[ Pobierz całość w formacie PDF ]

być. Zbudowawszy je, tak gorliwie nacierał orężem i maszynami, że
po kilku dniach zmusił mieszkańców do poddania miasta. Zająwszy
je, umieścił tam swoich rycerzy, po czym dawszy znak, zwinął obóz i
pospieszył na wybrzeże morskie. A gdy już kierował się ku miastu
Kołobrzegowi i zamyślał zdobyć gród nad samym morzem, zanim
jeszcze podstąpi pod miasto, oto mieszkańcy i załoga miasta z po-
chylonymi [kornie] głowami zaszli drogę Bolesławowi, ofiarując [mu]
samych siebie i [swoje] wierne służby. Ponadto przybył sam książę
Pomorzan, uznając się poddanym Bolesława i siedząc na koniu przy-
obiecał mu swoje służby rycerskie. Przez pięć tygodni Bolesław jez-
dził po Pomorzu, wyczekując i szukając walki i prawie całe owo pań-
stwo bez walki ujarzmił. Takimi przeto tytułami chwały wielbić nale-
ży Bolesława i takimi zwycięskich wojen tryumfami wieńczyć!
79
[40]
Lecz z tą radością z powodu tryumfalnego zwycięstwa zeszła się
równocześnie większa radość z urodzenia mu się syna z królewskiego
rodu. Chłopię tedy niechaj rośnie w lata, niech postępuje w zacności,
niech umacnia się w zacnych obyczajach, nam zaś wystarczy, jeśli
będziemy się trzymać rozpoczętego wątku opowiadania o [jego] ojcu.
[41]
Bolesław więc widząc, że brat wcale nie dochowywał wiary w ni-
czym, co przyrzekł i zaprzysiągł, i ponieważ jako szkodliwy i występ-
ny całemu krajowi zawadzał, wypędził go całkowicie z królestwa
polskiego, a tych, którzy mu stawiali opór i bronili grodu na pograni-
czu kraju, pokonał z pomocą Rusinów i Węgrów. Tak to przez złych
doradców skończyło się władztwo Zbigniewa, a całe królestwo pol-
skie zostało zjednoczone pod panowaniem Bolesława. A choć doko-
nanie czegoś takiego zimową porą byłoby wystarczającym trudem dla
wielu, Bolesław przecież niczego nie uważa za zbyt ciężkie, w czym
widzi możność powiększenia pożytku lub sławy królestwa.
[42] Sasi na statkach przybyli do Prus.
Wkroczył tedy do Prus kraju nader dzikiego, skąd, szukając, a nie
znajdując sposobności do walki, powrócił z obfitym łupem, wznieciw-
szy pożary i wziąwszy jeńców. Lecz skoro trafiła się sposobność do
wzmianki o owej krainie, nie będzie od rzeczy dodać cośkolwiek z
opowiadań przodków. Mianowicie za czasów Karola Wielkiego, króla
Franków, gdy mu Saksonia stawiała opór i nie chciała przyjąć jarzma
jego panowania ani wiary chrześcijańskiej, lud ów na łodziach przy-
płynął z Saksonii i wziął w posiadanie tę krainę, a od kraju przyjął
nazwę. Dotąd tak bez króla i bez praw pozostają i nie odstępują od
pierwotnego pogaństwa i dzikości. Ziemia zaś owa tak pełna jest je-
zior i bagien, że nawet zamkami i grodami nie mogłaby być tak ubez-
80
pieczona; toteż nie zdołał jej dotąd nikt podbić, ponieważ nikt nie
mógł z wojskiem przeprawić się przez tyle jezior i bagien.
[43] Cud z Pomorzanami.
Teraz jednak pozostawmy Prusów z nierozumnymi zwierzętami, a
istotom obdarzonym rozumem opowiedzmy pewne zdarzenie, a raczej
cud boski. Zdarzyło się mianowicie, że Pomorzanie wypadli z Pomo-
rza i wedle zwyczaju rozpuścili zagony po Polsce za zdobyczą. A gdy
się tak rozdzielili i rozbiegli na wsze strony, wszystkim czyniąc
krzywdy i niegodziwości, niektórzy z nich jednak na większe odwa-
żyli się zbrodnie, bo napadli na samego metropolitę i na Kościół
święty. Mianowicie arcybiskup gnieznieński Marcin, wierny starzec,
w kościele swoim w Spycimirzu odprawiał spowiedz przed kapłanem
mając słuchać mszy, a ponieważ zamierzał udać się gdzie indziej, miał
już posiodłane konie do podróży. I tak bez wątpienia zostaliby tam
wszyscy razem zamordowani, lub też zarówno pan, jak i sługa dosta-
liby się do niewoli, gdyby nie to, że któryś ze służących, stojących na
zewnątrz, rozpoznawszy ich broń pobiegł do drzwi kościoła wołając,
że Pomorzanie są tuż tuż. Wtedy [arcy]biskup, kapłan i archidiakon
przerażeni musieli się już [w myślach] żegnać z życiem doczesnym.
Jak się ratować? Co czynić? Gdzie uciekać? Broni żadnej, służby
mało, wróg we drzwiach, a co się jeszcze niebezpieczniejsze wyda-
wało, drewniany kościół w każdej chwili mógł być spalony. W końcu
archidiakon wypadł przez drzwi, chcąc przez kryty podcień przedostać
się do koni i w ten sposób umknąć. Lecz opuszczając bezpieczne
schronienie i szukając ocalenia, poszedł fałszywą drogą, bo właśnie
natknął się na wpadających tamtędy Pomorzan. Dostawszy go w ręce
poganie byli przekonani, że to arcybiskup, i niezmiernie się ucieszyli;
wsadzili go więc na wózek, nie wiązali, nie bili, lecz strzegli z sza-
cunkiem. Tymczasem arcybiskup Bogu się polecił ślubami i modli-
twami, przeżegnał się świętym znakiem krzyża, i ten starzec drżący
nie zawahał się wylezć tam, gdzie chyba tylko młodzieniec nie lękałby
się wspiąć. Nie do uwierzenia, jak niebezpieczeństwo śmierci i nagły
strach dodał sił, których już wiek podeszły odmawiał! Kapłan zaś, tak
jak był gotów [do mszy], położył się za ołtarzem i w ten sposób obaj,
81
[arcy]biskup i ksiądz, przy pomocy Bożej uszli z rąk wrogów. Albo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl