. Nigdy dotąd nie pożądała tak przemożnie żadnego mężczyzny.
Przełknęła nerwowo. Wciąż wpatrywał się w nią, jakby chciał, aby wyczytała w
jego oczach swe własne pragnienie. Jego spojrzenie hipnotyzowało ją. Wystarczyłoby
zrobić krok, by znalezć się w ramionach Stefana. Nie chciała jednak ponownie popełnić
dawnego błędu. Wszystko wskazywało na to, że ten mężczyzna sprowadziłby na nią ka-
tastrofę. Nie mogła ulec jego urokowi.
Odsunęła się, a on się odwrócił i zszedł z powrotem po schodach. Poczuła ulgę, a
jednocześnie rozczarowanie. Odgadywała w nim rezerwę, niechęć do otwarcia się i za-
angażowania. To ich łączyło. Ta myśl dała jej odwagę, by podążyć za nim na dół.
- Wciąż pada - powiedziała. - Może zostaniesz jeszcze i napijesz się kawy?
R
L
T
Nie spojrzał na nią. Podszedł do drzwi, stanął w nich, wspierając się dłońmi o fra-
mugi, i przyglądał się deszczowi padającemu na ogród. Kiedy się odezwał, jego głos za-
brzmiał równie lekko i beztrosko jak jej:
- Z przyjemnością. I pamiętaj, że mówiłem serio, proponując ci pracę.
- A ja naprawdę zamierzam rozważyć twoją propozycję - zapewniła.
Przyrządziła kawę z mlekiem i nalała do dwóch filiżanek. Tymczasem deszcz
osłabł. Stefano odwrócił się i spojrzał na nią. Kirze przemknęło przez głowę, że mężczy-
zna taki jak on nie spodziewa się, by kobieta odmówiła mu czegokolwiek. Ta myśl przy-
prawiła ją o zmysłowy dreszcz. Narastało w niej pożądanie. Podobne pożądanie dostrze-
gała w jego pięknych oczach. Ich spojrzenie kusiło ją nieodparcie. Wiedziała jednak, że
wybór należy do niej, i ta świadomość dawała jej poczucie siły. Mogła porzucić swoją
samotność i zaspokoić erotyczne pragnienie, które Stefano w niej budził, albo przy-
wdziać jeszcze grubszy pancerz niezależności.
Tak łatwo byłoby ulec Stefanowi Albaniemu! Lękała się jednak, że jeśli to uczyni,
on okaże się nie lepszy niż poprzedni mężczyzna, któremu niegdyś zaufała.
Gdy podała mu filiżankę kawy, ich dłonie znów przelotnie się zetknęły, a spojrze-
nia spotkały. Wypił napój jednym łykiem i odstawił filiżankę na stolik.
- Deszcz ustał, więc muszę już iść, Kiro - oznajmił. - Nie lubię mieszać spraw pry-
watnych i zawodowych, ale ponieważ jeszcze u mnie nie pracujesz...
Zanim się zorientowała, objął ją i pocałował. Ten pocałunek upoił Kirę. Wbrew
swym postanowieniom zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągnęła go do siebie i zanurzyła
palce w jego jedwabistych czarnych włosach. Stefano pogładził jej nagie ramiona. Po-
czuła, że stała się jego więzniem, który nigdy nie zechce uciec. Lecz wtedy on delikatnie
odsunął jej ręce i ujął je w swoje dłonie.
- Nie, Kiro. Po tym, co mi powiedziałaś, wiem, że nigdy byś sobie nie wybaczyła
pomieszania obowiązków z przyjemnością - powiedział opanowanym tonem, choć fi-
glarne ogniki w jego oczach przeczyły tym słowom. - Polecę pracownikom mojego biu-
ra, żeby przysłali ci wstępną wersję umowy. A tymczasem do widzenia.
Podniósł jej dłoń do ust, ucałował ją i wyszedł energicznym krokiem.
R
L
T
Kira siłą woli zwalczyła pragnienie, by nie pobiec za nim. Nie chciała, by pomy-
ślał, że z miejsca straciła dla niego głowę, jak zapewne czyniły wszystkie inne kobiety.
Po pewnym czasie dobiegł ją warkot silnika. Dopiero kiedy zaczął cichnąć, wyszła na
werandę. Zmigłowiec wysoko na niebie był teraz rozmiarów dziecięcej zabawki. Zato-
czył powoli kilka kręgów, niczym drapieżny ptak wypatrujący ofiary, a potem poleciał w
kierunku Florencji.
Kira od wielu lat unikała miłosnych przygód. Po tamtym pierwszym katastrofal-
nym romansie z Hugh Taylorem przyrzekła sobie, że nigdy więcej z nikim się nie zwią-
że. I oto teraz Stefano Albani wtargnął w jej życie, atakując obronne mury jej rezerwy.
Powiedziała sobie, że to bez znaczenia, gdyż uczucie, jakie w niej wzbudził, nie ma nic
wspólnego z miłością. Jej serce pozostało nietknięte, a to oznacza, że nie może zostać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl