[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stanie.
Nat zamilkł na moment. Widać było, że ma ochotę do dalszej sprzeczki,
ale wreszcie wolnym krokiem wymaszerował z sali.
Zebranie trwało jeszcze kilka minut, lecz gdy tylko burmistrz Sikes
pożegnał przybyłych, Ann rzuciła się do ucieczki. Drew także wstał i ruszył w
stronę dziewczyny. Nie miał zamiaru pozwolić jej tak po prostu odejść.
- Zaczekaj chwilę, Drew. Chciałbym zamienić z tobą parę słów, zanim się
ulotnisz.
Kiedy Sikes zawołał Drew, Ann była już przy drzwiach. Obejrzała się i na
moment napotkała jego spojrzenie. Mężczyzna uśmiechał się nieznacznie, dając
jej do zrozumienia, że być może wygrała bitwę, ale do zakończenia wojny było
jeszcze daleko.
Po wyjściu z zaparowanej łazienki Ann przysiadła na łóżku,
rozsmarowując balsam na wilgotnej skórze. Niespodziewane uderzanie w szybę
wywołało zmarszczkę na jej czole. Przez chwilę sądziła, że to jej wyobraznia,
- 46 -
S
R
lecz dzwięk powtórzył się, wyrazniejszy tym razem, jakby ktoś rzucał czymś w
okno.
Przeszła przez pokój i patrzyła chwilę w ogród, zanim wreszcie
zdecydowała się otworzyć okno. W przytłumionym świetle gwiazd niełatwo
było rozróżnić kształty. Dopiero po pewnym czasie Ann zauważyła, że jeden z
cieni poruszył się.
Z przerażeniem przypatrywała się sylwetce, która nagle pojawiła się w
smudze światła.
- Drew?
- Nie obudziłem cię, prawda? Widziałem, że światło jeszcze się pali.
Dzwoniłem do drzwi parę razy, ale pewnie nie słyszałaś. Czy mógłbym wejść na
chwilę?
- Ja zejdę - odpowiedziała szybko, cofając się do pokoju. Teraz dopiero
zdała sobie sprawę, że stała w oknie owinięta tylko ręcznikiem. Wyjęła z szafy
różowy, jedwabny szlafrok i zrzucając ręcznik, szybko się w niego ubrała.
Drew stał na ganku i przez moment jedyną przeszkodę pomiędzy nimi
stanowiły oszklone drzwi. Ale i ta bariera zniknęła, gdy Ann nacisnęła klamkę i
wyszła przed dom.
- Skąd wziąłeś się tutaj w środku nocy? - spytała, odchodząc parę kroków
od niego. Usiadła na poręczy.
- Byłem w sąsiedztwie - wyjaśnił z uśmiechem, opierając się o drewnianą
belę. Widząc w jej oczach powątpiewanie, uniósł do góry trzy palce. - Słowo
skauta.
- Nigdy nie byłeś skautem, Drew.
- Może szkoda - stwierdził ironicznie. - Ann, przepraszam za zachowanie
Bennetta dziś na zebraniu. Wracam właśnie od niego. Nie powinien już więcej
sprawiać ci kłopotów.
Na czole Ann pokazała się niewielka zmarszczka.
- Dziękuję, ale nie musisz staczać za mnie bitew. Jestem dorosłą kobietą.
- 47 -
S
R
Jej gorzkie słowa wzbudziły w sercu Drew nieokreślony żal.
- Z pewnością jesteś dorosłą kobietą - powiedział łagodnie, obejmując
wzrokiem jej sylwetkę. Jedwab przylegał do łuków ciała Ann, podkreślając jej
kształty w sposób o wiele bardziej zmysłowy, niż mogłaby to zrobić najcieńsza
koronka. W rozcięciu materiału na dole Drew widział zaledwie zarys nogi, w
dekolcie jedynie cień piersi, lecz to wystarczyło, by wzbudzić w nim ciekawość,
czy dziewczyna ma na sobie coś jeszcze.
W powietrzu unosił się zapach perfum Ann, lekki i prowokujący.
- Czy tylko dlatego zjawiłeś się tutaj? - spytała, za wszelką cenę starając
się zapanować nad sobą.
- Nie - zawiesił na moment głos, cały czas nie spuszczając wzroku z jej
twarzy. - Właściwie przyjechałem, żeby zaprosić cię na kolację.
- Kolację? Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
- Zmarszczka na jej czole pogłębiła się. Ann poruszyła się niespokojnie i
jej szlafrok rozchylił się nieco wyżej.
Z ociąganiem podniósł wzrok.
- To znakomity pomysł. Byłem już na kolacji, lunchu, śniadaniu lub
herbacie z większością mieszkańców Crossfield poza tobą. W jaki sposób mam
przekonać cię o swoich dobrych intencjach, skoro nie chcesz ze mną
rozmawiać?
Smuga światła oblała przycupniętą na okiennicy ćmę. Ann wolała zwrócić
wzrok raczej w tamtą stronę niż w kierunku Drew. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl exclamation.htw.pl
stanie.
Nat zamilkł na moment. Widać było, że ma ochotę do dalszej sprzeczki,
ale wreszcie wolnym krokiem wymaszerował z sali.
Zebranie trwało jeszcze kilka minut, lecz gdy tylko burmistrz Sikes
pożegnał przybyłych, Ann rzuciła się do ucieczki. Drew także wstał i ruszył w
stronę dziewczyny. Nie miał zamiaru pozwolić jej tak po prostu odejść.
- Zaczekaj chwilę, Drew. Chciałbym zamienić z tobą parę słów, zanim się
ulotnisz.
Kiedy Sikes zawołał Drew, Ann była już przy drzwiach. Obejrzała się i na
moment napotkała jego spojrzenie. Mężczyzna uśmiechał się nieznacznie, dając
jej do zrozumienia, że być może wygrała bitwę, ale do zakończenia wojny było
jeszcze daleko.
Po wyjściu z zaparowanej łazienki Ann przysiadła na łóżku,
rozsmarowując balsam na wilgotnej skórze. Niespodziewane uderzanie w szybę
wywołało zmarszczkę na jej czole. Przez chwilę sądziła, że to jej wyobraznia,
- 46 -
S
R
lecz dzwięk powtórzył się, wyrazniejszy tym razem, jakby ktoś rzucał czymś w
okno.
Przeszła przez pokój i patrzyła chwilę w ogród, zanim wreszcie
zdecydowała się otworzyć okno. W przytłumionym świetle gwiazd niełatwo
było rozróżnić kształty. Dopiero po pewnym czasie Ann zauważyła, że jeden z
cieni poruszył się.
Z przerażeniem przypatrywała się sylwetce, która nagle pojawiła się w
smudze światła.
- Drew?
- Nie obudziłem cię, prawda? Widziałem, że światło jeszcze się pali.
Dzwoniłem do drzwi parę razy, ale pewnie nie słyszałaś. Czy mógłbym wejść na
chwilę?
- Ja zejdę - odpowiedziała szybko, cofając się do pokoju. Teraz dopiero
zdała sobie sprawę, że stała w oknie owinięta tylko ręcznikiem. Wyjęła z szafy
różowy, jedwabny szlafrok i zrzucając ręcznik, szybko się w niego ubrała.
Drew stał na ganku i przez moment jedyną przeszkodę pomiędzy nimi
stanowiły oszklone drzwi. Ale i ta bariera zniknęła, gdy Ann nacisnęła klamkę i
wyszła przed dom.
- Skąd wziąłeś się tutaj w środku nocy? - spytała, odchodząc parę kroków
od niego. Usiadła na poręczy.
- Byłem w sąsiedztwie - wyjaśnił z uśmiechem, opierając się o drewnianą
belę. Widząc w jej oczach powątpiewanie, uniósł do góry trzy palce. - Słowo
skauta.
- Nigdy nie byłeś skautem, Drew.
- Może szkoda - stwierdził ironicznie. - Ann, przepraszam za zachowanie
Bennetta dziś na zebraniu. Wracam właśnie od niego. Nie powinien już więcej
sprawiać ci kłopotów.
Na czole Ann pokazała się niewielka zmarszczka.
- Dziękuję, ale nie musisz staczać za mnie bitew. Jestem dorosłą kobietą.
- 47 -
S
R
Jej gorzkie słowa wzbudziły w sercu Drew nieokreślony żal.
- Z pewnością jesteś dorosłą kobietą - powiedział łagodnie, obejmując
wzrokiem jej sylwetkę. Jedwab przylegał do łuków ciała Ann, podkreślając jej
kształty w sposób o wiele bardziej zmysłowy, niż mogłaby to zrobić najcieńsza
koronka. W rozcięciu materiału na dole Drew widział zaledwie zarys nogi, w
dekolcie jedynie cień piersi, lecz to wystarczyło, by wzbudzić w nim ciekawość,
czy dziewczyna ma na sobie coś jeszcze.
W powietrzu unosił się zapach perfum Ann, lekki i prowokujący.
- Czy tylko dlatego zjawiłeś się tutaj? - spytała, za wszelką cenę starając
się zapanować nad sobą.
- Nie - zawiesił na moment głos, cały czas nie spuszczając wzroku z jej
twarzy. - Właściwie przyjechałem, żeby zaprosić cię na kolację.
- Kolację? Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
- Zmarszczka na jej czole pogłębiła się. Ann poruszyła się niespokojnie i
jej szlafrok rozchylił się nieco wyżej.
Z ociąganiem podniósł wzrok.
- To znakomity pomysł. Byłem już na kolacji, lunchu, śniadaniu lub
herbacie z większością mieszkańców Crossfield poza tobą. W jaki sposób mam
przekonać cię o swoich dobrych intencjach, skoro nie chcesz ze mną
rozmawiać?
Smuga światła oblała przycupniętą na okiennicy ćmę. Ann wolała zwrócić
wzrok raczej w tamtą stronę niż w kierunku Drew. [ Pobierz całość w formacie PDF ]