[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Luke to zły człowiek. Ja po prostu mówię, że ja bym nie...
- Zakładał się, że jako pierwszy dobiegnie do mety, gdyby on był koniem, a ty
miałbyś na niego stawiać - kończę za niego niecierpliwie. - Tak, wiem. Słyszałam cię
już za pierwszym razem. I chyba rozumiem, o czym mówisz. Ale ty mówisz o
dawnym Luke'u. A nie o Luke'u, którym stał się teraz, kiedy ja go wspieram. Chaz,
ludzie się zmieniają.
- Nie tak bardzo - upiera się Chaz.
- Owszem - mówię. - Zmieniają się. Aż tak bardzo.
- Czy możesz mi podać jakieś dane empiryczne, które udowodnią, że masz
rację? - pyta Chaz.
- Nie - odpowiadam. Teraz już naprawdę zaczynam się niecierpliwić. Czasem
nie mam pojęcia, jak Shari w ogóle wytrzymuje z Chazem. Och, jasne, jest słodki, ma
taki sportowy wdzięk. I totalnie ją uwielbia, i podobno jest rewelacyjny w łóżku
(czasami wydaje mi się, że Shari posuwa się w zwierzeniach za daleko). Ale co z tymi
czapeczkami bejsbolowymi noszonymi tył do przodu? I z takimi:  Czy możesz mi
podać jakieś dane empiryczne, które udowodnią, że masz rację?
- W takim razie - ciągnie Chaz - twój argument jest zwodniczy...
Co powiedział Szekspir?  Najpierw zabijemy wszystkich prawników ? To
powinno brzmieć:  Najpierw zabijemy wszystkich doktorantów filozofii .
- Chaz! - przerywam mu. - Chcesz mi pomóc zmierzyć te wasze okna, żebym
mogła wrócić do domu i zacząć szyć zasłony, czy nie?
Zerka na okna. Zakryte są ohydnymi składanymi kratownicami, żeby żadnym
ćpunom, a z jakiegoś powodu zdaje się, że wszyscy nowojorscy ćpuni mieszkają w
okolicy, nie zachciało się włamać do środka.
Są nieprawdopodobnie brzydkie. Nawet facet jest w stanie to zauważyć.
- Chyba tak - mówi z mniejszą pewnością siebie. - Chociaż wolę kłócić się z
tobą.
- No cóż, ja nie wolę - informuję go.
Uśmiecha się szeroko.
- Okay. No to do zasłon. Aha, Lizzie?
Złapałam już centymetr i zsuwam buty, żeby wejść na grzejnik i mierzyć
dalej.
- Co?
- W sprawie pracy. W biurze mojego taty. Jest jeszcze jedna rzecz.
- Jaka?
- Będziesz musiała trzymać język za zębami. To znaczy, co do tego, kogo tam
zobaczysz i co usłyszysz. Nie wolno o tym opowiadać. To kancelaria prawnicza. A
oni gwarantują swoim klientom bezwzględną dyskrecję...
- Boże, Chaz! - Jestem poirytowana na nowo. - Wiesz, że umiem milczeć.
On tylko na mnie patrzy.
- Jeśli to coś ważnego, umiem - upieram się. - Na przykład kiedy zależy od
tego moja pensja.
- Być może - mówi Chaz jakby do samego siebie - polecenie cię na to
stanowisko nie jest jednak najlepszym pomysłem...
Rzucam w niego centymetrem.
ROZDZIAA 8
Gdyby Amerykanin musiał ograniczyć własną działalność
do zajmowania się tylko swoimi sprawami,
odarto by go z połowy jego egzystencji.
Alexis de Tocqueville (1805 - 1859), francuski polityk i historyk
Nowy Jork to dziwne miasto. Wszystko tu potrafi zmienić się w mgnieniu oka.
Pewnie właśnie o tym mówią ludzie, kiedy używają określenia  nowojorska minuta .
Wszystko tutaj dzieje się tak jakby szybciej.
Na przykład zdarza się, że idziesz na pozór przyjemną, wysadzaną drzewami
ulicą, a potem, nawet niecałą przecznicę dalej, nagle widzisz dokoła siebie
zaśmiecone, wymazane graffiti zaplecze tej samej okolicy, przypominające scenę
rodem z któregoś odcinka Prawa i porządku. A przecież tylko minęłaś jedno
skrzyżowanie.
Więc pewnie, biorąc to wszystko pod uwagę, nie powinnam się tak strasznie
dziwić, że w ciągu czterdziestu ośmiu godzin z osoby, która w Nowym Jorku nie ma
żadnej pracy, zmieniłam się w dumnego pracownika w dwóch miejscach.
Rozmowa kwalifikacyjna w dziale kadr kancelarii taty Chaza idzie mi dobrze.
Naprawdę dobrze. To w sumie pryszcz. Zaganiana kobieta, do której gabinetu
wprowadzają mnie po prawie półgodzinnym oczekiwaniu w eleganckim holu (z
wykańczanych złoceniami kanap przestawili się na skórzane, ładnie się komponujące
z ciemną boazerią na ścianach i wykładzinami w kolorze nasyconej zieleni), zadaje
mi jedno czy dwa miłe pytania o to, skąd znam Chaza:  Z akademika, w którym
wszyscy mieszkaliśmy na studiach , mówię, nie wspominając o tym, że z Shari
poznałyśmy go na całonocnym pokazie filmów na świeżym powietrzu,
sponsorowanym przez samorząd studencki Akademika McCraken, na którym Chaz
puścił w obieg jointa, więc przez wiele dni pózniej mówiłyśmy o nim Facet od
Trawy... Aż Shari zauważyła go, jak samotnie jadł śniadanie w jadalni akademika,
przysiadła się do niego, zapytała, jak mu na imię, i do wieczora zdążyła się z nim
przespać w jego pojedynczym pokoju w jednej z wież akademika. Trzy razy.
- Zwietnie - mówi Roberta, która prowadzi rozmowę kwalifikacyjną,
najwyrazniej nie zdając sobie sprawy, że przedstawiona przeze mnie historia tej
znajomości jest dalece niekompletna. - Wszyscy uwielbiamy Charlesa. Kiedy
pracował u nas w czasie wakacji, w dziale korespondencji, przez cały czas nas
rozśmieszał. Jest szalenie dowcipny.
Tak. Chaz jest istnym komikiem.
- Tylko wielka szkoda - ciągnie Roberta ze smutkiem - że Chaz nie
zdecydował się naprawo. Ma ten sam bystry, zdolny umysł, co jego ojciec. Kiedy
któryś z nich zaczyna dowodzić swojej racji... No cóż, lepiej schodzić im z drogi.
Tak. Chaz lubi mieć rację, z tym się zgodzę.
- A więc, Lizzie - ciągnie Roberta swobodnym tonem. - Kiedy możesz zacząć?
Gapię się na nią.
- Chcesz powiedzieć, że mnie przyjmiecie?
- Oczywiście. - Roberta zerka na mnie zdziwiona, jakby inna decyzja była
wykluczona. - Mogłabyś zacząć jutro?
Czy mogę zacząć jutro? A czyja na koncie nie mam czasem łącznie trzystu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl