[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale zaraz wzięłam się w garść. - Proszę się nie bać, nie chcę od pani krwi ani nic takiego. - Wyszłam
z cienia zasłony.
- Sprawa z krwią jest już dawno załatwiona, Gwendolyn -rzekła lady Tilney z lekką przyganą,
jakbym powinna to wiedzieć. - Nawiasem mówiąc, zastanawiałam się, kiedy przyjdziesz. Usiądz
tutaj. Herbaty?
- Nie, dziękuję. Niestety, mam tylko kilka minut. - Podeszłam jeszcze krok bliżej i podałam jej
kartkę. - To musi trafić do mojego dziadka, żeby... no, żeby wszystko stało się tak, jak się stało. To
bardzo ważne.
- Rozumiem.
Lady Tilney wzięła kartkę i najspokojniej w świecie ją rozłożyła. Nie wydawała się ani trochę
zdenerwowana.
- Dlaczego pani na mnie czekała? - spytałam.
- Bo sama mi powiedziałaś, żebym się czasem nie wystraszyła, jeśli mnie odwiedzisz. Niestety, nie
zdradziłaś mi, kiedy to będzie, i dlatego czekam już od wielu lat, żebyś mnie jednak w końcu
wystraszyła. - Zaśmiała się cicho. - Ale dzierganie świnek szydełkiem działa niezwykle
uspokajająco. Szczerze mówiąc, można usnąć z nudów.
Miałam już na końcu języka uprzejme:  To przecież na szczytne cele", lecz kiedy rzuciłam okiem
do koszyka, wyrwało mi się:  Och, jakie słodkie!". I naprawdę takie były. Znacznie większe, niż
sobie wyobrażałam, jak prawdziwe pluszaki, i bardzo podobne do żywych świnek.
- Wez sobie jedną - powiedziała lady Tilney.
- Naprawdę? - Z myślą o Caroline sięgnęłam do koszyka. Zwierzątka były bardzo miękkie w
dotyku.
- Wełna z kóz angorskich i kaszmirskich - wyjaśniła lady Tilney z pewną dumą w głosie. - Tylko ja
jej używam. Inni biorą owczą, ale jest szorstka i drapie.
- O, tak. Dziękuję. - Przycisnąwszy różową świnkę do piersi, potrzebowałam chwili, aby się
pozbierać. Na czym stanęłyśmy? Odchrząknęłam. - Kiedy spotkamy się następny raz? To znaczy w
przeszłości.
- W 1912 roku. Z mojego punktu widzenia jednak to nie jest następny raz. - Westchnęła. - Nie masz
pojęcia, jakie to były ciekawe czasy...
- O, cholera! - %7łołądek znowu mi się skurczył, jakbym jechała kolejką górską. Dlaczego, u diabła,
nie ustawiliśmy dłuższego przedziału czasowego? - W takim razie wie pani więcej ode mnie -
rzuciłam pospiesznie. - Nie mamy czasu na szczegóły, ale... Może da mi pani jeszcze dobrą radę na
drogę? -Cofnęłam się o kilka kroków, w kierunku okna, wychodząc z kręgu światła lampy.
- Radę?
- Tak! Coś w stylu: wystrzegaj się...? - Spojrzałam na nią wyczekująco.
- Czego? - Lady Tilney równie wyczekująco popatrzyła na mnie.
- A skąd miałabym to wiedzieć? Proszę powiedzieć, czego mam się wystrzegać.
- W każdym razie kanapek z pastrami i zbyt dużej ilości słońca, bo to niedobrze wpływa na cerę -
powiedziała energicznie lady Tilney, a potem jej sylwetka rozpłynęła mi się przed oczami i
wróciłam do roku 1956.
Kanapki z pastrami - wielkie nieba! Powinnam była raczej zapytać, kogo mam się wystrzegać, a nie
czego. Ale teraz było już za pózno. Okazja została zmarnowana.
- A cóż to jest, na miłość boską? - wykrzyknął Lucas, gdy jego oczom ukazał się prosiak.
No właśnie: zamiast wykorzystać każdą sekundę, żeby wydobyć informacje od lady Tilney, to jak
głupia rzuciłam się na różowego zwierzaka. - Zwinka zrobiona szydełkiem, dziadku, przecież
widzisz -wyjaśniłam matowym głosem, rozczarowana samą sobą. - Angora i kaszmir. Inni używają
szorstkiej owczej wełny...
- W każdym razie nasz test najwyrazniej się powiódł - podsumował z zadowoleniem Lucas. -
Umiesz obsłużyć chrono-graf i możemy się umówić. U mnie w domu.
- To było o wiele za krótko. - Westchnęłam żałośnie. - Niczego nie mogłam się dowiedzieć.
- No, ale w każdym razie ty... eee... dostałaś świnkę, a lady Tilney nie dostała zawału serca. A może
jednak?
Pokręciłam głową.
- Oczywiście, że nie.
Lucas owinął chronograf w aksamitną tkaninę i odniósł go do szafy.
- I pociesz się: dzięki temu mamy wystarczająco dużo czasu, żeby przeszmuglować cię z powrotem
do piwnicy i dalej snuć plany, czekając na twój powrotny przeskok w czasie. Nie mam pojęcia, jak
tym razem się wyłgamy, jeśli Cartrell, ten ochlapus, już się wyspał po swoim pijaństwie.
Lądując znowu w pomieszczeniu z chronografem w moich czasach, byłam wręcz w euforii. No
dobra, zdobycie świnki (wcisnęłam ją do szkolnej torby) to może nie jakieś nadzwyczajne
osiągnięcie, ale wszystko inne zaaranżowaliśmy z Lucasem całkiem sprytnie. Jeśli w skrzyni
naprawdę znajdował się chronograf, nie będziemy już musieli zdawać się na przypadek.
- Jakieś szczególne wydarzenia? - spytał pan Marley. Niech się zastanowię: przez całe popołudnie
snułam z moim dziadkiem konspiracyjne plany, złamaliśmy zakaz i wczytaliśmy moją krew do
chronografu, a potem wysłaliśmy mnie do roku 1852, gdzie odbyłam konspiracyjne spotkanie z
lady Tilney. No dobra, na pewno nie było konspiracyjne, ale za to zabronione.
- Trochę mrugała żarówka - powiedziałam. - I nauczyłam się francuskich słówek.
Pan Marley pochylił się nad dziennikiem i wpisał swoim delikatnym, drobnym pismem następujące
słowa:  19.43, rubin powrócił z 1956 roku, odrabiał zadanie, żarówka mrugała". Zdusiłam w sobie
śmiech. No tak, porządek musi być. Na pewno był spod znaku Panny. Przerażało mnie tylko to, że
zrobiło się pózno. Miałam wielką nadzieję, że mama nie odeśle Leslie do domu, nim wrócę.
Pan Marley jednak najwyrazniej się nie spieszył. Teraz irytująco powoli zakręcał skuwkę
wiecznego pióra.
- Sama trafię z powrotem - oznajmiłam.
- Nie, tego pani nie wolno - powiedział wystraszony. -Oczywiście odprowadzę panią aż do
limuzyny. Zamknął dziennik i wstał. - I muszę pani zawiązać oczy. Przecież pani wie -dodał
łagodnie.
Wzdychając, pozwoliłam sobie obwiązać głowę czarną chustką.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego nie mogę znać drogi do tego pomieszczenia - rzuciłam.
Pomijając fakt, że od dawna ją znałam.
- Ponieważ jest to napisane w Kronikach - wyjaśnił pan Marley.
- Co? - zawołałam. - W Kronikach jest zapisane moje imię i to, że nie mogę poznać tej drogi? Jak
to?
Teraz w głosie pana Marleya wyraznie pobrzmiewało niezadowolenie.
- Oczywiście nie ma tam pani imienia, w przeciwnym razie tamten rubin, to znaczy mam na myśli
pannę Charlotte, przez te wszystkie lata... - Odchrząknął i zamilkł, a ja usłyszałam, jak otwiera
drzwi. - Mogę? - zapytał, wziął mnie za rękę i wyprowadził na korytarz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl