[ Pobierz całość w formacie PDF ]

114
- Miło było cię poznać, Dominiku. Mam nadzieję, że
jeszcze siÄ™ spotkamy.
Dominik nie mógł uwierzyć, że tak go potraktowano.
Chwycił się ostatniej szansy.
- Ale powiecie Jemimie, żeby zadzwoniła? - spytał
przez ramiÄ™.
- Na pewno. - Pepper otworzyła drzwi.
- Powiedz jej, że przyjadę po nią jutro rano.
- Dobrze. To znaczy, co?
Dom był górą i nawet nie usiłował ukryć zadowolenia,
w jakie wprawił go ten fakt.
- Będę o dziesiątej rano. Jedziemy na wieś. Nie musi
się stroić - rzucił ze schodów. - Niech wezmie tylko jakąś
sukienkę na sobotnie tańce.
Pomachał ręką i zbiegł ze schodów, nie oglądając się
za siebie. Dopiero siedzÄ…c w samochodzie, zaczÄ…Å‚ siÄ™ tak
głośno śmiać, aż po policzkach popłynęły mu łzy.
Och, jego dama w czerwieni byÅ‚a wyÅ›mienitym gra­
czem w szachy. Tyle tylko, że trafiła na lepszego od siebie.
Przegra.
1 oboje będą cieszyć się każdą minutą jej porażki.
ROZDZIAA ÓSMY
Po wyjściu Dominika Izzy i Pepper stały, patrząc na
siebie w milczeniu.
- Nic z tego nie rozumiem - powiedziała w końcu
Pepper. - Jak Jemima mogÅ‚a powiedzieć, że z nim wyjeż­
dża? Nigdy nawet nie wspomniała jego imienia.
- Nie słuchałaś uważnie, Pepper. Powiedział, że dziś
umówili się na tę randkę.
- Ale...
- WÅ‚aÅ›nie. Dzisiaj to ja byÅ‚am Jemima. I z caÅ‚Ä… pew­
nością nie obiecałam mu, że razem gdzieś wyjedziemy.
OkÅ‚amaÅ‚ nas. Ale nie mogÄ™ mu tego zarzucić bez zdradze­
nia całej prawdy. Urocze, prawda?
- Co teraz zrobisz?
- Nie mam pojęcia.
- Chyba nie rozważasz możliwości wyjechania z nim?
- Pepper sprawiała wrażenie mocno zaniepokojonej tą
perspektywÄ….
- Oczywiście, że nie.
- Jak dotąd miałaś szczęście, ale myślę, że ten numer
by nie przeszedÅ‚. JeÅ›li ten czÅ‚owiek rzeczywiÅ›cie jest przy­
jacielem Jemimy...
- Dziś rano niczego nie zauważył.
- No tak, ale co innego wspólny weekend...
- Myślisz, że Jemima naprawdę była z nim w bliskich
stosunkach?
SOPHIE WESTON
116
- Nie mam pojęcia. Pytałam ją o to, ale nie udzieliła
mi konkretnej odpowiedzi.
- To podejrzane. Dominik jest bardzo pociÄ…gajÄ…cy.
Bardzo męski. Wcale bym się nie zdziwiła.
Izzy nie odpowiedziała.
- Przyznaj, że ten facet ma coś w sobie. Potrafi śmiać
siÄ™ jak nikt inny.
- Nie interesują mnie nałogowi kłamcy.
- I całe szczęście.
- Dlaczego?
- Jeśli zamierzasz dalej udawać siostrę, to nie masz
żadnych szans na przeżycie z nim przygody jako Izzy.
- Wcale tego nie chcÄ™.
- A więc jednak podoba ci się!
- Nieprawda. Nie lubię tylko, jak mi się mówi, co mam
robić, a czego nie.
- W łóżku od razu poznałby, że nie jesteś Jemima. Tam
nikogo nie da się oszukać. To nie jest typ faceta, który
Å‚atwo siÄ™ poddaje.
- Ja też nie. A Jemima na mnie liczy. Nie pozwolę,
żeby Dominik Templeton-Burke stanął nam na drodze.
- Dzielna jesteś - Pepper poklepała Izzy po ramieniu.
Izzy poszła do swojej sypialni. Wcale nie czuła się
dzielna. Czuła się głupio i nie wiedziała, co robić.
Cóż, bywała już w gorszych opałach w życiu. Najpierw
musi oszacować ryzyko. Musi dokładnie wybadać, jak
blisko zaprzyjaznieni byli Dominik i Jemima. %7Å‚adnych
domysłów. %7Å‚adnych gier. Jemima musi dokÅ‚adnie powie­
dzieć jej, co ją łączy z Dominikiem.
Zadzwoniła do kliniki. Bezskutecznie. Pani Dare była pod
wpływem leków usypiających. Potrzebowała odpoczynku.
Nie można łączyć żadnych rozmów telefonicznych.
ZAKOCHANY PODRÓ%7Å‚NIK 117
- Ale to ważne - nalegała Izzy.
Pielęgniarka najwyrazniej nieraz już to słyszała. Była
grzeczna, ale stanowcza. ZaproponowaÅ‚a, żeby Izzy za­
dzwoniła do lekarza i wytłumaczyła mu, że musi pilnie
skontaktować się z siostrą.
Izzy wolno odłożyła słuchawkę. Nie może zadzwonić
do lekarza i powiedzieć mu, że chce spytać siostrę, czy
była w łóżku z mężczyzną, z którym zamierzała wyjechać
na weekend.
Z mężczyzną, w którym się chyba zakochała.
SkÄ…d jej to przyszÅ‚o do gÅ‚owy? To jakiÅ› absurd. Dlacze­
go miałaby zakochać się kimś, kto uważa ją za zupełnie
innÄ… osobÄ™?
Seks. To wszystko wina salsy. Z czasem jej przejdzie.
Tylko dlaczego miała wrażenie, że wcale nie chce, aby
jej to przechodziło?
Rano Izzy czuła się jeszcze gorzej. Otworzyła szafę
siostry, żeby wybrać stosownÄ… garderobÄ™. SpakowaÅ‚a wa­
lizki i usiadła na nich w korytarzu. Czuła się podle i wcale
nie sprawiała wrażenia modelki, która odniosła sukces.
- Jesteś szalona - powiedziała bez ogródek Pepper.
- Wiem.
- Nie musisz tego robić. Zejdz na dół i powiedz, że
zmieniłaś zdanie. On przecież wie, co jest grane.
- Ale może uda mi się przekonać go, żeby dotrzymał
tajemnicy.
Pepper popatrzyła na nią z niedowierzaniem i pokręciła
głową.
- W każdym razie, jak wszystko się rozsypie, zadzwoń
do mnie. BÄ™dÄ™ w Oksfordzie, ale jeÅ›li bÄ™dzie trzeba, przy­
jadÄ™ ci na ratunek. A przy okazji, masz jakieÅ› pieniÄ…dze na
taksówkę?
SOPHIE WESTON
118
- Tak, mamusiu. Mam na taksówkę.
- W takim razie życzę powodzenia. - Pepper uścisnęła
jÄ… serdecznie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Obie
podskoczyły jak oparzone.
Pepper podniosła słuchawkę domofonu.
- Tak, Jemima już schodzi.
Podała kuzynce skórzaną torbę i uśmiechnęła się.
- Pamiętaj, myśl jak Kleopatra, poruszaj się jak bogini.
- Dam sobie radÄ™ - powiedziaÅ‚a Izzy, bardziej do sie­
bie niż do Pepper.
- Nie wątpię. Nie zapominaj, że jesteś gwiazdą.
- Jestem idiotkÄ…, i to w dodatku upartÄ….
Zarzuciła torbę na ramię i wyszła z mieszkania. Gdyby
nie Jemima, nigdzie by nie pojechaÅ‚a. Nie z tym mężczy­
zną, który zachowywał się jak macho.
Tylko dlaczego, pomimo że tak bardzo staraÅ‚a siÄ™ za­
pomnieć o tamtej nocy, jej ciało nieustannie jej o tym
przypominało? Aączyło ich coś więcej niż tylko salsa.
WystarczyÅ‚o, że ten mężczyzna na niÄ… spojrzaÅ‚, a tempe­
ratura jej ciała podnosiła się o kilka stopni.
- Cholera - mruknęła przez zaciśnięte zęby. - Niech
to jasna cholera.
Myśl jak Kleopatra, poruszaj się jak bogini!
Drzyj jak nastolatka? Niedoczekanie jego!
Nie zakocha siÄ™ w tym mężczyznie. Nic z tego. Ostat­
nie schody pokonała niczym modelka na wybiegu.
Dominik czekał na dole. Jego imponujący samochód
stał zaparkowany przy krawężniku.
Bez słowa wziął od niej torbę, nie próbując pocałować
jej na powitanie.
Izzy była przygotowana na odparcie jego ewentualnych
ZAKOCHANY PODRÓ%7Å‚NIK 119
zalotów i fakt, że nawet nie spróbował się do niej zbliżyć,
mocno ją zirytował.
- Gratulacje. JesteÅ› na czas.
- Zawsze jestem na czas - powiedziała Izzy, zbyt
pózno przypominając sobie, że Jemima notorycznie się
wszędzie spózniała.
Och, jeszcze nie wsiedliÅ›my do samochodu, a już po­
pełniłam błąd.
Jednak Dominik nie zareagował. Może on nigdy nie musiał
czekać na Jemimę? Ta myśl nie bardzo ją pocieszyła. Och Jay
Jay, czyżbyś naprawdę go lubiła? Sama myśl o tym napełniała
ją smutkiem. Miała ochotę zawrócić i pobiec do domu.
- Nie dość, że piękna, to jeszcze punktualna. Jesteś
naprawdę wyjątkową kobietą - powiedział, uśmiechając
siÄ™ do niej czarujÄ…co.
Izzy zmusiła się do uśmiechu.
Do diabÅ‚a, tego ranka wyglÄ…daÅ‚ jeszcze lepiej niż ostat­
nio. MiaÅ‚ na sobie dżinsy i koszulÄ™ z podwiniÄ™tymi rÄ™ka­
wami, które odsłaniały muskularne ramiona.
Może sobie udawać angielskiego dżentelmena, ale wi­
dziaÅ‚a, że to mężczyzna, który potrafi utorować sobie dro­
gę przez dżunglę. I zapewne nie raz to robił. Nie wolno
jej zapominać o tym, że w fizycznej konfrontacji nie mia­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl