[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaplącze się nawet duch. - Zerknęła w stronę najciemniejszego kąta. - Jeśli się wcześniej jakiś nie
zaplątał.
Esclas podążył za jej wzrokiem. Nic nie dostrzegł, wzruszył lekko ramionami. Jednak słowa kobiety
wywołały lekki dreszcz i płynący od lędzwi niepokój. Tymczasem Lorenzo, czując miękkość w kolanach,
chwiejnym krokiem podszedł do zydla i klapnął ciężko.
- Mów - szepnął. - Mów dalej. W czym tkwi tajemnica?
Stara narzuciła sobie na nogi wełnianą derkę.
- Gdy zbyt długo tkwi się poza czasem - rzekła - zaczyna się robić zimno. Dzieje się tak z jakiejś
nieznanej mi przyczyny. W moim wieku odczuwa się ową dolegliwość o wiele wcześniej i dotkliwiej niż
za młodych lat. Gdyby nie to, pozostawałabym bez przerwy w bezczasie i nikt nie mógłby mi zakłócać
spokoju. A co do tajemnicy... Nie kto inny, jak rycerze krzyżowi uczynili z tego miejsca to, co stało się
ucieleśnieniem legendy o kamieniu Ghussat az-Zeman. Stawiając mury nikt, rzecz jasna, nie zastanowił
się, dlaczego mieszkańcy tych ziem nie wznieśli twierdzy strzegącej pielgrzymi szlak w miejscu tak
dogodnym, jak to. Zaś w przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach, właśnie ta część
Zajordanii uchodziła od wieków za przeklętą. I byłoby jeszcze pół biedy, gdyby wzniesiono krak z
kamieni przywiezionych gdzieś z daleka. Jednak powstał on z wyrwanych ziemi tutejszych skał,
pamiętających najdawniejsze dzieje i pradawne duchy, przechowujące pamięć bogów, którzy dawno
umarli!
Lorenzo przeżegnał się.
- Oszalałaś, stara, czy chcesz nas znowu nastraszyć?
- Zamilcz! - warknął Esclas. - Pozwól jej mówić. Potem uznasz, czy ogarnęło ja szaleństwo.
- Dzięki, frankoński baronie. Ten młodzieniec jest zbyt niecierpliwy. Słuchajcie dalej. Postawiono
zamek pół wieku temu. Już wtedy byłam niewiastą w latach, choć jeszcze dla wielu smakowitym
kąskiem, wdową po pewnym znakomitym wojowniku. Dlatego właśnie przydzielono mi tę komnatę w
samym środku zamku, by uczcić pamięć mego męża, przez szacunek należny jego małżonce.
- Zatem jesteś kobietą frankońską - powiedział ze zdumieniem Esclas. - Dlatego tak biegle władasz
normandzką mową! To nie do uwierzenia. Jesteś jedną z nas! Jak brzmi twoje imię, pani?
- Jedną z was? - powtórzyła w zamyśleniu. - Być może byłam, kiedyś, tak dawno, że ledwo to
pamiętam... Choć wiem, że jeszcze kilka lat temu twierdza należała do wojsk krzyżowych. Jednak wydaje
się to tak dawno... Zresztą gdy tylko zauważono, że przebywanie w tej komnacie wlewa we mnie
nieprawdopodobne możliwości, stałam się jej więzniem. Zaś odkąd Moabem zaczął rządzić przeklęty
Renald de Chatillon, zabroniono dostępu do mnie wszystkim, za wyjątkiem kilku wybranych.
Bezwzględny Renald był zazdrosny o moją moc. Pasował do niego nadany przez Arabów przydomek
Szatan Frankoński.
- A twoje imię?
- Saraceni nadali mi miano Alawija. Wśród Franków zaś zwano mnie Gizela de Montfort.
- Pani de Montfort! Małżonka słynnego Reginalda! Powiadali jednak, że już dawno umarłaś! Miałaś
zejść z tego świata rok po śmierci męża, właśnie tutaj, w Moabie. Twoje serce ponoć pękło, nie ukojone
nigdy po stracie!
- Stracie! - prychnęła z pogardą. - Hrabia Montfort był okrutnikiem i łajdakiem bodaj nie mniejszym od
tego podleca de Chatillona. Kiedy pustynni nomadzi zatłukli go podczas jednej ze zbójeckich wpraw,
odczułam prawdziwą ulgę. A o tym, że umarłam, oznajmiono światu w chwili, gdy dotarło do zakutego
łba ówczesnego władcy Transjordanii, co w tym zamku naprawdę się dzieje. Zostałam poświęcona mocy
otaczających nas kamieni niby jakiemuś pogańskiemu bóstwu. Uczyniono ze mnie wieszczkę.
- Czyli to prawda! - mruknął Esclas. - Możesz przepowiadać przyszłość. Jeśli nawet nie ma klejnotu
Ghussat az-Zeman, ty możesz dać odpowiedz, czyż nie? Potrafisz ocenić wartość proroctw.
- Proroctw - prychnęła. - Czy i wy przychodzicie, żebym powiedziała, czy spełnią się słowa Joachima?
Lorenzo zesztywniał.
- Skąd o tym wiesz?
- Myślisz, pizański pachołku, żeś pierwszym, który tu wtargnął? Przed tobą byli już różni. Wpierw z
polecenia Saladyna rozmawiał ze mną Malik al-Adil, co naturalne, skoro Moab jest w rękach
muzułmanów. Zaś jeszcze przed zdobyciem Akki przybył wysłannik króla Filipa. Jak myślicie, dlaczego
Francuz tak prędko opuścił szeregi wyprawy krzyżowej? Zrozumiał, że na drodze do Jerozolimy czyha na
niego tylko choroba, może i śmierć, a nic wielkiego wywojować nie zdoła. Próbował tutaj słać swoich
asasynów Starzec z Gór, jednak nadużywanie haszyszu okazuje się zgubne dla tych, którzy tutaj
przychodzą. Byli i inni, od pana Cypru, od cesarza Bizancjum... Zakradali się cichaczem, tak jak wy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl