[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dojrzeli pana ludzie ze wsi, kiedy się to kusztygało do stodoły. Jestem przez pańską tutaj
obecność skompromitowana.
 Politycznie.
 Nie tylko.
 Umknę do partii za dwa, trzy dni i wszystko się skończy.
 Proszę, jaki to pan wartki do umykania! A potrafi też wasza książęca wysokość chodzić
prosto na nogach? Bo uczyli mię w klasztorze takiego wierszydełka: "Pierwej niżeli latać,
nauczcie się chodzić..."[21].
 Sama mię pani przed chwilą wypędzała.
71
 Z tym wypędzaniem! Myślę, co tu dalej robić...
 Z czym?
 Ze wszystkim.
 Nie rozumiem.
 A cóż tam panu po rozumieniu? Był pan tutaj, a teraz wstanie i odejdzie. Ważniejsze
przecie rzeczy są na głowie niż to wszystko.
 Niż co?
 Och, z dopytywaniem się znowu! Nic, tylko mi się wszyscy dopytują, a kto, a co, a jak,
a kiedy, a jakim sposobem? Zdecyduj!  Przecie mię to już mogło na śmierć zanudzić! Nie?
Niechże też i książę pan odrobinkę poradzi!
Wszystko, co mówiła panna Salomea, było jak zewnętrzne litery słów maskujących
wnętrze duszy. Już od dawna czuła w sobie niepojętą zmianę. Nie była dawną sobą. Przestała
być wolną dziewczyną. Wszystko niby to było normalne i w porządku  wszystko jak trzeba.
Skrwawiony wojak przyszedł, doznał opieki i oddali się do ciężkiego obowiązku żołnierza.
Cóż prostszego? A oto na myśl o tym, że on pójdzie, coś wstrętniejsze niż wszystkie
przeżyte męczarnie, coś gorsze niż sama śmierć zaglądało w oczy. Panna Mija krążyła teraz
wciąż w myślach, że skoro tylko ten Odrowąż przepadnie, trzeba będzie zrobić coś takiego,
by przyśpieszyć swą śmierć. Trzeba wymyśleć jakąś sprawę, która by była sama przez się
dostateczną przyczyną do zadania śmierci. Zostać znowu samej w tej pustce, z chodzącym po
niej cieniem, z głuchym ponurym Szczepanem! Czekać znowu po nocach na fenomeny
tragedii, co się wciąż stawała:  nocnych najść, rewizyj, grubiaństw...
Widzenie tych przyszłych dni było po tysiąckroć ohydniejsze (choć to tak trudno
udowodnić!) od krótkiej śmierci... %7łal było tylko ojca. Cóż będzie, gdy na swym zdrożonym
koniku w nocy przyjedzie, w okno zastuka, a pustka mu odpowie? Pójdzie z powrotem i dla
przegranej ojczystej sprawy, jak mężnie żył, walecznie zginie. Toteż pragnęła go pocieszyć
tym przynajmniej, żeby samej skończyć w sposób sercu jego miły  czyli śmierć ponieść. I
śniły jej się piękne czyny, ponurym oświetlone urokiem. Widziała je jak rzeczywistość, zżyła
się z nimi. Odrowąż w tym wszystkim jakby nie istniał. Kiedy niekiedy tylko przypominała
sobie, że to będzie z jego powodu i wówczas, gdy on będzie nieobecny. %7ływiła do niego za to
wszystko raczej niechęć niż jakiekolwiek inne uczucie. Obarczała go najrozmaitszymi
wyrzutami, a w obcowaniu z nim była zawsze szorstka i nieraz przykra. Ale za to w sekrecie
jakże bez miary lubiła na niego patrzyć  osobliwie, gdy spał! Włosy miał długie, zwisające
czarnymi pasmami jak przepyszne pióra  rysy twarzy ostre i w jedyny sposób ocienione
młodym zarostem. Już to od dawna, gdy znosił bóle fizyczne, męczyła się z nim, a raczej
dziesięćkroć więcej  za niego, dla odkupienia tych cierpień. Rany jego były w jej ciele i w
duszy, w sercu i w snach. Ileż to snów przenikły, niby krwawe, bezkształtne zjawy  te
głuche i ślepe rany!
72
Widziała go wielokroć nagiego i zachwycała się bezwstydną pięknością męskiej postaci.
Gdy zagoiły się rany i w oczach piękniał, rosło tajemne w jej sercu nasienie tego uroku. W
miarę powrotu do świadomości stawał się sobą, wracał do arystokratycznych upodobań,
wstrętów, gustów, przyzwyczajeń, nałogów. Każdy z jego odruchów brała w siebie jako
niewzruszony zakon. Lubiła, co lubił  nienawidziła, co mu sprawiało najlżejszą przykrość.
Na to, żeby mu dogodzić, żeby sprostać jego książęcej potrzebie, nie mogła nic zaradzić,
więc trwała w biernym wyczekiwaniu. Ale każdy jej krok, ruch, myśl, każde uczucie i zamiar
 były na jego skinienie, dla jego dobra. Nie chciała, żeby o tym wiedział. Wstydziła się jak
śmiertelnego grzechu tych usposobień. Kryła się z nimi przed nim i osłaniała je zewnętrzną
szorstkością, ale też tym boleśniej łamała się i męczyła w sobie. Dawniej spali w jednej
izdebce. Gdy noce nie były już tak zimne, wynosiła posłanie do dużej stancji. Dopóki nie
miała w sobie tych szczególnych uczuć, mogła spać w tamtym pokoju, obok rannego, i nic
sobie nie robić z opinii wszystkich ludzi, którzy by o tym wiedzieć mogli. Teraz, gdy poczuła
ową niezdławioną, niezniszczalną obawę przed odejściem Odrowąża, wstydziła się być z nim
nocami razem  wstydziła się nieobecnych i niewiedzących ludzi, a nawet siebie samej. Co
prawda  zatliło się w niej pragnienie, żeby go całować w łagodne usta i w smutne, cieniem
zasnute oczy. Częstokroć w nocy umyślnie przy jego łóżku zostawiała latarnię i, skradając się
na palcach z drugiego pokoju do drzwi sypialni, patrzyła bez końca na te usta i na oczy
zakryte powiekami. W tym topieniu oczu w jego ustach była rozkosz śmiertelna. Pocałunek
nie był obcy jej wargom. Wychowana w domu, gdzie było wielu chłopców dorastających,
kuzynów, krewniaków  gdzie trwał nieustanny zjazd gości, sąsiadów i znajomych 
piękna panienka była przedmiotem ciągłej wszystkich pokusy. Nie miała możności odeprzeć
wszelkiego rodzaju nagabywań i zalotów, a ulegając im, sama zapoznawała się ze
zdradziecką siłą powłóczystych spojrzeń, pierwszych powiewów upodobania, przyjemności
zetknięć w ciemnym pokoju i gwałtownych całusów w lica i szyję, niby to wydartych i
skradzionych, a właściwie dobrowolnie ofiarowanych. Nikt jednak z przelotnych
szczęśliwców nie posiadał uczucia panny Mii. Była to raczej łobuzeria pięknej dziewczyny
rozwydrzonej swym powodzeniem, fuga surowej a bujnej natury. Pewien starszy już kuzyn,
który przez czas dłuższy bawił w Niezdołach, podobał jej się jako mężczyzna. Był bardziej
niż inni elegancki, miły, a co najważniejsze, przystojny. Tego odwiedzała nawet dwa razy w
jego stancji gościnnej, ulegając prośbom. Pierwszy raz nie broniła mu pocałunków swych rąk,
drugi raz objęć wpół i całunków w policzki i szyję. Następnie jednak, gdy spostrzegła, że
kuzyn darzy względami każdą przystojną białogłowę, żałowała swego afektu i z całej tej
przygody wyniosła głęboką niechęć. O krewniaku, gdy wyjechał, zapomniała. %7łycie
towarzyskie i stosunki płciowe na dworze niezdolskim nie odznaczały się subtelnością. Było
to życie zamożnej szlachty bez poważniejszej ogłady. Rozmowy były dość trywialne;
stosunki z płcią piękną niemal ordynarne. Toteż panna Salomea pochwytała mnóstwo
najrozmaitszych wiadomości od służby, a głównie z rozmów męskich, które tyczyły się życia
płciowego. Myśli jej stały na poziomie niezdolskim.
Teraz dopiero, w obcowaniu z księciem Odrowążem, spostrzegła coś innego  wyjątkową
miękkość traktowania, grzeczność, czystość, powściągliwość w słowie, pomimo że
współżycie było tak bliskie i z konieczności bezpośrednie. O jego stosunkach familijnych nic
73
prawie nie wiedziała. W czasie choroby z okrzyków w bólach wydawanych, z gorączkowych
wzmianek powzięła wiadomość, że ma matkę. Kiedy indziej w momencie przytomności
wspomniał, że się kształcił w Paryżu i że tam długo przebywał. Z rozmaitych wreszcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl