[ Pobierz całość w formacie PDF ]

interesowało go w tym wszystkim?
Pokój wypełniały książki. Pojedyncza lampka jarzyła się nad ramieniem Davida.
Biblioteka była typowa dla północnych krajów - przytulna i zachęcająca, z niskim lśniącym
sufitem i wielkimi, wygodnymi, starymi skórzanymi krzesłami.
Jednak miejsce nabierało cech wyjątkowości dzięki zgromadzonym reliktom dawnego
życia, które przywoływały Davidowi umiłowane wspomnienia. Znajdowały się tu pamiątki z
minionych, niezapomnianych lat.
Nad kominkiem wisiała wielka wypchana głowa lamparta. Na przeciwległej ścianie
umieszczono natomiast łeb bizona. Na półkach i stolikach stały niewielkie hinduskie statuetki z
brązu. Indiańskie makaty leżały przed drzwiami i pod oknami na brązowym dywanie.
Na samym środku sali rozciągała się długa skóra tygrysa bengalskiego z idealnie
zakonserwowanym łbem, szklanymi oczami i kłami, dokładnie takimi, jakie widziałem w tym
straszliwym śnie.
Nagle David zwrócił całą uwagę na to trofeum, po czym ponownie zajął się pisaniem.
Próbowałem przejrzeć jego myśli. Nic. Dlaczego się martwiłem? Nawet przez ułamek sekundy
nie pomyśla?0 mangrowych lasach, gdzie taka bestia mogła zostać zabita. Ale jeszcze raz
spojrzał na tygrysa i potem zapominawszy o notatkach, pogrążył się w rozmyślaniach.
Oczywiście pokrzepiała mnie możliwość obserwowania fotografii Davida, z czasów
kiedy był młody. Większość została zrobiona w Indiach przed pięknym bungalowem.
Przyglądałem się także portretom jego matki i ojca, zdjęciom Davida ze zwierzętami,  które
zabił. Czy one wyjaśniały mój sen?
Zignorowałem padający gęsty śnieg pokrywający mi włosy, ramiona i dłonie. Wreszcie
ruszyłem z miejsca. Pozostała tylko godzina do świtu.
Obszedłem dom, znalazłem tylne wejście i wszedłem do ciepłego holu z niskim sufitem.
Doszedł mnie zapach starego drewna I lakieru lub jakiejś oliwy. Położyłem dłoń na klamce,
minąłem próg i otoczyła mnie ciemność. Poczułem aromat ognia.
Zdałem sobie sprawę, że David stoi w drugim końcu holu i czeka, aż się zbliżę. Coś w
mojej sylwetce zaniepokoiło go. Ach, cóż, dostrzegł śnieg i cienką warstwę lodu na ubraniu i
odsłoniętych częściach ciała.
Razem weszliśmy do biblioteki i zająłem miejsce na krześle naprzeciwko. Na moment
zostawił mnie samego. W tym czasie gapiłem się na kominek i czułem, jak topnieje pokrywający
mnie zimowy osad. Zastanawiałem się, dlaczego tu przyszedłem i jak wewnętrzny imperatyw
ubiorę w słowa. Moje dłonie były białe niczym śnieg.
Kiedy David wrócił, przyniósł ze sobą duży, gruby ręcznik. Wytarłem włosy i twarz, a
potem ręce. Poczułem się doskonale.
- Dziękuję - powiedziałem.
- Wyglądasz jak pomnik - stwierdził.
- Tak, istotnie. Jednak już niedługo wyruszam.
- Co masz na myśli? Wyjaśnij mi.
- Jadę na pustynię. Znalazłem sposób, by zakończyć swoją udrękę. Choć to wcale nie taka
prosta sprawa.
- Dlaczego zamierzasz to zrobić?
- Nie chcę dłużej żyć. Ta część jest wystarczająco prosta. Nie oczekuję śmierci w taki
sposób jak ty. To nie tak. Dziś wieczorem... - przerwałem. Ujrzałem starą kobietę w schludnym
łóżku, ubraną w kwiecistą sukienkę. Potem zobaczyłem dziwnego bruneta, który podszedł do
mnie na plaży i dał opowiadanie. Nadal tkwiło ono zgniecione w wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Bez znaczenia. Przychodzisz za pózno, kimkolwiek jesteś.
Po co starać się to wyjaśniać?
Nagle ukazała mi się Claudia. Patrzyła na mnie z jakiegoś innego wymiaru czekając, aż ją
zauważę. Sprytne - nasze umysły potrafią wytwarzać nieomal realne obrazy. Mogła równie
dobrze stać w ciemności za biurkiem Davida. Claudia, która przeszyła moją pierś długim nożem.
 Złożę cię do twojej trumny na zawsze, Ojcze . Od tego czasu stale widywałem ją we wszystkich
kolejnych snach...
- Nie rób tego - poprosił mój przyjaciel.
- Już czas - szepnąłem, rozmyślając, jaki rozczarowany byłby Marius.
Czy David usłyszał? Może mój głos brzmiał zbyt cicho. Z kominka doszedł odgłos
trzaskającego polana. Ponownie ujrzałem zimną izbę sypialną w starym zamku i już ramieniem
obejmowałem doga. Potworne jest widzieć, jak wilk rozszarpuje psa!
Powinienem był umrzeć tamtego dnia. Nawet najlepsi myśliwi nie daliby rady zabić stada
wilków. A może był to kosmiczny błąd. Spoczęło na mnie oko diabła.  Zabójca wilka . Jakże
uroczo powiedział to wampir Magnus, kiedy niósł mnie do swej nory.
David ponownie usiadł na krześle, wyciągnął nogę na poręcz i wbił wzrok w ogień. Był
zdenerwowany, ale starannie kamuflował to uczucie.
- Nie będzie bolało? - zapytał, spoglądając na mnie. Przez chwilę nie wiedziałem, co ma
na myśli. Potem skojarzyłem i zaśmiałem się nieznacznie.
- Przyszedłem oznajmić ci  do widzenia i zapytać, czy jesteś pewien swojej decyzji.
Wydawało mi się, że właściwą rzeczą będzie powiedzieć ci, iż odchodzę. To twoja ostatnia
szansa. Uczciwie stawiam sprawę. Rozumiesz? A może myślisz, że to po prostu kolejna
sztuczka? Zresztą bez znaczenia.
- Jak Magnus w twoim opowiadaniu - powiedział - wyznaczasz spadkobiercę, a pózniej
idziesz w ogień.
- To nie tylko zwykłe opowiadanie - oznajmiłem, nie chcąc się spierać. Zastanawiałem się
jednocześnie, dlaczego to właśnie tak zabrzmiało. - Zresztą może tak, naprawdę nie wiem.
- Dlaczego chcesz się unicestwić? - zapytał David zdesperowanym głosem.
Jakże skrzywdziłem tego człowieka.
Popatrzyłem na rozciągniętą skórę tygrysa z fantastycznymi czarnymi pasami na
ciemnopomarańczowym futrze.
- To był ludojad, prawda? - zaciekawiłem się.
Zawahał się, jakby niezupełnie zrozumiał pytanie, a potem kiwnął głową.
- Tak. - Spojrzał na zwierzę, a pózniej na mnie. - Nie chcę, żebyś to uczynił. Zrezygnuj.
Nie rób tego. Dlaczego właśnie dzisiaj?
Rozśmieszał mnie wbrew mojej woli.
- Dziś jest dobra noc na takie rzeczy - oznajmiłem. - Już postanowione. - Nagle odezwała
się we mnie wewnętrzna radość, ponieważ zdałem sobie sprawę, że naprawdę mówię, co myślę!
To nie żadne kłamstwo. Nigdy bym mu tego nie powiedział, gdybym fantazjował. - Znalazłem
metodę. Polecę tak wysoko, jak tylko dam radę, zanim słońce wzejdzie ponad horyzont. Nie
będzie sposobu, by znalezć schronienie. Pustynia jest bardzo twarda.
I umrę w ogniu. Nie z zimna, jak w górach, kiedy otoczyły mnie wilki. W żarze. Tak
umarła Claudia.
- Nie, nie rób tego - prosił szalenie przekonująco, ale to nie działało.
- Chcesz krwi? - zapytałem. - To nie potrwa długo. Nie zaboli. Jestem pewien, że inni cię
nie skrzywdzą. Uczynię cię silnym. Nigdy nie dadzą ci rady.
Znowu było tak jak z Magnusem, który zostawił mnie, sierotę, jedynie z ostrzeżeniem, że
Armand i jego antyczni towarzysze zaczną mnie ścigać, by położyć kres nowo narodzonemu
życiu. I Magnus wiedział, że przetrwam.
- Lestacie, nie chcę krwi. Pragnę, żebyś tu został. Słuchaj, daj mi kilka nocy. Tylko tyle.
W imię przyjazni, Lestacie, zostań ze mną. Możesz podarować mi te parę godzin? A jeśli potem
nadal będziesz pragnął przez to przejść, nie będę się sprzeczać.
- Dlaczego?
Wyglądał na sparaliżowanego. Potem rzekł:
- Pozwól mi ze sobą porozmawiać, pozwól, bym cię przekonał.
- Zabiłeś tygrysa, kiedy byłeś bardzo młody, prawda? W Indiach? - Rozejrzałem się po [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl