[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lewym uchu. Nie, to nie było złudzenie. Ponownie słyszę.
Próbuję usiąść, ale wokół talii mam szeroki pas bezpieczeństwa, który
pozwala mi unieść się tylko na kilka centymetrów. To ograniczenie
wolności sprawia, że wpadam w panikę. Usiłuję się wydostać z
uwięzi, poruszam biodrami, aby przecisnąć je przez pas. W pewnej
chwili fragment ściany się przesuwa i do pokoju wchodzi rudowłosa
awoksa z tacą w rękach. Widok dziewczyny mnie uspokaja, przestaję
się wyrywać. Pragnę zasypać ją pytaniami, ale boję się, że wpędzę ją
w kłopoty, jeśli zdradzę, że się znamy. Rzecz jasna, jestem ob-
serwowana. Rudowłosa stawia mi tacę na udach i przyciska jakiś
guzik. Aóżko składa się do pozycji fotela. Gdy już siedzę, a
404
dziewczyna poprawia mi poduszki, postanawiam zaryzykować i zadać
jedno pytanie.
Wypowiadam je głośno, najwyrazniej, jak mi na to pozwala chrapliwy
głos, aby nikt nie podejrzewał nas o sekrety.
 Czy Peeta przeżył?
Rudowosa kiwa głową, a gdy wsuwa mi łyżkę w dłoń, wyczuwam
przyjazny uścisk.
Chyba jednak nie życzyła mi śmierci. Poza tym Peeta żyje. Jakże
inaczej. Mają przecież tyle drogiego sprzętu. Mimo to wcześniej nie
byłam pewna.
Awoksa wychodzi, drzwi bezszelestnie zamykają się za jej plecami, a
ja kieruję wygłodniałe spojrzenie na tacę. Widzę miseczkę
przezroczystego rosołu, małą porcję przetartego jabłka i szklankę
wody. I już?, myślę niezadowolona. Moja powitalna kolacja chyba
powinna być nieco bardziej wyszukana? Z trudem jednak kończę
skromny posiłek, zupełnie jakby żołądek skurczył mi się do
rozmiarów kasztana. Ciekawe, jak długo leżałam nieprzytomna, skoro
ostatniego ranka na arenie zjadłam całkiem sute śniadanie. Od końca
turnieju do uroczystego przedstawienia zwycięzcy zwykle mija kilka
dni, aby organizatorzy mieli czas na doprowadzenie do porządku
wygłodniałego, rannego, zaniedbanego trybuta. Cinna i Portia z
pewnością szykują już nam ubrania na publiczne prezentacje.
Haymitch i Effie organizują przyjęcie dla sponsorów, a także
przeglądają pytania, które zostaną nam zadane podczas ostatnich
wywiadów. Dwunasty Dystrykt jest najprawdopodobniej pogrążony w
405
chaosie, jego mieszkańcy niewątpliwie sposobią się do uroczystości
powitalnych na cześć Peety i mnie, zwłaszcza że czekali na taką
okazję od prawie trzydziestu lat.
Dom! Prim i mama! Gale! Uśmiecham się nawet na myśl o tym
paskudnym kocie Prim. Wkrótce wracam do domu!
Mam ochotę wstać z łóżka, zobaczyć się z Peetą i Cinną, dowiedzieć
się więcej o tym, co się zdarzyło. Dlaczego nie mogę? Czuję się
niezle. Gdy jednak ponownie próbuję wyswobodzić się z pasa, do żyły
wpływa mi zimny płyn z jednej z rurek. Z miejsca tracę przytomność.
To się powtarza wielokrotnie, nawet nie wiem, jak długo. Budzę się,
jem, i choć powstrzymuję się od prób ucieczki z łóżka, z powrotem
mnie oszałamiają. Mam wrażenie, że tkwię w nierealnym,
niekończącym się półmroku. Docierają do mnie tylko pojedyncze
fakty. Rudowłosa awoksa nie zjawiła się od śniadania, a blizny mi
znikają. Chyba sobie tego nie wyobrażam? Czy słyszę męski krzyk?
Ktoś coś woła, w jego głosie nie rozpoznaję kapitolińskiego akcentu,
raczej bardziej szorstką intonację Dwunastego Dystryktu. Nie mogę
się pozbyć niejasnego, krzepiącego wrażenia, że ktoś mnie szuka.
W końcu nadchodzi moment, w którym odzyskuję świadomość i
widzę, że moja prawa ręka nie jest podłączona do żadnej aparatury.
Znikł ucisk w pasie, mogę się poruszać. Chcę wstać, ale
nieruchomieję na widok własnych dłoni. Skóra stała się perfekcyjnie
gładka i jasna. Bez śladu znikły nie tylko blizny z areny, lecz także
szramy, których sporo się nazbierało przez lata polowań. Czoło w
406
dotyku przypomina aksamit, bezskutecznie próbuję odszukać na łydce
ślady po oparzeniu.
Opuszczam nogi na podłogę, boję się, czy zdołają udzwignąć mój
ciężar. Na szczęście są mocne i pewne. Wzdrygam się na widok stroju
leżącego u stóp łóżka. Identyczne ubranie nosili wszyscy trybuci na
arenie. Wpatruję się w odzież, jakbymiała mi rozszarpać gardło, ale w
końcu sobie przypominam, że w tym uniformie, rzecz jasna, będę
musiała powitać drugą
połowę drużyny.
Ubieram się nie dłużej niż minutę. Nerwowo drepczę przed ścianą, w
której ukryte są drzwi. Nie umiem ich zlokalizować do czasu, gdy się
nieoczekiwanie rozsuwają. Przechodzę do przestronnego, pustego
korytarza, w którym pozornie również brakuje drzwi. Z pewnością
gdzieś tu są, a za jednymi z nich znajduje się Peeta. Teraz, kiedy
jestem przytomna i mogę chodzić, coraz bardziej się o niego
niepokoję. Z pewnością miewa się dobrze, awoksa chybaby nie
kłamała. Tak czy owak, sama muszę się o tym przekonać.
 Peeta!  wołam, bo nie mam kogo spytać. W odpowiedzi ktoś
wypowiada moje imię, ale ten głos nie należy do
I Peety. Poznaję to brzmienie. To głos, który początkowo budzi
irytację, a potem radość. Effie.
Odwracam się i widzę, że wszyscy czekają w wielkiej sali na końcu
korytarza: Effie, Haymitch i Cinna. Bez wahania pędzę w ich
kierunku. Triumfatorka powinna pewnie zachować więcej
wstrzemięzliwości, wyniosłości, zwłaszcza że każdy jej krok jest
407
nagrywany, ale na nic nie zważam. Pędzę i zdumiewam samą siebie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl