[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poŜegnaniem?
Nie potrafił spojrzeć w jej oczy. Nie chciał odpowiadać na pytania Anny.
Przedstawione w ten sposób jego motywy wydawały się wyrachowane i
cyniczne. Gdyby tylko wiedziała...
Westchnął i obrócił do niej twarz.
– Tak.
Tym razem będzie inaczej, jeszcze kilka godzin temu przekonywała samą
siebie. Evan jest inny.
CóŜ, rzeczywiście, pewnie był inny. Ostatnim razem, kiedy ofiarowała
swoje serce i ciało męŜczyźnie, ten nie zadał sobie nawet trudu, by powiedzieć,
Ŝe nie chce się z nią więcej spotykać. Po tygodniach uwodzenia jej, rozbudzania
w niej nadziei na małŜeństwo i dzieci, kiedy wreszcie uzyskał to, czego chciał
od samego początku, odszedł bez jednego słowa poŜegnania.
– Zakład – oskarŜyła go później w gniewie, kiedy i do niej doszły krąŜące
po akademiku plotki. – Kochałeś się ze mną tylko dlatego, Ŝeby pokazać
kolegom, Ŝe uda ci się to osiągnąć.
Widziała, Ŝe chce ją wyminąć, lecz nie udałoby się to mu bez wywołania
sceny.
– Błąd, Anno – powiedział. – Przespałem się Ŝ tobą, gdyŜ moi koledzy
uwaŜali, Ŝe się na to nie zdobędę.
Nie płakała po Bradzie; nie będzie płakać po Evanie. Przynajmniej był
wobec niej szczery. Dał jej więcej niŜ ktokolwiek inny i po prostu nie chciał
tego, co mogła mu ofiarować. Sięgnęła po ubranie.
– Czy luksus w pojęciu Jeda oznaczał takŜe tutaj osobną łazienkę, czy teŜ
będę musiała poszukać jej gdzieś w korytarzach tego mauzoleum?
Cichutko wspinała się po schodach, nie chcąc obudzić swojej gospodyni.
– Dzień dobry – powitała ją sennie Jane przy drzwiach do kuchni. – Nie
wiedziałam, Ŝe juŜ wróciłaś. – Po chwili dopiero, zauwaŜając, Ŝe Anna ma na
sobie to samo ubranie co poprzedniego wieczoru, rozejrzała się wokół. – Jest
Evan?
– Nie.
– Och. – Jane ziewnęła, odmierzając kawę do ekspresu. – Przyjdzie
później?
– Nie.
Jane obróciła się powoli, uwaŜnie przyglądając się Annie.
– Co się stało?
Anna złoŜyła ręce, pocierając dłonie, które Evan całował zaledwie kilka
godzin wcześniej.
– Za dzień lub dwa Evan wyjeŜdŜa do Wirginii. Nie wie, kiedy wróci. Nie
sądzę, by wiedział, czy w ogóle wróci.
– Ten głupi, uparty zatwardzialec... I ty chcesz tak po prostu pozwolić mu
odejść? Zadzwoń do niego, Anno. Albo jedź. Nie pozwól mu wyjechać.
– Nigdy w Ŝyciu nie błagałam o miłość! – krzyknęła Anna. Chwyciła
mocno framugę drzwi i zmusiła się, by znów zapanować nad swoim głosem.
Potem wyprostowała swoje szczupłe, drobne ciało. – Evan nie wróci tutaj, Jane.
Jeśli to sprawia ci jakąś róŜnicę, jeŜeli chcesz zmienić swoje plany, wybrać
pomiędzy nim a mną lub odejść, zrób to teraz. Wydaje mi się, Ŝe mam dość siły,
by pogodzić się z jedną jeszcze stratą. – Anna czuła napływające do oczu łzy i
słyszała swój łamiący się głos. – Ale nie jestem pewna, na jak długo wystarczy
mi tej siły.
Kiedy powrócił do domu Jeda po blisko dwumiesięcznej nieobecności,
juŜ w progu powitał go zapach cytrynowego olejku i świeŜych kwiatów.
Zaskoczony rozejrzał się wokół, by dojrzeć w holu ogromną choinkę
udekorowaną ozdobami w stylu wiktoriańskim. Słyszał płynącą z głębi domu
muzykę, podąŜył więc na górę za jej dźwiękiem aŜ do pokojów słuŜby, gdzie
odnalazł Jane Mudge rozpakowującą niewielką walizkę. – Co tutaj robisz? –
zdziwił się.
Spojrzała na niego bez uśmiechu.
– Pracuję tu, czyŜbyś zapomniał?
– Nie, ale rzadko widywałem cię tutaj.
Zwykle Jane umiała Ŝartem rozproszyć jego zły humor, dziś jednak
zatrzasnęła tylko wieko walizki, zwracając się do niego ostro: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl