[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miejskiej młodzie\y. Był tylko jeden problem. Telewizja jest droga. Nastolatki z całej okolicy
przysyłały swoje drobne oszczędności, \eby pomóc nam w finansowaniu tego programu, ale
mimo to pod koniec tych pierwszych trzynastu tygodni mieliśmy cztery i pół tysiąca dolarów
długu.
 Wygląda na to, \e będziemy musieli zrezygnować z tego programu, zanim doczekamy się
powa\niejszych rezultatów  powiedziałem na specjalnym spotkaniu naszego komitetu,
zwołanym w celu omówienia naszego krytycznego poło\enia.
Wszyscy zdawali się ze mną zgadzać. Chcieliśmy kontynuować ten eksperyment przez
kolejnych trzynaście tygodni, ale wydawało się to po prostu niemo\liwe.
Wtedy wstał jakiś człowiek siedzący z tyłu sali. Nigdy wcześniej go nie widziałem: nosił
koloratkę i w pierwszej chwili pomyślałem, \e jest duchownym Kościoła episkopalnego.
 Chciałbym coś zaproponować  powiedział. Przedstawił się jako pastor Harald Bredesen,
duchowny Holenderskiego Kościoła Reformowanego z Mount Vernon w stanie Nowy Jork.
 Oglądałem pana programy i podoba mi się ich bezpretensjonalność, świe\ość. Zanim
ostatecznie zaniechacie ich nadawania, mo\e zechcielibyście porozmawiać z pewnym moim
znajomym?
W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami, bo nie rozumiałem o co tu chodzi, jednak
wystarczająco dobrze znałem metody działania Ducha Zwiętego, \eby nie wziąć pod uwagę
tego, i\ być mo\e zamierza właśnie otworzyć przed nami jakieś drzwi.
Następnego dnia Harald i ja udaliśmy się na Manhattan, by zobaczyć się z Chasem
Walkerem, wydawcą ilustrowanego czasopisma. Pan Walker wysłuchał uwa\nie opowieści o
naszej pracy i o tym, jak to się wszystko zaczęło. Wydawał się być tym zainteresowany, ale
pod koniec rozmowy sprawiał równie\ wra\enie nieco zakłopotanego.
 Ale co ja mogę w tej sprawie zrobić?  zapytał.
 Będę z tobą szczery  odrzekł Harald.  Potrzebujemy dziesięć tysięcy dolarów.
Pan Walker zbladł. Ja równie\.
Wtedy pan Walker zaczął się śmiać.
 Có\, to zabrzmiało jak komplement. Z całą pewnością nie mam tych dziesięć tysięcy
dolarów. A zbieraniem funduszy raczej się nie zajmuję. Jak to się stało, \e z tą potrzebą
przyszliście właśnie do mnie?
 Właściwie nie umiem odpowiedzieć na to pytanie  powiedział Harald.  Od czasu jak tylko
dowiedziałem się o istnieniu tego projektu, miałem bardzo wyrazne przeświadczenie, \e w
jakimś sensie trzymasz w swej ręce klucz do tego wszystkiego. Kiedykolwiek o tym
myślałem, natychmiast przychodziło mi do głowy: Chase Walker! Nic konkretnego  tylko to.
Harald wyczekująco zamilkł. Walker nie odezwał się ani słowem.
72
 Có\  powiedział raczej zmartwiony Harald  Pomyliłem się. Ale takie odczucie, zwłaszcza
gdy pojawia się z taką siłą, zwykle nie jest bez znaczenia.
Pan Walker wstał z krzesła na znak, \e czas naszej wizyty dobiega końca.
 Dam wam znać, jeśli przyjdzie mi coś do głowy. Tymczasem dziękuję, \e mi to wszystko
opowiedzieliście.
Byliśmy ju\ za drzwiami jego gabinetu, kiedy nagle zawołał nas z powrotem:
 Słuchajcie, Harald, Dawid. Zaczekajcie chwilę&
Zawróciliśmy i z powrotem weszliśmy do biura Walkera.
 Właśnie stało się coś dziwnego. Dostałem dziś telegram, którego zupełnie nie rozumiem.
Przerzucił papiery na swoim biurku usilnie go szukając. Telegram był od W. Clementa
Stone'a, prezesa ubezpieczeniowej firmy Combined Insurance Company of Chicago,
przyjaciela Walkera. Zawierał następującą wiadomość:  Poprzedni telegram niewa\ny. Będę
w środę w Savoy Hilton .
 To dzisiaj  powiedział pan Walker  ale nie dostałem \adnego poprzedniego telegramu. I
czemu mnie zawiadamia, \e będzie w mieście, skoro nie planowaliśmy \adnego spotkania?
Mo\e jego sekretarka pomyliła moje nazwisko z kimś innym&
Walker przez chwilę przyglądał się z zaciekawieniem Haraldowi, potem wziął ołówek i
pośpiesznie napisał coś na kartce papieru.
 Idzcie do Savoya  powiedział, podając nam tę kartkę w nie zaklejonej kopercie.  Pytajcie
o pana Clementa Stone'a. Jeśli tam będzie, posłu\cie się tym listem ode mnie i zobaczcie, co z
tego wyniknie. Mo\ecie to przeczytać, jeśli chcecie.
Przeczytaliśmy więc czekając w holu na windę.  Drogi Clem, przedstawiam Ci Dawida
Wilkersona, który robi wspaniałą robotę wśród nastolatków w naszym mieście. Dawid
potrzebuje na ten cel 10 tys. dolarów. Mo\esz uwa\nie wysłuchać, co ma do powiedzenia i,
jeśli będziesz tym zainteresowany, jakoś mu pomóc. Chase .
 To najgłupsza rzecz o jakiej kiedykolwiek słyszałem  powiedziałem Haraldowi  Czy
naprawdę sądzisz, \e powinniśmy się zobaczyć z tym człowiekiem?
 Oczywiście  odpowiedział Harald. Nie miał w tej kwestii \adnych wątpliwości.
Dwadzieścia minut pózniej pukaliśmy do drzwi jednego z pokoi w Savoyu. Było wpół do
szóstej. Otworzył nam mę\czyzna zawiązujący sobie właśnie muszkę. Najwyrazniej szykował
się do wyjścia na kolację.
 Pan Stone?
Mę\czyzna skinął głową.
 Proszę nam wybaczyć, mamy dla pana list od pana Chase'a Walkera.
Stojąc w drzwiach, pan Stone przeczytał liścik, po czym zaprosił nas do środka. Wydawał się
tak samo zakłopotany tą sytuacją, jak my. Powiedział, \e za kilka minut musi ju\ być na dole,
ale, jeśli zechcielibyśmy mówić, chętnie nas posłucha kończąc się ubierać.
Piętnaście minut pózniej pan Stone był ju\ gotowy do wyjścia, a ja dopiero zacząłem
wyjaśniać, co to jest misja Teen-Age Ewangelism
 Muszę ju\ wychodzić  powiedział uprzejmie pan Stone  ale jeśli poleca was Chase
Walker, to mi wystarcza. Podoba mi się pańska działalność. Proszę przysłać mi swoje
rachunki. Zapłacę je do sumy dziesięciu tysięcy.
Harald i ja spojrzeliśmy na siebie całkowicie oszołomieni.
 A teraz panowie wybaczą  pan Stone skierował się do drzwi  Mo\e końcówkę swojej
opowieści nagra pan na taśmie i mi przyśle? Kiedy następnym razem będę w Nowym Jorku,
zło\ę panu wizytę. Porozmawiamy o szczegółach&  i ju\ go nie było.
Te dziesięć tysięcy poszło na spłatę naszych długów, opłatę kolejnych trzynastu tygodni i film
 Vulture on my veins (Sęp na moich \yłach) o narkomanii wśród nowojorskiej młodzie\y.
Ale te pieniądze dały nam te\ coś więcej ni\ tylko środki na nakręcenie filmu i zakup czasu
antenowego. Pozwoliły te\ nam jeszcze powa\niej traktować tę słu\bę. Coraz wyrazniej
73
dostrzegaliśmy w naszej działalności rękę Pana. I jak długo zostawialiśmy prowadzenie Jemu,
mogliśmy się radować towarzyszącymi naszej drodze cudami.
74
Krzy\ i sztylet
Krzy\ i sztylet
Krzy\ i sztylet
Krzy\ i sztylet
Rozdział 14
Rozdział 14
Rozdział 14
Rozdział 14 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exclamation.htw.pl